Dziś nacieszymy sobie oczy luksusowym puzderkiem, które przywędrowało do mnie od Hexxany.
Zacznijmy od opakowania: w eleganckim kartoniku mieszka zamszowy futeralik (niestety mocno przyciąga kłaczki różnego pochodzenia), a w nim nasz skarb - czarne puzderko, wyposażone w róż, lusterko, (nieprzydatny) pędzelek oraz magnetyczne zamknięcie.
Po otwarciu puzderka oczom ukazuje się piękne tłoczenie, a w nos uderza zapach, który jest ponoć identyczny z aromatem sławnych meteorytów. Nie miałam okazji tego zweryfikować.
Wykończenie tego konkretnego różu jest satynowe, a sam kosmetyk jest średnio napigmentowany, co gwarantuje, że nie zrobimy sobie nim rumieńców widocznych z księżyca. Specjalnie zestawiłam go z Galifornią marki Benefit, żeby pokazać różnicę w pigmentacji.
Róż Guerlain ma suchą i pylącą konsystencję. Widocznie kruszy się pod najdelikatniejszym dotknięciem pędzla i trzeba trochę z nim popracować, żeby przykleił się do policzka, ale za to kładzie się na nim równą warstwą. Z mojej tłustej cery kosmetyk ewakuuje się po jakiś pięciu godzinach. Robi to jednak równomiernie, bez plam i prześwitów.
Ostatecznie znalazłam temu różowi nowy, dobry dom. I nie przez jego suchość, kruszenie się czy nietrwałość (wszak noszę w pracy makijaż znacznie dłużej niż pięć godzin). Jako posiadaczka chłodnawej karnacji nie czuję się dobrze w różach wpadających w brzoskwinię. Na zdjęciach powyżej nie wyglądam w nim źle, to prawda, ale to jednak nie jest "to". A jeszcze jak da znać o sobie rumień, to te różne odcienie różowości nieładnie mi się na twarzy gryzą.
Mam nadzieję, że ten uroczy róż przyniesie nowej właścicielce trochę radości :)
całkiem zapomniałam przez to lato o istnieniu róży o o tym , że sama je mam. przestawiłam się wyłącznie na bronzery,
OdpowiedzUsuńrozumiem :)
UsuńBardzo ładny kolor.Taki dziewczęcy rumieniec :-)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńŚliczny kolor, chociaż faktycznie nie Twój :) Mam podobny Clarinsa, ale po nim w ogóle nie widać zużycia, pewnie będzie na wieki ;)
OdpowiedzUsuńmoże tak być :D
UsuńOstatnio częściej używałam bronzera, ale jesienią chętnie wrócę do różu ;)
Usuńrozumiem :)
UsuńPiekny jest odcien tego rozu :D
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPachnie intensywnie, to prawda :) Inna sprawa, że jakoś bardziej mi odpowiadają jadalne zapachy w kosmetykach, ale pewnie to kwestia indywidualna :)
OdpowiedzUsuńja chyba też wolę jadalne aromaty :)
UsuńFaktycznie ładnie się na Tobie prezentuje, ale dobrze rozumiem, co to znaczy nie czuć jakiegoś kosmetyku. Ja latem akurat korale lubię, właśnie te subtelne, ale zimą wyglądam w nich idiotycznie, a już na pewno idiotycznie się w nich czuję ;)
OdpowiedzUsuńja go nie czułam ani latem, ani zimą ;)
UsuńJa właśnie też średnio się czuję w brzoskwiniowych różach, ale my to mamy chyba mniej więcej podobny typ urody :) Kiedyś takie nosiłam, ale wiadomo jak to jest, człowiek musi przejść przez różne kosmetyczne etapy :D
OdpowiedzUsuńno właśnie! ja kiedyś tylko brzoskwiniowe róże :D i nawet nie zdawałam sobie sprawy, że źle w nich wyglądam :P
UsuńWygląda naprawdę dobrze :) Ja rzadko sięgam po róż ze względu na skórę z problemami naczyniowymi. Do tego nie bardzo potrafię go aplikować tak aby wyglądał delikatnie i subtelnie. Któregoś razu zadowolona ze swojego makijażu z pięknymi rumieńcami na twarzy usłyszałam od męża "coś się tak wymalowała" :D
OdpowiedzUsuńoj tam, męża bym tak nie słuchała... mój facet krytykuje mnie za każdym razem, kiedy sięgam po różowe/pomarańczowe/czerwone cienie do oczu, które pięknie podbijają ocień mojej tęczówki :D oni się nie znają ;)
UsuńŁadniutki odcień, ale sama też się bym w nim źle czuła, bo wolę chłodniejsze.
