poniedziałek, 31 grudnia 2012

Zużyciowe podsumowanie grudnia 2012

Zacznę od tego, że wszystkim Wam życzę przyjemnego dnia/wieczoru/nocy sylwestrowej. Czy imprezujecie, zostajecie w domu, czy też pracujecie - niech to będzie przyjemny czas :) A w Nowym Roku niech szczęśliwe chwile zdecydowanie przeważają nad tymi złymi :*

***
A ponieważ nie chcę w Nowy Rok wejść z siatką pustych opakowań, dziś zużycia :) Notkę planowałam na wczoraj, ale miałam spory tłumek w barze i nie zdążyłam napisać posta. Myślę, że dziś też będzie sporo pracy, ale cieszę się, bo chcę coś zarobić, żeby mieć pretekst to skorzystania z wyprzedaży ;) Taki lisek-chytrusek ze mnie :]

Będąc w Polsce wydenkowałam:

  • Kilka próbek i saszetek. Silikonowa baza pod makijaż Sephory zupełnie nie przypadła mi do gustu. Przyspieszała przetłuszczanie się buzi, trochę mnie podpychała. No ale ja nie lubię baz silikonowych i nic tego nie zmieni. Masło do ciała z mocznikiem LRP wykorzystałam na stopy. Były zadowolone. Krem na naczynka z Yves Rocher bardzo mnie zaciekawił. Na lato będzie zbyt ciężki, ale na zimę ma idealną konsystencję - nawilża i chroni skórę, bardzo dobrze współpracuje z makijażem. Przyjemny. Żel do mycia twarzy Biodermy nie podbił mojego serca. Zawiera SLS czy coś w ten deseń (obserwacja na podstawie piany), jest barwiony. Myje dobrze, ale powoduje uczucie ściągnięcia skóry. Nie skuszę się. Te próbki trafiły do mnie od Hexxany :* O peelingu i masce do rąk Perfecty już pisałam (klik). Peeling do stóp Bielendy dobry - robi, co ma robić, czyli ściera.
  • Końcówkę masła do rąk z masłem shea Yves Rocher również podesłała mi Hexx. Masło było treściwe, zostawiało ochronną warstwę na dłoniach. Nawilżało bardzo dobrze. Po nocy z masłem pod rękawiczkami skóra dłoni była w bardzo dobrej kondycji.
  • Antyperpirant mineralny Garniera - n-te opakowanie. Ulubieniec od lat.
  • Żel pod prysznic Wellness Beauty o zapachu vanilla & macadamia. Pachniał przyjemnie, dobrze mył, nie wysuszał skóry. Przyjemne myjadło.


A w UK:

  • Olejek Alterry granat&awokado. Nie pisałam osobnej recenzji, bo olejek niestety został wycofany :( Nie miałam do niego zastrzeżeń, no chyba że do niewygodnego opakowania. Przyjemnie pachniał, dobrze nawilżał ciało, włosy były po nim błyszczące i nawilżone. Wielka szkoda, że Rossmann z niego zrezygnował.
  • O mydle jabłkowym pisałam (klik). Było świetne, ale nie podpasował mi zapach.
  • Z korektorem Stay Matte Rimmela bardzo się polubiłam (klik). Nie wykluczam powrotu do niego, ale na razie zabieram się za testowanie korektora z Alverde :)
  • Bronzer Rimmela trafia do kosza, bo ma milion lat (to mój pierwszy świadomie kupiony bronzer; wcześniej miałam jakieś dwa bronzery, ale nie wiedziałam, do czego służą) i pokruszył mi się przy upadku. Opakowanie ma tendencję do samoistnego otwierania się. Sam bronzer miał dość ciepły, ale nie pomarańczowy odcień. Był matowy, co mi bardzo odpowiadało. Na początku kosmetyk służył mi dobrze, ale z czasem zaczął schodzić plamami i odnaczać się na skórze. Raczej do niego nie wrócę...
  • Żel do higieny intymnej Femfresh. Kupuję, bo w UK nie ma wyboru w tej kategorii :/
  • Szampon piwny Barwy. Przyzwoity - klik.
  • Modelujące sylwetkę serum Eveline z efektem rozgrzewającym - palący przyjaciel (klik).
  • Krem do rąk The Body Shop - jedna wielka pomyłka (klik).
  • Krem pod oczy Alterry z wyciągiem z dzikiej róży, który dostałam od Lady In Purplee. Nie miałam się do czego przyczepić (klik).
  • Filtr przeciwsłoneczny La Roche-Posay. Świetny! (kilk)


