Mimo iż bohaterowi dzisiejszej notki daleko do ideału, sięgałam po niego przez równy rok, aż dobiłam do dna. Nie chciałam wyrzucać go do kosza (a przecież nie jest mi to obce). Zrozumieć kobietę...
Kosmetyk kupiłam w Drogerii Natura za 20+ zł, ale nie jestem pewna, czy wciąż mają oni jeszcze w sprzedaży mazidła Astor.
Produkt zapakowano w tradycyjną tubkę z aplikatorem-gąbeczką. Okazał się megawydajny (rok stosowania kilka razy w tygodniu!), ale poniżej widzicie, po jakie ilości osobiście sięgam. Nie wierzę, że szpachlowanie skóry pod oczami w wieku 30+ to dobry pomysł po prostu.
Kolejną zaletą mazidła był fakt, że delikatnie przypudrowane nie miało tendencji do Wielkich Wędrówek po Zmarchach oraz do wysuszania skóry pod oczami.
Ja wybrałam dla siebie odcień 001 Ivory, który był bardzo jasny (nawet nieco za jasny dla mnie) i wyraźnie żółty (dla mnie nawet za żółty).
niestety na zdjęciach nie widać, jak duże są na żywo moje cienie, i jak korektor zupełnie sobie z nimi nie radzi :/
No i tu muszę sobie pomarudzić. Zacznijmy od tego, że normalnie lubię lekkie, płynne konsystencje w korektorach z przeznaczeniem pod oczy, bo zwykle bardzo ładnie stapiają się ze skórą. Nie w tym przypadku - tu doskonale było widać siedzący na skórze, nie stanowiący z nią jedności pigment. Żeby chociaż przy tym dobrze to-to kryło i rozświetlało. A gdzie tam! U osób, które mało mają do przykrycia, kosmetyk zapewne dałby rady, wyrównując koloryt skóry, ale u osób chronicznie niedosypiających (ja!), pracujących długo za długie godziny (ja) i walczących z bardzo dobrze widocznymi, brązowo-fioletowo-niebieskimi zasinieniami (ja) krycie nie daje rady. Jest tak lekkie, że wszystko przebija, z czym ja walczyłam dokładając pod oczy ociupinkę korektora rozświetlającego - bo Astor nie rozświetla oczywiście. Z tytułu słabego krycia nie ma co nawet próbować schować pod nim gule mniejsze i większe, mniej czy bardziej czerwone. Nie da rady, nie działa, nada.
Cieszę się, że zużyłam tego gagatka. W tak zwanym międzyczasie korektory się u mnie cudownie rozmnożyły - trzy dostałam w prezencie, a trzy kupiłam sama, zanim dostałam pierwsze trzy w prezencie. Przy moim zabójczym tempie jestem ustawiona na kolejne pięć lat :D
Aha, obiecanej dwudziestoczterogodzinnej trwałości nie testowałam, bo nie noszę makijażu dłużej niż 8-10 godzin. Fujka.
Jak jest kiepskiej jakości, to jasne że szkoda skóry. Wolałabym nie używać nic, niż maltretować :D
OdpowiedzUsuńon nie maltretował mojej skóry. po prostu nie spełniał oczekiwań ;)
UsuńTo jaki jest sens go w ogóle używać? Używam, bo nie działa ��
Usuńnie wiem. zawzięłam się, że go zużyję, choć powinnam była wyrzucić. ale że był to nowy kosmetyk, świeży, ciężko mi było ot tak go do kosza ciapnąć.
UsuńNajgorszy korektor ever. Nawet z niedoskonałościami sobie nie radzi, a pod oczy to jest totalna porażka.
OdpowiedzUsuńwidzę, że też nie masz z nim dobrych doświadczeń...
UsuńNie miałam i już wiem, że nie kupię :)
OdpowiedzUsuńlepiej nie ;)
Usuńnie mam w zwyczaju używać korektora pod oczy, rzadko po niego sięgam i tylko na jakieś niedoskonałości zaczerwienienia,
OdpowiedzUsuńmasz szczęście, jeśli nie musisz używać korektora :)
UsuńU mnie od dawna jest tylko jeden korektor - Catrice Liquid Camouflage. Też nie jest ideałem, ale sprawdza się najlepiej spośród tych, których używałam.
OdpowiedzUsuńcatrice jest dobry, to prawda :)
UsuńJa go akurat lubiłam, ale szkoda, że u Ciebie się nie sprawdził :(
OdpowiedzUsuńdobrze, że sprawdził się u Ciebie :)
UsuńCzasami nieznane są ścieżki kobiecego uporu ;) też mi się to zdarza, choć coraz rzadziej. Do kolorówki to już w ogóle straciłam serce, jak nie działa/nie podoba mi się efekt to z automatu trafia do "pudełka do ludzi" - bo jeżeli dany produkt nadaje się do przekazania dalej, to być może inna osoba będzie z niego zadowolona? A nawet jak się nie sprawdzi, to pozna coś innego, bo np. chce wypróbować.
OdpowiedzUsuńja też tak coraz częściej robię...
Usuń