sobota, 26 października 2019

Benefit, Gimme Brow, Brow Volumizing Fiber Gel, 2 Light

Nie mam zbyt dużego doświadczenia z barwionymi maskarami do brwi, choć taki sposób ich podkreślania bardzo mi odpowiada. Znam "maczugę" Brow Drama Sculpting Brow Mascara z Maybelline (dostępny w chłodnych odcieniach, ale ma dość niewygodną szczoteczkę), zawodnika z Wibo Eyebrow Stylist (odcień ok, ale nieidealny, długi aplikator, zawiera w sobie  niepotrzebne drobinki) oraz koleżkę z L'Oreal Brow Artist Plumper (za ciepłe odcienie, ale aplikator może być). Wszystkie te maskary Gimme Brow Benefitu biję na głowę i zostawia daleko w tyle. A dowiedziałam się o tym dzięki kochanej Agacie, która sprezentowała mi to cudo.


Ogromną zaletą produktu jest duży wybór odcieni w różnej tonacji (cieplejsze, chłodniejsze) - jest ich aż osiem i niemal każdy będzie w stanie dobrać coś dla siebie. Agata wybrała dla mnie 2 Light; jasny, chłodny kolor, idealny do moich myszkowatych włosów i typowo słowiańskiej urody.

Drugą ogromną zaletą kosmetyku jest aplikator w postaci małej, łatwej w obsłudze spiralki.

Za trzecią zaletę uznaję obecność "kłaczków", które rzeczywiście lekko zagęszczają rzęsy, ale przy tym nie rzucają się w oczy, nie wędrują po twarzy i wyglądają naturalnie. Pigmentacja tuszu jest idealnie wyważona i dzięki temu otrzymujemy nienachalny, naturalny efekt, a wszystko to przy minimum wysiłku.


Nie mam też asbolutnie żadnych zastrzeżeń do trwałości makijażu wykonanego Gimme Brow. Wszystko trzyma się na miejscu do demakijażu.


Brawo Benefit za stworzenie tak świetnie przemyślanego kosmetyku. Serdecznie Gimme Brow Wam polecam, choć podejrzewam, że wiele z Was zna i lubi to mazidło. Mam rację?

wtorek, 22 października 2019

Podsumowanie zużyć sierpnia i września.

Tak, moi drodzy. Ponieważ nie napisałam posta podsumowującego we wrześniu, dziś przedstawiam denko dwumiesięczne. Muszę się odkopać z blogowych zaległości....

Sierpień


W sierpniu wyrzuciłam dwa cienie Colour Tattoo 24hr z Maybelline w odcieniach Creme de Rose orz Creamy Beige (klik). Lubiłam je, zwłaszcza Creme de Rose, ale zmieniły się w plastelinę, więc trzeba było się pożegnać. Korektor Conceal & Define z Revolution zbiera mieszane opinie - albo się go kocha, albo nienawidzi. Ja się z nim bardzo polubiłam i zużyłam do samego końca, ale pewnie dlatego, że w tym czasie stosowałam również przegenialny produkt pod oczy marki Oskia, o którym muszę Wam dokładniej opowiedzieć. Miniaturę maskary do brwi Gimme Brow Benefitu dostałam od Agaty, która bardzo lubi ten produkt. Agato - wow, nie ściemniałaś. Petarda.

 

Musiałam się w sierpniu pożegnać z gąbką konjac. Lubię. Skończył mi się też mój ogromny ulubieniec,  "miodek" do ust z Nuxe. Dla mnie ideał. Tyle się naczytałam ochów i achów pod kierunkiem age-delay eye concentrate z D'Alchemy (prezent od Hexxany inspirowany moją wish-listą), iż miałam wobec niego ogromne oczekiwania, które nie do końca zostały spełnione. Inna rzecz, że stosowałam go solo, a chyba powinnam była nakładać go pod inny krem. Może jeszcze kiedyś się spotkamy, abym mogła zweryfikować, czy w takim przypadku byłabym tak zachwycona, jak reszta internetów. Mgiełkę z SPF 50 od La Roche-Posay kupiłam z ciekawości w celu reaplikacji filtra NA makijaż, jeśli zajdzie taka potrzeba. Zużyć zużyłam, ale nie potafię wypowiedzieć się o skuteczności ochrony. Nie byłam przekonana do konieczności wdychania tego produktu podczas rozpylania; nie wiem, czy to tak zdrowo karmić płuca mieszanką filtrów.... A mgiełka była bardzo dusząca. Żel do mycia twarzy Biotanique był zwyczajny do bólu. Żel jakich wiele; miałam ściągniętą skórę po umyciu.