Miniaturki, próbki, pozostałe:

  • Żel pod prysznic Yves Rocher od Lady In Purplee. Pięknie pachniał pieczonym jabłkiem, mył, nie wysuszał skóry. Czego chcieć więcej?
  • Żel pod prysznic Isany od Eweliny. Ślicznie pachniał owocowym jogurtem, dobrze mył nie przesuszał skóry. Przyjemny.
  • Mleczko do ciała Wellness Beauty, też od Eweliny. Ładnie pachniało, dobrze koiło skórę po kąpieli.
  • Odżywka do włosów TRESemme Naturals. Dla moich kłaków trochę za bogata. Póki co jedyna łatwo dostępna odżywka bez silikonów na brytyjskim rynku, jaką znalazłam. Szkoda, że mi trochę obciąża włosy :(
  • Sól do kąpieli Wellness Beauty. Używałam do moczenia stóp. Ładnie pachniała, dawała trochę piany - byłam zadowolona.
  • Bibułki matujące z Bootsa. Dużo lepsze od bibułek Superdrug, bo są od nich większe, grubsze i mocniejsze. Niemniej również niestety zawierają talk...
  • Rybki anti-age z Rival de Loop, je również podesłała mi Hexx. Mieszałam ze spiruliną, więc nie mogę ocenić działania na skórę.
  • O korektorze po oczy z P2 napiszę osobną notkę, bo oprócz tej próbki mam pełnowymiarowe opakowanie, a produkt jest zdecydowanie godny uwagi.
Uff, koniec. Ale mi dobrze poszło (Narcyz) ;)

niedziela, 30 grudnia 2012

Mobile Mix #4

Święta, Święta... Spędziłam je przede wszystkim w gronie rodzinnym. Wigilia była u nas, w Pierwsze Święto zjedliśmy całą rodziną (wliczając dziewczynę mojego najmłodszego brata) obiad, w Drugie Święto odwiedziła nas babcia oraz kilka cioć i wujków.

Na zdjęciach choinka moich rodziców i stroik zrobiony przez mamę :)

Ileż się jadło w tym czasie! Tu poczęstunek u brata i bratowej. Uwielbiam ich kominek :)






W Drugie Święto dziewczyna brata, która jest młodziutką, ale bardzo zdolną fryzjerką, zrobiła mi kłosa. Ja niestety tak pleść nie potrafię :(









Wieczorki umilał mi duet - wosk Sparkling Angel YC od Słomki i kominek od najmłodszego brata :)

Bardzo lubię czytać książki w takiej atmosferze :) Przeczytałam dwie...
















Kryminał napisany przez polskiego dziennikarza śledczego. Były przestępca zostaje niejako wplątany w pewną aferę przez byłego kolegę z celi. Wkrótce staje się głównym podejrzanym w zbrodni, której nie popełnił. Na własną rękę wszczyna śledztwo. Leje się trochę krwi, ginie kilka osób, ale zagadka zostaje rozwiązana. Ciekawiły mnie fragmenty dotyczące trójmiejskiej mafii ;)

Czytało się ok, ale nawet gdybym nie wiedziała, kto napisał książkę, od razu domyśliłabym się, że autorem jest facet. Język i styl jest taki... męski.

"Niewidzialni" to bardzo, bardzo, bardzo ciekawy reportaż na temat Aborygenów i ich statusu w społeczeństwie australijskim. Teraźniejszość przeplata się z co ciekawszymi wycinkami aborygeńskiej historii. Dowiadujemy się sporo o kulturze i stylu życia Aborygenów, poznajemy ich sposób myślenia. Warto po książkę sięgnąć!






W czwartek spotkałam się z Justyną i Słomką i zrobiłyśmy sobie mały rajd po drogeriach. Głównym punktem programu była nowo otwarta w Gdyni drogeria Hebe ;) Na dobrych kilka minut utknęłyśmy również w sklepie oferującym wybrane produkty Yankee Candles.








