Może jestem z góry uprzedzona, gdyż od błyszczyków wolę pomadki. Zdecydowanie. Z drugiej strony nie uciekam od nich całkowicie, więc posiadałam tego typu produktów w swojej kosmetycznej karierze dość sporo i mam porównanie między różnymi markami. Porównanie, które w moich oczach wychodzi na niekorzyść przedstawianych dzisiaj dwóch produktów. Postanowiłam opisać je w jednym poście, bo to ta sama półka i oba można znaleźć w polskich Sephorach. Ja na szczęście mam je w postaci miniaturek, które były dołączone do brytyjskich magazynów. Nie zapłaciłabym za nie tyle, ile sobie wołają producenci. Ba! W ogóle nie mam ochoty na zakup pełnowymiarowych opakowań...
Od opakowań też sobie zacznijmy. Kosmetyk Benefitu zapakowano w tubkę z dziurką do dozowania produktu, a w przypadku Clinique mamy do czynienia z klasyczną tubką z gąbkowym aplikatorem. Osobiście zdecydowanie wolę to drugie rozwiązanie. Nigdy nie lubiłam tubeczek; zdarza mi się wycisnąć za dużo kosmetyku do jednej aplikacji, a kilka razy w przeszłości zdarzyło mi się też odłamać dziubek od reszty tubki, co kończyło się tym, że błyszczyk nadawał się tylko do kosza. A poza tym takie tubki kojarzą mi się z błyszczykami dla nastolatek, którą ja od lat kilkunastu już nie jestem...
Przejdźmy do kwestii zapachu. Błyszczyk Clinique go nie posiada, podczas gdy kosmetyk Benefit chce pachnieć owocowo. Nie mam większych zastrzeżeń w ani jednym, ani drugim przypadku.
Jeśli chodzi o konsystencję, błyszczyk Benefit ma komfortową, lekką, nawilżającą formułę. Kosmetyk Clinique zaś to gęsty klejuch.
Mimo iż oba produkty na swatchach różnią się kolorem (Clinique to blady róż, a Benefit - łosoś), to na ustach wypadają bardzo podobnie. Raz, że oba są półtransparentne i prawie nie dają krycia; dwa - oba zawierają drobniutki srebrny shimmer.
Trwałość w ani jednym, ani drugim przypadku nie jest imponująca. Błyszczyk Benefit znika z moich ust po około godzinie; klejuch z Clinique - maksymalnie po dwóch. Bez jedzenia i picia oczywiście. Konsumpcja wszelaka kończy się konsumpcją kosmetyków.
Mimo iż oba produkty na swatchach różnią się kolorem (Clinique to blady róż, a Benefit - łosoś), to na ustach wypadają bardzo podobnie. Raz, że oba są półtransparentne i prawie nie dają krycia; dwa - oba zawierają drobniutki srebrny shimmer.
Trwałość w ani jednym, ani drugim przypadku nie jest imponująca. Błyszczyk Benefit znika z moich ust po około godzinie; klejuch z Clinique - maksymalnie po dwóch. Bez jedzenia i picia oczywiście. Konsumpcja wszelaka kończy się konsumpcją kosmetyków.
Klejuch Clinique wygląda ładnie, to fakt, ale nie zapłaciłabym 89 zł za 6 ml. To chyba jakiś żart.
Z kolei tutaj zapłacimy 75 zł za 15 ml. Większa pojemność za niższą cenę, ale i tak bym tyle nie zapłaciła.
Oba są bardzo podobne, ale ładnie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńjeśli ktoś lubi taki efekt ;)
UsuńWyglądają w porządku ale cena sugerowałaby, że będzie to coś niesamowitego i zniewalającego a tak nie jest, niestety....
OdpowiedzUsuńja w ogóle mam podobne odczucia w stosunku do wielu kosmetyków wysokopółkowych, które przewinęły się przez moją kosmetyczkę...
UsuńNIe twierdzę, że wszystkie z górnej półki są przeciętne ale sporo z nich jest niewartych swojej ceny.
UsuńLubię wyszukiwać tańsze produkty, które będą działały tak samo albo i lepiej niż droższe odpowiedniki. Bawi mnie to....
też lubię :) nie powiem, czasem kusi coś z wyższej półki, ale niejednokrotnie to kosmetyki drogeryjne okazują się finalnie lepsze :)
UsuńDla mnie to jest najgorsze, kiedy coś kosztuje nie wiadomo ile, a okazuje się, że produkt jest po prostu słaby... Chyba ktoś przecenia swoje możliwości ;/
OdpowiedzUsuńwielokroć płacimy za samą markę
UsuńFaktycznie szału nie ma... Ale w końcu ludzie lubią płacić za napis na opakowaniu :D
OdpowiedzUsuńotóż to...
