Pokazywanie postów oznaczonych etykietą balsamy do ust. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą balsamy do ust. Pokaż wszystkie posty

środa, 30 sierpnia 2017

Pierwsze (i nie ostatnie) spotkanie z marką Skin & Tonic London.

Moje pierwsze, bardzo zachęcające spotkanie z marką Skin & Tonic London zawdzięczam Hexxanie i jej szalonej urodzinowej paczce. Zostałam totalnie rozpieszczona, a w otrzymanym zestawie odkryłam prawdziwe perełki pielęgnacyjne.



Kosmetyki, które dostałam, charateryzują się świetnymi, naturalnymi, krótkimi składami, w większości ładnymi zapachami oraz, znowu w większości, funkcjonalnymi opakowaniami o ładnej szacie graficznej. Dlatego cały zestaw właściwie z marszu trafił na moją półkę; paląca ciekawość nie dała mi czekać.

Nie ma w tym zestawie żadnego niewypału. Wiadomo jednak, że wyłuskałam tu swoich ulubieńców, opiszę więc poszczególne produkty w kolejności do najbardziej ulubionego.


Skin & Tonic, Gentle Scrub

Po otwarciu tego słoiczka naszym oczom ukazuje się różowy proszek o dziwnym zapachu wysuszonej, kwaskowatej róży. Aromat ten nie przypadł mi do gustu. Kosmetyku można używać na dwa sposoby: wymieszać z wodą na pastę i stosować jako peeling mechaniczny lub dodać do proszku ulubione składniki (u mnie hibiskusowy tonik Sylveco, jakiś olejek do twarzy, kwas hialuronowy) i przygotować maskę. Pierwszy sposób nie do końca się u mnie sprawdził. Moje naczynka nie lubią mocnego ścierania, a przy delikatnym nacisku nie uzyskiwałam specjalnie satysfakcjonującego efektu. Jako maska kosmetyk sprawdzał się poprawnie: wchłaniał sebum i inne nieczystości, pomagał podsuszać wypryski, a po zmyciu skóra była przyjemna w dotyku. Niemniej do gentle scrub akurat raczej nie wrócę, zabrakło "tego czegoś".


Skin & Tonic, Naked Lip Balm
Ten trzyskładniowy balsamik do ust jest zupełnie bezzapachowy i nie pozostawia żadego posmaku na ustach. Ma dość zbitą, twardą konsystencję, ale lekko topi się w kontakcie z ustami. Będzie niesamowicie wydajny. Zwykle aplikuję go na noc, a rano budzę się z ładnie nawilżonymi wargami.


Skin & Tonic, Rose Mist

Stosowałam tę mgiełkę w charakterze toniku i sprawdziła się bardzo dobrze. Lekko nawilżała skórę i zauważalnie gasiła grę naczyń, uspokajała rumień. Różany zapach był nieco "lepki" acz przyjemny. Jedyne, co mi nie pasowało, to atomizer, który pryskał wielkimi kroplami zamiast drobną mgiełką, ale nie zniechęci mnie to do powrotu do tego kosmetyku.


Skin & Tonic, Steam Clean

Czyli moje pierwsze masełko do demakijażu, które okazało się naprawdę dobre, ale uświadomiło mi, że jednak osobiście wolę rozpuszczać mejkap i inne zabrudzenia olejkiem hydrofilnym (to najzwyczajniej w świecie kwestia preferencji). Ale do rzeczy. W dotyku masełko przypominało wazelinę i ładnie pachniało eukaliptusem. Z makijażem twarzy produkt radził sobie znakomicie, całkowicie rozpuszczając kolorówkę. Nie radził sobie natomiast do końca  z maskarą i kreskami, a ja dla wygody lubię wszystko "machnąć" jednym kosmetykiem. Doceniam fakt, że mając masło na oczach mogłam je otworzyć bez ryzyka, że zaraz wszystko się zamgli. Dla wielbicieli masełek do mycia twarzy pozycja obowiązkowa do wypróbowania; ja zostaję przy olejkach, które emulgują.


Brit Beauty Oil

Jak ja uwielbiałam ten olejek! Cudownie pachniał neroli i był względnie nietłusty. Aplikowało się go bardzo łatwo za pomocą sprawnie działającej pipety. Zwykle mieszałam cztery krople kosmetyku z kwasem hialuronowym i wcierałam w twarz i szyję na noc. Budziłam się z przepięknie nawilżoną, ukojoną, elastyczną, rozświetloną cerą o bardzo ładnej teksturze; pory rzeczywiście były obkurczone. Cudeńko, o którym nie mam niczego złego do powiedzenia.


Kupuje mnie marka Skin & Tonic i mam zamiar na dłużej się z nią zaprzyjaźnić. Muszę im oddać, że w tych kilkuskładnikowych recepturach kryje się ogromna moc. Jestem oczarowana!

Macie na koncie jakieś doświadzenia ze Skin &  Tonic London?

piątek, 15 lutego 2013

Lawendowa Farma, Miodowy Cukierek z pomarańczą

Ten balsam do ust przywędrował do mnie od Lady In Purplee :*

Moim zdaniem jest to kolejna całkiem udana propozycja Lawendowej Farmy. 

Balsam zamknięto w słoiczku. Jako że ja nie lubię aplikacji palcami, zazwyczaj sięgałam po patyczki do czyszczenia uszu ;) Takie słoiczki są również moim zdaniem niemobilne (czasem trudno o umycie rąk poza domem) - tylko do użytku domowego.

Ogromnym atutem tego produktu jest niesamowicie apetyczny zapach prawdziwej pomarańczy. Mmmm. Nie mogę też nie wspomnieć o rewelacyjnym, naturalnym składzie: olej ze słodkich migdałów, masło shea, wosk pszczeli, lanolina, miód, eteryczny olejek pomarańczowy.

Masełko ma zbitą konsystencję, ale jest dość miękkie (uwaga, im niższa temperatura pomieszczenia, tym masełko jest twardsze). Nie sprawia żadnych problemów w aplikacji.

Na moich ustach produkt sprawował się poprawnie. Po aplikacji usta były natłuszczone, nawilżone i miękkie. Ten doraźny efekt potrafił utrzymać się przez 3-4 godziny. Kiedy aplikowałam masełko na usta tylko dwa razy dziennie (rano i wieczorem), dawało ono właśnie tylko taki doraźny efekt. Przy stosowaniu kilka razy dziennie dostrzegłam również działanie regenerujące. W takich przypadkach moje usta były mięciutkie i nawilżone przez cały dzień. Stąd wniosek taki, że trzeba sięgać po produkt regularnie, co kilka godzin, aby cieszyć się nieskazitelnymi ustami.

Masełko stosowałam również z doskoku na skórki (ale tylko raz dziennie, wieczorem). Sprawiało, że były miękkie i natłuszczone, ale był to tylko doraźny efekt (nie mam jednak tego mazidłu za złe, bo jak miało je zregenerować przy niewystarczającej częstotliwości aplikacji?).

Cukierka można kupić tutaj. Kosztuje 10 zł/15 ml.

UWAGA:
MASEŁKO ZAWIERA DUŻE STĘŻENIE MASŁA SHEA, KTÓRE NIE KAŻDEMU SŁUŻY. U NIEKTÓRYCH OSÓB STOSOWANIE TEGO PRODUKTU DAJE EFEKT ODWROTNY OD ZAMIERZONEGO (np. usta Hexxany masełko wysuszało...)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...