A potem wybrałyśmy się na pogaduchy do Starbucksa. Polecam pierniczkową latte - była tak dobra, że nawet niepijąca kawy Słomka się na nią skusiła :)








Po przemiłym spotkaniu z Dziewczynami udałam się do Multikina w Rumi, gdzie umówiłam się z Przyjaciółkami na "Hobbita". Film ogromnie mi się podobał. Może nie był jakoś bardzo poważny, ale mnie humor sytuacyjny i słowny kupił. Poza tym nie zapominajmy, że książka nie jest napisana w poważnym tonie. Uważam, że udało się to reżyserowi oddać. Poza tym te widoki, te efekty specjalne! Jestem bardzo na tak :)

Po filmie zdarzył mi się malutki wypadek. Spadłam ze schodów (nie pytajcie... obcasy + deszcz + bycie życiową fajtłapą robi swoje), ale skończyło się tylko na dziurawych spodniach i kilku solidnych obtarciach. Żadnej kości nie złamałam, a zimą i tak noszę kryjące rajstopy, jeśli zachce mi się pochodzić w spódnicy ;)






Jedyny drogeryjny nabytek. Chciałam wypróbować słynną bazę pod brokaty. Nic innego w Rossie czy Naturze nie kupiłam. Z Hebe też tym razem nic nie wyniosłam.














A w piątek nastąpił powrót do rzeczywistości. Nowy terminal na lotnisku w Gdańsku robi wrażenie!










Buziaki :*

sobota, 29 grudnia 2012

La Roche-Posay, Anthelios AC 30 SPF UVB + UVA

Filtr La Roche-Posay odkryłam latem 2011 roku. Odkryłam i pokochałam.


Produkt znajduje się w plastikowym opakowaniu z "dzióbkiem". Całość znajdowała się jeszcze w kartoniku, ale gdzieś go zapodziałam. Mazidło ma bardzo rzadką konsystencję i biały kolor.

Będzie krótko i na temat. Jak dla mnie ten filtr nie ma wad. Bardzo dobrze chroni przed promieniowaniem, nie bieli twarzy, wchłania się do matu, jest nietłusty, nie zapycha, nie podrażnia, stanowi doskonałą bazę pod makijaż. Kosztuje ok. 70 zł, ale jest bardzo wydajny, co rekompensuje ten wydatek.

Uwielbiam i polecam :)

Znacie? Lubicie?

Prezenty świąteczne vol. 2

Cześć Dziewczyny. Nadaję już z UK. Pobyt w Polsce minął jakby to był jeden dzień...

Kilka dni temu pokazywałam tu przemiłe paczuszki, które dostałam od kilku blogowych koleżanek :* Dziś reszta. Muszę przyznać, że w tym roku Mikołaj niesamowicie się spisał. Wszystko, ale to wszystko niezwykle mi się podoba i w sumie wciąż jestem w szoku i nie wierzę, że dostałam tyle skarbów.

Od Rodziców:



+ piżamka :)

Od Brata i Bratowej:


Od drugiego Brata i Jego Dziewczyny (zainspirowali się wish-listą, którą wkleiłam tu na początku grudnia):


Od mojej Przyjaciółki Słomki:


Od Johnny'ego, mojego szefa, i jego narzeczonej Natalii (prezent wprawił mnie w prawdziwe osłupienie, nie spodziewałam się tak kosztownego upominku!!!!):


A zakończę paletką cieni i eyelinerem, które dostałam w spadku po Przyjaciółce, bo nie pasowały jej kolory:


Tak, Mikołajowi muszę jakąś dobrą whiskey postawić ;)

czwartek, 27 grudnia 2012

Eveline, slim 3D, termoaktywne serum modelujące talię, brzuch i pośladki

Serum kupiłam nie z nadzieją, że mnie odchudzi (czy ktoś w ogóle wierzy, że kosmetyk może tak zadziałać?), ale oczekiwałam ujędrnienia skóry.

Kosmetyk ma postać czerwonego żelu i według mojego nosa pachnie anyżowo. Wchłania się bardzo wolno, umożliwiając dłuższy antycellulitowy masaż. Tuba o pojemności 250 ml wystarczyła mi na około 6 tygodni stosowania raz dziennie na brzuch, uda i pośladki.


























Producent obiecuje:




Przeczytałyście fragmenty o "przyjemnym uczuciu ciepła"? Baaardzo łagodnie powiedziane. Produkt wywołuje uczucie palenia, które trwa przez kilkanaście minut. Człowiek dosłownie czuje się, jakby siedział na rozżarzonych węglach... 

Efekty?

Redukuje tkankę tłuszczową, wyszczupla i modeluje zgrabną linię talii. - nie moje drogie, kosmetyk nie redukuje tkanki tłuszczowej. Zrobi to tylko dieta w połączeniu z ćwiczeniami. Jeśli chodzi o modelowanie, mam wrażenie, że mimo iż waga stoi w miejscu (od dwóch miesięcy jestem na samej diecie, ale zgubiłam tylko 0,5 kg), wyglądam trochę szczuplej. Niestety nie wiem, czy to sprawka serum, czy regularnych igraszek z masażerem :P

Unosi pośladki i widocznie koryguje ich kształt - tak, w niewielkim stopniu, i jest to bezpośrednio związane z ujędrnieniem skóry.

