środa, 29 listopada 2017

NARS, Radiant Creamy Concealer (Vanilla Light 2)

Miniaturę korektora Nars dotałam w prezencie od Hexxany. I zakochałam się od pierwszego użycia!


Producent zapakował korektor w typową dla błyszczyków tubkę z gąbkowym aplikatorem. Nie jest to może najbardziej higieniczne rozwiązanie z możliwych, ale na łatwość użytkowania narzekać nie można.


Kosmetyk ma przyjemną, kremową konsystencję. Nie wysusza skóry pod oczami, co jest dla mnie ogromnie ważne, a przypudrowany nie zbiera się w liniach. Charakteryzuje się przy tym świetnym kryciem, a jednocześnie pięknie odbija światło, dzięki czemu doskonale zakrywa moje zasinienia i odświeża spojrzenie. Działa tak dobrze, że kiedy mam go pod oczami, otrzymuję komplementy, a po zmyciu osoby z otoczenia nagle mi mówią, że wyglądam na zmęczoną (sina dolina łez, co zrobić). 


Chyba nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że to najlepszy korektor pod oczy, z jakim się do tej pory zetknęłam. Nie znam innego kosmetyku, który przy tak dobrym kryciu wyglądałby tak naturalnie i tak pięknie odbijał światło. No cudo po prostu. Uwielbiam i oszczędzam swoją tubeczkę jak mogę. Cóż, muszę zainwestować w pełnowymiarowe opakowanie ;)

Znacie?

wtorek, 21 listopada 2017

Sylveco, hibiskusowy tonik do twarzy

Oto on - kolejny hit blogosfery. Zasłużenie?


Producent zapakował swój wyrób do buteleczki z ciemnego plastiku z estetyczną etykietą. Kosmetyk ma postać mocno rozwodnionego żelu, brązowawy kolor i mocno wyczuwalny zapach, który mi kojarzy się z hibiskusowo-owocową herbatką. Najlepiej aplikować go palcami; waciki za bardzo go chłoną i nie oddają całej dobroci skórze. Dodatkowo dzięki temu sposobowi aplikacji nabierałam na dłonie małe porcje, dzięki czemu tonik wystarczył mi na prawie cztery miesiące stosowania dwa razy dziennie.


W składzie tego polskiego wyrobu znajdziemy przede wszystkim kilka nawilżająco-łagodzących substancji. I właśnie takie działanie wykazuje w moim przypadku kosemtyk, czyli delikatnie nawilża i łagodzi niewielkie podrażnienia. Nie na tyle, żeby zastąpić dalszą pielęgnację, ale zauważalnie. I za to bardzo go polubiłam. Nie wiem, jak Wy, ale zanim zetknęłam się z tym (niedostępnym w tamtym wydaniu) polskim tonikiem łagodzącym, a także tonikami Sylveco i Biochemia Urody, zawsze miałam wrażenie, że tego typu produkty nic nie robią. O toniku Sylveco na pewno nie można tego powiedzieć. Zdecydowanie warto dać mu szansę.

Znacie go, prawda? Jak wrażenia?

sobota, 18 listopada 2017

LIQPHARM, LIQ CE, Serum night

Opisywane dziś serum godnej uwagi, polskiej marki LIQPHARM miałam okazję poznać dzięki Hexxanie. Po bardzo pozytywynych doświadczeniach z LIQ CC serum light (klik) nie spodziewałam się zawodu. Zawodu nie ma; jest za to ogromne zadowolenie.

Serum z witaminami C i E jest bardzo dobrym, wartym poznania kosmetykiem. Fakt iż jest rodzimej produkcji napawa mnie dumą.


Producent zapakował serum w przyjemny dla oka, turkusowy kartonik zawierający potrzebne na temat kosmetyku informacje. Mazidło mieszka w nieprzepuszczającej światła butelce ze sprawnie działającą pipetą. Należy zużyć je w przeciągu trzech miesięcy od otwarcia. Mnie 30 ml specyfiku wystarczyło na około 2 miesiące cowieczornego stosowania na twarz i szyję.

Produkt ma postać białego, mocno rozwodnionego mleczka. Nie pachnie i dość szybko się wchłania, zostawiając na twarzy bardzo delikatny film.


Obietnice producenta są konkretne, oszczędne i niewydumane. I dzięki temu konsument unika rozczarowań, gdyż kosmetyk robi dokładnie to, co mu przypisano. Naprawdę optymalnie nawilża - tak dobrze, że nie musiałam wspierać się dodatkowo kremem nawilżającym; samo serum wystarczało bym budziła się z dobrze nawilżoną skórą. Przez te dwa miesiące naskórek rzeczywiście zrobił się elastyczniejszy, poprawiła się faktura skóry, była ona zdrowo rozświetlona. Kosmetyk wykazał się również działaniem łagodzącym - pięknie uspokajał rumień i grę naczyń, ładnie wyrównując koloryt cery. Produkt mnie nie podrażniał ani nie zapychał. Nie mogę o nim złego słowa powiedzieć, gdyż naprawdę nie widzę żadnych minusów.

