Opisywany dziś kosmetyk - hybrydę kremu pielęgnacyjnego i podkładu - podesłała mi do przetestowania Hexxana. Jeśli o pielęgnację twarzy chodzi, mam chłodny stosunek do Olay, bo żaden z ich kosmetyków, które kiedyś testowałam, na dłuższą metę mnie nie zachwycił.
Niestety tak jest i tym razem.
Muszę przyznać, że pierwsze wizualne wrażenie produkt robi dobre. Ta spirala z kremu i podkładu wygląda ciekawie, a samo opakowanie z pompką i tłokiem jest pratyczne i funkcjonalne. Na rzucającym się w oczy kartoniku zawarto interesujące konsumenta informacje.
Krem jest bezzapachowy.
Pierwsze schody zaczynają się już na poziomie odcienia. Niby ma być uniwersalny, a jednak dla mnie osobiście jest nieco za ciemny. Po aplikacji na twarz dzieje się rzecz dziwna - przy zerowym kryciu skóra jest jednak nieco ciemniejsza niż była i trzeba też smarować szyję, co by nic się nie odcinało.
Niby kosmetyk szybko się wchłania i nie jest specjalnie tłusty, ale na mojej twarzy zostawia niepożądane u cer tłustych mokre wykończenie, a co za tym idzie, nawet po przypudrowaniu już po 2-3 godzinach bardzo się wyświecam. Wtedy też mazidło zaczyna sobie trochę wędrować i zbierać się w bruzdach, na przykład wokół nosa.
Jak dla mnie ochrona przeciwsłoneczna na poziomie SPF 15 do żadna ochrona, więc w tej kwestii bym temu produktowi absolutnie nie zaufała.
Działanie pielęgnacyjne? Wystarczy rzut okiem na typowo drogeryjny skład, żeby wiedzieć, że nic z tego nie będzie. Nawilżenie na poziomie przeciętnym. Obiecane wygładzenie to tymczasowy efekt silikonów. W działanie przeciwzmarszczkowe i prasujące zmarszczki już istniejące nie wierzę nawet przez sekundę. A obietnica redukcji przebarwień powoduje u mnie jedynie pusty śmiech. W formule próżno szukać stabilnej witaminy C, glukonoloktanu lub innych kwasów, czy też retinolu. Co takiego w nim ma owe przebarwienia redukować? Chyba placebo.
Podsumowując - nawilżacz przeciętny, ochrona przeciwsłoneczna prawie nieistniejąca, dodatek podkładu zupełnie bez sensu, bo krycia kosmetykowi nie daje a bladziochom jedynie przyciemni odcień skóry, co nie jest pożądanym efektem; słowem - jak coś jest do wszystkiego...
wiesz, że kiedyś bardzo chciałam mieś ten kosmetyk? niestety moje doświadczenia z olay są podobne do Twoich i rozsądek zwyciężył.
OdpowiedzUsuńmoim zdaniem podjęłaś bardzo dobrą decyzję :)
UsuńPodpisuję się :D
UsuńCzyli generalnie kolejny chwyt marketingowy... Szkoda :(
OdpowiedzUsuńno dokładnie :/
UsuńNie lubię tej marki. Nic nigdy się u mnie nie sprawdziło :/
OdpowiedzUsuńwitaj w klubie :/
UsuńSzkoda ze sie nie sprawdzil, choc ja rowniez mam zazwyczaj roblem z dobraniem odcienia choc w cale nie jestem taka jasna ;)
OdpowiedzUsuńrozumiem :)
UsuńJuż sam kolor mnie zniechęca...
OdpowiedzUsuńno właśnie :/
Usuń