Znacząco redukuje cellulit oraz poprawia elastyczność i jędrność skóry. - Cellulit jaki miałam, taki mam, ale serum rzeczywiście widocznie uelastycznia i ujędrnia skórę - i o to mi chodziło.

Podsumowując, nie jest to kosmetyk cud, ale jest bardzo dobrym zawodnikiem wśród mazideł antycellulitowych. Jednakowoż ze względu na efekt intensywnego grzania zalecałabym ostrożność naczynkowcom i wrażliwcom. Ja mam na udach taką wyraźną sieć pajączków, że mi już nie robiło, czy się pojawią nowe (czego nie zaobserwowałam).

Dla ciekawych skład:


środa, 26 grudnia 2012

Przykładowy makijaż dla opadającej powieki

Post ten powstał na prośbę srebrnejLENTI, która, jak ja, ma opadającą powiekę i z tego, co pisała, jest na początku poszukiwania makijażu dla siebie. Mam nadzieję, że trochę pomogę :) Poniżej pokażę, jak maluję się w 95% przypadków (bo czasami lubię sobie poeksperymentować), a do tego "modelu" doszłam metodą prób i błędów. A tych było wiele, ale na tym zawsze polega proces nauki. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i nie zniechęcać porażkami w myśl zasady, że to praktyka czyni mistrza.

Porównanie przed i po:

Abstrahując od faktu, że makijaż pozwala mi skorygować niedoskonałości cery, widać, że za pomocą cieniowania optycznie powiększam i otwieram sobie oczy. I właśnie o ten efekt chodzi. Wiem, że nie jest idealnie, ale hej, to jest makijaż na mój codzienny użytek, a ja sama jestem w tej kwestii laikiem :)

Jak to robię krok po kroku:

1. Przygotowuję sobie twarz tak, jak lubię. Podkreślam brwi. Na powiekę zawsze aplikuję bazę, ponieważ taka budowa oka niesamowicie sprzyja rolowaniu się cieni. Zwykle potem aplikuję na całą powiekę cielisty cień, na którym będzie mi się łatwiej rozcierało i łączyło inne cienie.

2. Na całą ruchomą powiekę i w naturalne załamanie nakładam najjaśniejszy cień - tu inglotowe złotko, które dostałam od Eweliny (pędzel: Maestro, Złota Kolekcja). Cień optycznie uwypukla schowaną pod "poduszką" ruchomą powiekę.

3.  Kreuję sobie nowe załamanie nad naturalnym załamaniem powieki ciemniejszym cieniem (tu burgund z paletki Storm Sleeka). Robię to zawsze przy otwartym oku, patrząc przed siebie. Pędzel: kulka z Essence.

4. Najciemniejszym cieniem (tu sleekowa czerń) zaznaczam "V" w zewnętrznym kąciku, żeby go jeszcze bardziej zdefiniować. Jest to krok opcjonalny, można spokojnie pominąć. Pędzel: Zoeva, pencil brush.


5. Za pomocą puchatego pędzla (Inglot 6SS) i cielistego cienia rozcieram wszystkie ostre granice, czyli blenduję cień w załamaniu w górę i rozcieram granice cieni w zewnętrznym kąciku.

6. Jaśniuteńkim, rozświetlającym cieniem podkreślam miejsce pod łukiem brwiowym i wewnętrzny kącik. Pędzel: kulka Maestro ze Złotej Kolekcji.


 7. Następnie zabieram się za robienie kreski. Mam trzy opcje. Po pierwsze, mogę poprzestać na podkreśleniu samej linii rzęs (1). Po drugie, mogę zrobić kreskę, która jest grubsza w zewnętrznym kąciku i robi się coraz chudsza w miarę zbliżania się do kącika wewnętrznego. Kreska jest bez jaskółki (2). Po trzecie, jeśli budowa kącika na to pozwala, można sobie zrobić jaskółkę (3). Tu trzeba po prostu poeksperymentować i zobaczyć, co nam pasuje.


8. Ponieważ ostatnio lubię, kiedy kreska jest roztarta, robię to za pomocą cienia w kolorze kredki i precyzyjnego pędzelka, np. Maestro ze Złotej Kolekcji. Krok ten można pominąć.