środa, 15 listopada 2017

Colour Alike, typografia, J

W paczce urodzinowej od Hexxany znalazłam m.in.  jedenaście lakierów, w tym cudnego gagatka z Colour Alike, którego uroku moje zdjęcia niestety nie oddają :( Na żywo prezentuje się przepięknie! Zdaje się, że ta kolekcja CA nie jest już dostępna w sprzedaży niestety...

Pojemność: 8 ml
Kolor: urokliwy chaber  z turkusowym shimmerem (na żywo widać go dużo lepiej niż na zdjęciach)
Konsystencja:w sam raz
Pędzelek: klasyczny, w moim odczuciu wygodny
Krycie: dwuwarstwowiec
Wysychanie: nie testowałam, użyłam wysuszacza (Golden Rose, quick dry top coat)
Zmywanie: bez problemów
Trwałość: za każdym razem, kiedy użyłam lakieru, odpryskiwał na drugi dzień po aplikacji


piątek, 10 listopada 2017

Podsumowanie zużyć października. Zakupy pażdziernika.

Hej, hej. Przerwa w moim pisaniu nie była zaplanowana ani mile widziana. Wynikła z natłoku obowiązków zawodowych i związanego z tym stresu. Mam wrażenie, że w październiku i na początku listopada wszystko, co mogło w pracy pójść nie tak, poszło nie tak. Ot, żebym nigdy nie zapomniała, że życie (zwłaszcza to dorosłe) łatwe nie jest i mogła docenić chwile spokoju, kiedy się trafią...

Ale dobra, skończmy z narzekaniem, a przejdźmy do zużyć i wyrzutka października.

Twarz


Z kategorii okołokolorówkowej wykończyłam ukochane bibułki matujące Theatric (klik), okropny, tworzący na twarzy suchą maskę puder L'Oreal Infallible (klik) oraz fajną, ale już niedostępna pomadkę Maybelline Color Whisper w odcieniu 130 Pink Possibilities (klik). Do kosza trafiła natomiast płynna pomadka Bourjois Rouge Edition Velvet w odcieniu 07 Nude-ist (klik), która bardzo odpowiadała mi kolorystycznie, ale jakością (jak cała seria) mojego serca nie podbiła. Musiałam ją wyrzucić, bo rozwarstwiła się w opakowaniu i zaczęła potwornie, rozpuszczalnikopodobnie śmierdzieć.

Z kosmetyków pielęgnacyjnych wykończyłam czarne mydło Dudu-Osun z Rossmanna, które służyło mi do cowieczornego mycia twarzy po demakijażu. Mydło zaskoczyło mnie delikatnym, przyjemnym zapachem i faktem, że nie przesuszało mi twarzy. Kilka razy umyłam nim ciało i tu już po kąpieli skóra była ściągnięta i wołała o balsam, ale na twarzy mydło sprawdzało się genialnie. Zdarzyło mi się też umyć nim włosy - mydło nie dało mi powodu do narzekań. W czarnej butelce bez etykietki był mój ukochany olejek myjący z Biochemii Urody (klik). Nawet nie wiem, które to już opakowanie; uwielbiam i często wracam. Z lipowego płynu micelarnego Sylveco byłam bardzo zadowolona (klik). Jedyne, co mi w nim nie pasowało, to dziwny zapach. Poza tym widzę same zalety tego produktu – świetne działanie, łagodność, naturalny skład, polska produkcja.


Dłonie

Wraz z sezonem grzejnkowym na dłoniach zawitała maskara – skóra sucha, szorstka jak papier ścierny, ściągnięta, pękająca; pojawiła się też egzema. No cóż, pracownica się rozchorowała i sprzątanie uskuteczniałam sama. W ruch poszły kosemtyki cięższego kalibru, zawierające mocznik: 


Wszystkie trzy kremy, zwłaszcza Isana, przynosiły mi ogromną ulgę.


Ciało


Złuszczającą maskę do stóp She Foot (klik) uwielbiam i zawsze wszystkim polecam. Jest bardzo skuteczna. Łagodny żel do higieny intymnej Sylveco (klik) był super, gdyż nie wywołał u mnie podrażnienia, a wręcz łagodził swędzenie, kiedy dokuczały mi hemoroidy. Serum na końcówki Biovax z serii bambus & awokado (klik) sprawdziło się dobrze. Nie zawierało alkoholu, miało ładny zapach i zabezpieczało końce przed uszkodzeniami mechanicznymi, czyli wywiązywało się zeswojego zadania. Dezodorant Avon dostałam w prezencie i zużyłam do ochrony nocnej, a antyperspirant Sure (czyli Rexona) towarzyszył mi na co dzień. Okazał się całkiem skuteczny.


Zużyciowo to by było na tyle. A w kwestii zakupów byłam bardzo grzeczna i nabyłam jedynie to, co było mi potrzebne:


Do napisania!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...