Jeśli bywacie u mnie od dłuższego czasu wiecie, że bardzo lubię pielęgnację z kategorii naturalnej. Oczywiście nie unikam całkowicie substancji nieroślinnego pochodzenia, ale lubię testować kosmetyki plant-based. Niestety nie zawsze działają one bez zarzutu, choć złe też nie są. Jestem jednak już w takim wieku, że chcę wyraźnie widzieć i odczuwać działanie stosowanej pielęgnacji, dlatego wybrzydzam. Dziś zatem opowiem, czemu nie zachwyciły mnie produkty Be Organic oraz Vianek.
Be Organic, serum pod oczy olej makadamia & centella
Serum kupiłam w Drogerii Natura za około 50 zł/50 ml skuszona ładnym na laickie oko składem oraz intrygującymi obietnicami:
"EFEKT LIFTINGU W 1 h.
Silnie regeneruje, nawilża i uelastycznia delikatną skórę wokół oczu.
Dzięki zawartości ekstraktu z wąkroty azjatyckiej pobudza produkcję
kolagenu, wzmacnia naczynia krwionośne i poprawia mikrokrążenie,
pozwalając uzyskać efekt liftingu już w ciągu 1 godziny od zastosowania."
Kosmetyk ma bardzo lekką, wodnistą konsystencję i lekko żółtawy kolor. Bardzo szybko się wchłania i.... No właśnie - i nic. Serum nie nawilża na tyle dobrze, aby mogło być używane bez kremu, a stosowane pod kremy u mnie nie podkręcało ich działania. Obiecanego efektu liftingu u siebie nie zaobserwowałam, to samo z regeneracją i uelastycznianiem skóry wokół oczu. Słowem, produkt, który nie szkodzi, ale ciężko stwierdzić, czy robi cokolwiek. Przynajmniej w moim przypadku, bo czytałam kilka pozytywnych opinii na jego temat.
Vianek, wzmacniające serum do twarzy cera naczynkowa
To mazidło również kupiłam w Naturze za ok. 30 zł/15 ml. Jak na tak niewielką pojemność okazało się bardzo wydajne, bo opakowanie wystarczyło mi na ponad miesiąc cowieczornego stosowania. Do opakowania nie mam zarzutów: pompka działała sprawnie do samego końca, no i było bardzo higienicznie. Sam kosmetyk miał postać białej, rzadkiej emulsji.
Zgodzę się, że serum to porządny nawilżacz, bo przy swojej lekkiej konsystencji zaskoczyło mnie faktem, że nie odczuwałam potrzeby dodatkowego dowilżenia skóry kremem (mam cerę tłustą). I to w sezonie grzejnikowym. Tutaj ogromny plus. Niemniej, ponieważ jest to kosmetyk do cery naczynkowej, liczyłam też na dobre i szybkie kojenie rumienia i hamowanie jego wyłażenia na skórę, ale znam kosmetyki, które w tej kwestii działają szybciej, lepiej i dużo skuteczniej. Dlatego nie czuję potrzeby zakupu kolejnych buteleczek serum Vianka i kontynuowania kuracji przez kilka kolejnych miesięcy.
No, to wszytko. Jak mawia Czarszka, takie mazidła w sam raz na raz.
Ja jeszcze nie zaczęłam tego serum vianka, ale mam inne na naczynka więc chyba wezmę się za te drugie 😊
OdpowiedzUsuńmoże Ty będziesz zadowolona, każda skóra trochę inaczej reaguje ;)
UsuńNa szczęście z żadnym z nich nie miałam do czynienia :-)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńDokładnie, na raz i wystarczy :D
OdpowiedzUsuńmiałam to serum pod oczy be organic, było tak strasznie wydajne, że nieźle mnie wymęczyło.
OdpowiedzUsuńoj tak, używałam go przez dłuuugie miesiące
UsuńMnie też serum Be Organic rozczarowało :(
OdpowiedzUsuńech :(
UsuńHmmm... nie używałam żadnego, więc i nie mam opinii, ale nie czuję się jakoś specjalnie zachęcona mówiąc szczerze ;)
OdpowiedzUsuńnie miałam zamiaru nikogo zachęcać ;)
UsuńLubiłam serum Be Organic, nawet zużyłam dwa opakowania, ale mam teraz ochotę na coś nowego :p Szkoda, że u Ciebie się nie sprawdziło, ale tak się zdarza.
OdpowiedzUsuńpamiętam :) pamiętam efekt uniesienia opadającej powieki u Ciebie :)
UsuńSzkoda, że Vianek ma tak słabą moc :( Z Be Organic miałam tylko do czynienia z kremem do rąk, który skutecznie wyleczył mnie z dalszego poznawania oferty firmy.
OdpowiedzUsuńZresztą, potrzebuję konkretnego działania, już szkoda mi czasu na słabeuszy ;) Jestem kosmetycznie rozpuszczona LOL
chyba można i mnie uznać za kosmetycznie rozpuszczoną :D
Usuń