9. Matowym cieniem podkreślam dolną powiekę. Pędzel: Zoeva pencil brush.

10. Linię wodną podkreślam cielistą lub białą kredką. Zabieg ten dodatkowo otwiera oko.

11. Teraz można użyć zalotki (ja osobiście nie czuję takiej potrzeby). Tuszuję rzęsy. Staram się, aby były jak najlepiej uniesione, co również bardzo otwiera oko.

Efekt końcowy:



Oczywiście można sobie dowolnie dobierać kolory cieni. Należy tylko pamiętać, że najjaśniejszy cień nakładamy na ruchomą powiekę, ciemniejszym kreujemy sobie załamanie, a najciemniejszym podkreślamy zewnętrzny kącik, jeśli mamy na to ochotę. No i rozświetlamy wewnętrzne kąciki i miejsca pod łukiem brwiowym. Przy kreskach panuje całkowita dowolność. Można rysować wyraźne kreski eyelinerami płynnymi czy w żelu, można korzystać z kredek czy cieni - co kto lubi :)

Wiele dziewczyn twierdzi (często się z tym spotykam), że nie warto malować opadających powiek "skoro i tak nic nie widać". Zupełnie się z tym stwierdzeniem nie zgadzam. Makijażem można wymodelować i otworzyć oko, a całe cieniowanie doskonale widać za każdym razem, kiedy spuszczamy wzrok, np. coś czytając. A zatem nie ma co narzekać na swoją budowę oka, a raczej znaleźć model makijażu do niej pasujący!

wtorek, 25 grudnia 2012

Flormar, Duo 2x Chrome Nail Enamel, DC05

Ale ze mnie gapa! 5 dni temu blogowi stuknęły 2 lata, a ja przegapiłam.... Shame on you Kinga! Taki ważny element codzienności ;)

A wracając do tematu...

Ten niejednoznaczny lakier dostałam od Lady In Purplee :* Same zobaczcie, ile ma twarzy... (i jak dobrze pasuje do choinki)
  • Dostępność: wyspy Flormar
  • Cena: 12-13 zł
  • Pojemność: 11 ml
  • Kolor: zacznijmy od tego, że moim zdaniem to nie duochrom a multichrom. Mieni się od turkusu, po leśną zieleń, oliwkową zieleń i złoto. Do tego ma w sobie glassfleckowe drobinki. Widać pociągnięcia pędzelka.
  • Konsystencja: w sam raz
  • Pędzelek: klasyczny
  • Krycie: do pełnego krycia potrzebujemy dwóch warstw
  • Wysychanie: w normie
  • Zmywanie: bez problemów
  • Trwałość:wytrzymał od poniedziałku do piątku (czyli 5 dni), zanim zaczął odpryskiwać



Świetny jest :]

niedziela, 23 grudnia 2012

Prezenty (przed)świąteczne vol. 1

Nie było jeszcze Gwiazdki, u mnie w domu nawet choinki jeszcze nie ma, a mimo to zostałam już obsypana prezentami. Dziewczyny, jesteście niesamowite i bardzo, bardzo Wam dziękuję :*

Paczuszka od BeautyWizaz, która wysłała mi jedną paczkę do UK, ale paczka ta zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Ewelina, choć nie musiała, wysłała mi następną...


W paczce znalazłam cudny lakier 366 (pamiętacie, jak wspominałam, że marzy mi się ta kolekcja?), śliczny cień AMC 154 i pustą paletkę na 10 cieni.


Od Hexxany:


Dostałam tu próbki kremów do cery naczynkowej i dużo odlewek, zwłaszcza różnorakich mazideł do rąk. No i Asia również sprawiła mi coś z wish-listy - pędzel do różu Hakuro H24 *_*


Od Diggerowej


Wysłałam Amandzie perfumy, które mnie strasznie męczyły i kilka drobiazgów. W zamian Digg dokarmiła mój różo-, lakiero- i maseczkoholizm. Usta też zostały dopieszczone :)


Od Słomki:


Moja pierwsza tarta YC! Zapach sparkling angel, jest cudna :) Ponieważ nigdy wcześniej nie miałam tart, nie posiadałam kominka. Napomknęłam o tym fakcie najmłodszemu bratu, a On, kochany, mi taki kominek sprawił.


Od Przyjaciółki:


Słodycze i wymarzony top coat :)

***

Korzystając z okazji życzę Wam radosnych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, spędzonych wesoło w gronie najbliższych :*

piątek, 21 grudnia 2012

Mobile Mix #3

Oj działo się trochę w tym tygodniu...