Powyżej same świetne kosmetyki. Żele pod prysznic Isany lubię za cenę, łatwą dostępność i szeroki wybór zapachów. Myjadło Simple również nie uderza po kieszeni, ma sporą pojemność, jest wydajne, ładnie pachnie i nie wysusza mi skóry. Zresztą w tym miesiącu kupiłam go  ponownie. Żel do higieny intymnej Biolaven sprawdził się u mnie tak samo dobrze, jak bracia z Sylveco i Vianek. Ku mojej uldze produkty te są skuteczne, łagodne i nie wywołują u mnie podrażnień. Pumeksowy peeling do stóp i dłoni od Fuss Wohl to mój ulubiony produkt z tej kategorii, a mocznikowy krem do rąk Isany to, jak wiecie, mój Kosmetyk Wszech Czasów. Nigdy nie może go u mnie zabraknąć.



Nie byłam niestety zadowolona z efektów zastosowania skarpet eksfoliujących od Bielendy. Zadziałały tylko na te partie stóp, na których zrogowaciałego naskórka było najmniej. Za to olejek Śliwka + Wanilia z Mydlarni Cztery Szpaki to było to. Cudowny, marcepanowy zapach i świetne działanie nawilżająco-natłuszczające sprawiły, że czułam się dopieszczona po każdej kąpieli. Polecam. Słocze metalicznego lakieru marki Golden Rose zobaczycie tutaj. Zabrałam się też za zalegające mi próbki. Kremy do twarzy Vianek i Sylveco WYDAJĄ SIĘ być poprawnymi nawilżaczami. Nie mam zbyt wiele do powiedzenia na ich temat.


Wrzesień


Mini mydło w paście od Kostki Mydła trafiło do mnie w postaci prezentu od Hexxany. Bardzo ciekawy produkt - doskonale oczyszcza skórę, a przy tym jej nie wysusza i sprawia, że jest przyjemna w dotyku. Oczyszczający koncentrat z olejkiem lnianym Polnego Warkocza jest kolejnym hitem internetów, który mnie nie zachwycił. Nie do końca sprawdził się w roli, którą mu wyznaczyłam. Do płynu micelarnego Bielendy z serii Botanic Spa Ritual nie mam zastrzeżeń. Delikatny, skuteczny, o dużej pojemności - zastąpiłam go micelem różanym tej samej marki. Peeling enzymatyczny papaya i ananas to mój kolejny hit - jeden z najlepszych eznymatyków, jakie znam (klik). Koncentrat z aktywną witaminą C od Bandi był poprawny - dawał zauważalne efekty, choć do propozycji LIQ PHARM mu daleko. Nie podobało mi się natomiast to, że kosmetyk ma bardzo intensywny, perfumeryjny zapach. Na co to komu w produkcie do pielęgnacji twarzy? Olejek do twarzy Detox Beauty Oil marki Skin & Tonic London, prezent od Hexxany, był ze mną przez ponad pięć miesięcy cowieczornego stosowania w połączeniu z Wodą z Płatków Róży od Venus Nature. Duo to bardzo dobrze służyło mojej cerze - skóra twarzy była nawilżona i nie spływała nieustannie potokami sebum, chyba że w upały. Słoiczek koncentratu D'Alchemy zaplątał mi się tu przez przypadek; musiałam go niechcący zostawić w torbie z zużciami, my bad. Pasta do zębów bez fluoru ze sklepu Melaleuca  nie wzbudza we mnie żadnych zastrzeżeń. Robi co ma robić i ma przyjemny, miętowy smak i zapach. Jak widać, dalej walczę z próbkami. Krem pod oczy Bandi Fito Care okazał się zaskakująco odżywczy; nie mialam w czasie stosowania zawartości tych próbek kłopotów z odwadniającą się skórą wokół oczu.



Dezodorant Fenjal niezmienie towarzyszy mi do ochrony nocą, po wieczornym prysznicu. Do antyperspirantów Rexony wracam bardzo często. Złuszczająca maska do stóp She Foot w końcu coś na moich chimerycznych stopach zdziałała, ale muszę wkrótce powtórzyć zabieg, bo mam jeszcze zbyt dużo stwardniałego naskórka na piętach, a to trudny przeciwnik. Peeling do skóry głowy L'Biotici nie do końca się u mnie sprawdził, trudno mi było wymasować nim skalp. Serum oczyszczające do skóry głowy Bionigree, prezent od Hexxany inspirowany moją wish-listą, też nie zdziałało u mnie zbyt wiele. Miałam nadzieję na pomoc w zmiękczaniu łuski, ale serum nie robiło na niej dużego wrażenia i nie miało specjalnego wpływu na łagodzenie świądu. Po naczytaniu się tylu ochów i achów naprawdę myślałam, że padnę z zachwytu, a tu nic. Kremik do rąk Kamill na moich dłoniach też nic nie robi. Jakbym ich niczym nie smarowała.


Uff, odwykłam od pisania długich postów, ale w końcu się udało. Coś sporo tu internetowych hitów, które u mnie się nie sprawdziły. Czy Wam też się to zdarza? Jak często? Pozdrawiam serdecznie!

piątek, 18 października 2019

Q by Colour Alike, 103

Lakier dostałam od Hexxany.