Usuńten z Clinique miałam wieki temu, kiedy jeszcze kochałam się na zabój w blyszczykach i miałam lekko ponad 20 lat :) pamietam, że bardzo go lubiłam, ale wtedy to były czasy, kiedy błyszczyk miał usta nablyszczac po prostu, a on to robi :) i wtedy wszystkie blyszczyki sie kleiły, więc to nie było jego wadą :)
OdpowiedzUsuńa Benefitową tubke też miałam i szybko wylądowała w koszu... beznadzieja!
ciekawe, czy teraz miałabyś podobne odczucia...
Usuńodnośnie błyszczyka Clinique rzecz jasna :)
UsuńZupełnie, totalnie, absolutnie nie znoszę sytuacji, kiedy wydam sporo na kosmetyk, który nie działa adekwatnie do ceny.
OdpowiedzUsuńja tak samo!
UsuńWyglądają ładnie, ale klejuchą mówię nie;P Mnie zachwycił błyszczyk z MAC, wiem, że są drogie, ale ładnie się trzymają, pachną i tak nie kleją do włosów, a że w Fashion Hause na Szadółkach jest outlet to mam nadzieję upolować kolejne sztuki na promocji:p
OdpowiedzUsuńsłyszałam o tym outlecie, ale nigdy nie miałam okazji tam zawitać niestety
UsuńZawsze trochę się wkurzam, jak Benefit ma coś mało zachwycającego w ofercie, bo uwielbiam tę markę, a coraz więcej u nich skuch, ale masz całkowitą rację – ten efekt nie jest wart wydawania takiej kasy. kiedyś wydawało mi się, że nigdy błyszczyki nie są tyle warte, ale mam paru ulubieńców, przy których cena wydaje się już bardziej strawna. co ciekawe, mój ukochany błyszczyk to właśnie Benefit z tej samej serii co Dandelion! Ja kocham Sugarbomb, jest całkiem nieźle napigmentowany, ma świetną konsystencję i daje efekt, który bardzo mi odpowiada, ale dziewczyna z brow baru Benefitu ostatnio coś wspominała, że je chyba wycofali, bo nie ma dostaw i kupiłam ostatni egzemplarz z dna szuflady. Mam nadzieję, że to nieprawda, chociaż faktycznie teraz promują jakieś inne błyszczyki :/
OdpowiedzUsuńja w ogóle nie przepadam za błyszczykami i dlatego nie inwestuję w nie większych kwot. nie sądzę, żeby to się miało kiedykolwiek zmienić. natomiast jestem skłonna kupić sobie niedługo szminkę Chanel czy YSL. mam ochotę wypróbować :)
Usuńmam nadzieję,że nie wycofali Twojego ulubionego błyszczyka.jeśli tak się stało, faktycznie ciąży nad Tobą jakieś kosmetyczne fatum :P
Obydwa wyglądają ładnie, ale zdecydowanie można osiągnąć podobny efekt kosmetykiem za kilkanaście złotych.
OdpowiedzUsuńdokładnie.
Usuńuważam wręcz, że można uznać, iż powyższe błyszczyki wyglądają dość tanio...
Mnie trochę denerwuje, że co jakiś czas podnoszą cenę swoich róży ;) Jeszcze 2-3 lata temu jego standardowa cena to 129zł a teraz już jest 160zł ;) Stwierdziłam, że jak skończę opakowanie to poszukam czegoś innego.
OdpowiedzUsuńpowiem jedno: przesada!
UsuńJa akurat Dandelion miałam i bardzo miło wspominam, u mnie na ustach wyglądał naprawdę dobrze, lubiłam też jego pluszową konsystencję, ale fakt, jak za błyszczyk w tubce trochę sobie krzyczą:)
OdpowiedzUsuńto fajnie, że byłaś z niego zadowolona :)
UsuńOba wyglądają na ustach całkiem fajnie ;) Choć też bym nie dała tyle za takiej jakości błyszczyki... :P
OdpowiedzUsuńO ile byłaby w stanie wydać jakąś większą kwotę na szminkę, tak na błyszczyk na pewno nie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
ja tak samo :)
UsuńŁadne, ale cena dość wygórowana...
OdpowiedzUsuńza taką cenę to musi coś urywać ;)
UsuńJa też wole pomadki od błyszczyków, choć i tych drugich się u mnie parę znajdzie. Nie podoba mi się ten srebrny shimmer, dziwnie wygląda.
OdpowiedzUsuńrozumiem :)
UsuńPodobne efekty można uzyskać tańszymi produktami.
OdpowiedzUsuńŁadne ale raczej bym się nie skusiła ze względu na cenę.
dokładnie! niby drogie błyszczyki, a wyglądają tak jakoś tanio ;)
Usuń