 Pierwszy etap podróży do Polski to pociąg z Blackpool do Liverpoolu. Na zdjęciach macie stację w Blackpool i rzeczony pociąg. Niespecjalnie przepadam za tym środkiem lokomocji: pociągi są małe, ciasne, zawsze jest w nich strasznie zimno i są przeciągi. Tym razem jednak nie było mi dane przeżyć tej wątpliwej przyjemności. Pociąg... się zepsuł. Ostatecznie, żeby dojechać na czas na lotnisko, musiałam wywalić sporą kasę na taksówkę, która z powodu karambolu  na autostradzie na pół godziny utknęła w korku. Na samolot na szczęście zdążyłam - tym bardziej, że okazało się, iż lot był opóźniony...

Lotnisko w Liverpoolu było o tej porze (20.00-21.30) puste z wyjątkiem grupy Polaków udających się do Gdańska. To był ostatni lot w poniedziałek :]









 We wtorek uskuteczniłam ostatnie świąteczne zakupy a potem...
 ... spotkałam się przy kawie, hektolitrach pysznej herbaty, moim pierwszym w życiu crumble, rozpływającym się w ustach pierniku, filcu i mulinie z Justyną, Słomką, Kataliną i Stri-lingą :)
 W zeszłym roku piekłyśmy razem pierniczki. W tym roku zaś padło na szycie ozdób świątecznych, czy, jak w moim przypadku, futerałów na telefon, z filcu :) No i oczywiście gadałyśmy, gadałyśmy, gadałyśmy...
 A to moje dzieło. Uszycie tego futerału zajęło mi dobre 4 godziny, ale jak na pierwszy raz w życiu wyszło całkiem nieźle ;)
Na tyle mi się to spodobało, że w domu zrobiłam drugi futerał :D



















 Wczoraj mama wysłała mnie po sprawunki do pobliskiego Wejherowa. Na zdjęciach deptak i plac Wejhera :)
A wieczorem upiekłam pierniczki. Nie chwaląc się, wyszły wyśmienite :D U mnie w domu pierniczków nie lukrujemy, bo domownicy wolą "czysty smak piernika". Dla mnie to mniej roboty ;)







 Uwielbiam ten serial! Właśnie wychodzi ósmy sezon, a serial wciąż trzyma poziom. Żaden z sezonów mnie nie znudził, żaden nie znużył.

"Supernatural" opowiada o dwóch braciach, którzy razem polują na wszelkie stworzenia, które krzywdzą ludzi. Mówimy o duchach, wilkołakach, demonach, ghulach, czarownicach, zmiennokształtnych, i wielu wielu innych. No i w ogóle same relacje między braćmi są fascynujące...
Moja pierwsza próbka Pratchetta. Śmiałam się przez cały czas! "The Last Hero" to taka jakby antymitologia. Książka prześmiewa się z herosów, bogów, bardów, itp. 

Próbka:
"And Captain Carrot is a persuasive young man," said Lord Vetinari.
"With a big sword." grumbled Mr. Slant.
"Persuasion comes in many forms," said Lord Vetinari. "No. I agree with Archchancellor Ridcully, sending Captain Carrot would be an excellent idea."
"What? Did I say something?" said Ridcully.
"Do you think that sending Captain Carrot would be an excellent idea?"
"What? Oh. Yes. Good lad. Keen. Got a sword."
"Then I agree with you," said Lord Vetinari, who knew how to work a committee. "We must make haste, gentlemen. The flotilla needs to leave tomorrow. We need a third member of the crew-"
There was a knock at the door. Vetinari signalled to a college porter to open it. The wizard known as Rincewind lurched into the room, white-faced, and stopped in front of the table.
"I do not wish to volunteer for this mission." he said.
"I beg your pardon?" said Lord Vetinari.
"I do not wish to volunteer, sir."
"No one was asking you to."
Rincewind wagged a weary finger. "Oh, but they will, sir. they will. Someone will say: hey, that Rincewind fella, he's the adventurous sort, he knows the Horde, Cohen seems to like him, he knows all there is to know about cruel and unusual geography, he'd be just the job for something like this." He sighed. "And then I'll run away, and probably hide in a crate somewhere that'll be loaded on to the flying machine in any case."
"Will you?"
"Probably, sir. Or there'll be a whole string of accidents that end up causing the same tiling. Trust me. sir, I know how my life works. So I thought I'd better cut through the whole tedious business and come along and tell you I don't wish to volunteer."

:D
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...