Pojemność: 8 ml
Kolor: różowy koral o kremowym wykończeniu
Konsystencja: gęstawa
Pędzelek: klasyczny, wygodny
Krycie: dwuwarstwowie
Wysychanie: nie testowałam, użyłam wysuszacza (Orly)
Zmywanie: schodzi bez problemów
Trwałość: na moich miękkich paznokciach zaczął odpryskiwać po dwóch dniach

Lubię takie kolorki :)



poniedziałek, 14 października 2019

Zakupy lipca, sierpnia i września.

Wow, nie było mnie na własnym blogu przez dwa miesiące. Takiego zastoju nie zanotowałam nawet po urodzeniu dziecka. No ale jak się ma stresy (niewiele pracy z powodu kryzysu w UK = nie wystarcza na rachunki, do tego wszystko się psuje, znowu trzeba remontować dach plus zawalił się sufit w jednym z pokojów), psychiczne samopoczucie nie najlepsze, dorastające, domagające się uwagi dziecko itp to naprawdę ciężko wygospodarować czas wolny na takie przyjemności jak czytanie książek czy pisanie bloga. Stąd moje przedłużające się absencje i myśli, że chyba czas zakończyć tę niemal dziewięcioletnią przygodę.

A tymczasem, skoro znalazłam dziś kilka minut, pokażę Wam, co kupiłam w lipcu i sierpniu. Wrześniowych *szalonych* zakupów, czyli żelu pod prysznic Dove i pasty do zębów już nie uwieczniałam, bo i po co. Wystarczy, że wspomnę.

OK, lipiec. W lipcu, po ponad siedmiu latach intensywnego używania, mój pędzel kabuki z Lily Lolo zaczął mocno gubić włosie. Postanowiłam wykorzystać tę sytuację jako okazję do przetestowania czegoś nowego:


Moim ulubieńcem okazał się zdecydowanie pierwszy pędzel od lewej, czyli kabuki brush od Earthnicity Minerals. Idealnie odpowiada moim potrzebom. Po flat topa sięgam najrzadziej; pędzle kabuki w moim przypadku lepiej się sprawdzają.


Internetowa drogeria eKosmetyki:


Zrobiłam tam zakupy, bo skończyły mi się kosmetyki do higieny intymnej, a wszystkie dostępne w brytyjskich drogeriach żele mocno mnie podrażniają... Stąd postawiłam na sprawdzoną markę. Próbki dostałam w prezencie. Kupiłam tę miętową pomadkę peelingującą z Sylveco, bo nie było mojej ulubionej podstawowej wersji, a na mydełko skusiłam się z ciekawości. Miało cudowny, czysto miętowy zapach, łagodnie chłodziło, fajnie masowało skórę (pełno w nim było posiekanych suszonych listków mięty), ale zmydliło się dosłownie po dziesięciu kąpielach...

W lipcu nastąpiła też wyprawa do drogerii Boots, bo skończyły mi się odżywka do włosów (kupiłam jedną emolientowo-humektantową - to ta zielona, oraz typowo proteinową - to ta brązowa), peeling do stóp i dłoni (zastąpiony przez soap&glory), zmywacz do paznokci (kupiłam ten sam, co zawsze), krem do stóp (zastąpiony przez soap&glory ze względu na dużą zawartość mocznika) oraz maskara (ponownie postawiłam na to, co znam i lubię, czyli #możetojejurokmożetomaybelline).




Jak wspominałam, w tym roku sezon turystyczny w Blackpool jest bardzo, bardzo, bardzo kiepski. Na tyle, że w sierpniu, w nadmorskiej miejscowości, był tak słaby ruch, że zdecydowałam się na krótki wypad do Polski. A skoro niespodziewanie przywiało mnie do kraju, nie obyło się bez tradycyjnych odwiedzin w Naturze i Rossku.


Napad na Naturę zaowocował zaopatrzeniem się w ulubieńców (tonik Vianek, peeling do skóry głowy Starej Mydlarni, maska złuszczająca do stóp Shefoot) oraz nowości do testów (woda różana, tonik do skóry głowy, inna maska złuszczająca, nowa dla mnie emulsja do higieny intymnej o ciekawym składzie, żel pod prysznic, bo niczego nie miałam u rodziców).




W Rossmannie też zrealizowałam wiele punktów ze stałej listy zakupów (antyperspiranty, dezodoranty, Isana z mocznikiem, bibułki matujące, woda różana Venus, olejki Kneipp oraz For Your Beauty), ale i skusiłam się na kilka nieznanych sobie pozycji, zwłaszcza w kategorii kremów do rąk, których zawsze musi być u mnie na stanie solidna ilość, oraz olejków do ciała - mojej ulubionej formy poprysznicowej pielęgnacji. Glinka Rhassoul natomiast była w cenie na do widzenia, więc przytuliłam, choć nie powinnam, bo masek do twarzy u mnie nie brakuje.





W październiku wielkich zakupów nie będzie. Potrzebuję tylko micela i czegoś do mycia ciała, czyli podstaw podstaw ;)

Mam ogromną nadzieję, że u Was jest spokojniej i bez zmartwień, bo taki stres potrafi wyssać z człowieka całą radość życia :/
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...