OdpowiedzUsuńno to piąteczka :)
UsuńA mnie się na Tobie podoba na Tobie. :-)
OdpowiedzUsuńJa mam ciepłą kolorystykę i choć niby pasują mi takie kolory, to chyba większość a mojej skórze robi się pomarańczowa.
rozumiem :)
UsuńSzkoda, że konsystencja i trwałość zawodzą. Spodziewałam się lepszej jakości.
OdpowiedzUsuńno właśnie, drogi produkt, ale specjalnie niczego nie urywa...
UsuńDo Twojej urody odcień bardzo pasuje :)
OdpowiedzUsuńja zdecydowanie wolę siebie w różowych niż brzoskwiniowych rożach :)
UsuńŁadnie się prezentuję, ma ładny odcień. Ja ostatnio rzadko sięgam po róż.
OdpowiedzUsuńrozumiem :)
UsuńŚliczny odcień rózu, bardzo Ci pasuje :)
OdpowiedzUsuńja właśnie uważam, że mi NIE pasuje :D
UsuńKolor mój i według mnie Tobie też pasuje:) Szkoda, że rozczarował Cie jakością. W końcu po kosmetykach z górnej półki oczekujemy niezawodności.
OdpowiedzUsuńno właśnie. a tu jest tak nijak :/
UsuńGuerlain uwielbiam za perfumy :). Różu nie miałam okazji wypróbować ;)
OdpowiedzUsuńzgadzam się z Tobą, perfumy mają super :)
UsuńByłam pewna, że to Twój kolor ;))) (w sumie zdjęcia mówią same za siebie :P) ale wiem też, że jak się w czymś źle czujemy, to koniec kropka, nic nie pomoże.
OdpowiedzUsuńGuerlain ma lepsze i gorsze formuły, tutaj w tej serii jakoś czegoś nie dopracowano. Szkoda :(
Następnym razem bardziej się postaram :)))
a Ty masz jakieś osobiste doświadczenia z różami z tej serii?
Usuńoj przestań! tyyyle skarbów od Ciebie dostałam, a sama sprezentowałam Ci sporo niewypałów :P
Tak, one jakoś wtedy weszły do sprzedaży i była mowa o nowej (odświeżonej formule?), coś takiego, przy czym wiadomo było, że nie sposób sobie nimi zrobić krzywdy (bez względu na kolor). No i zbierały dobre noty, sporo osób wspominało że trwałość to ok. 8 h z tendencją do zanikania w subtelny sposób. No i poszalałam, bo razem z odcieniem dla Ciebie wzięłam też coś dla siebie :D No i nie byłam za bardzo zadowolona, efekt był krótkotrwały. Poszedł w świat. Po czym dostałam w prezencie inny odcień i zaczęłam się nim bawić. Jest lepiej, ale nie idealnie zwłaszcza że miałam już kilka różów z Guerlain, które były lepsze. Niemniej w mojej ocenie róże Guerlain lubią się ze sztywnym włosiem pędzli, bo kiedy zmieniam na embrasze, to mój odcień w ogóle nie chce się przenieść na pędzel..
Usuń:*
Wiesz, tego żadna z nas nigdy nie przewidzi ;) Wiadomo, chciałoby się zawsze dobrze trafiać. W każdym razie bez ryzyka nie ma zabawy :)))
huh, czyli u Ciebie w sumie podobne spostrzeżenia do moich :)
Usuńnie wyobrażam sobie dziabać ten kruchy róż sztywnym pędzlem...
dokładnie, nie ryzykujesz, nie żyjesz pełnią życia :P
Mniej więcej ;) bo zmiana pędzla, a raczej rodzaju włosia ma znaczenie.
UsuńAle dlaczego od razu dziabać? :D przykładasz włosie i suniesz po powierzchni, pędzel dobrze przenosi produkt dzięki czemu dobrze się go wprasowuje w skórę zachowując pigment bez zbytniego naruszania wkładu. Od dość dawna zaczęłam sprawdzać dołączane aplikatory/mini pędzle itd. do kosmetyków. One w zasadzie w większości przypadków dają wskazówkę jaki rodzaj włosia będzie potrzebny. Czasem z pozoru to, co sztywne i nieco kłujące pozwala na dobrą pracę z kosmetykiem (maty ABH, wypiekane róże Chanel, twarde i mocno sprasowane formuły itd.). Nie zawsze jest wskazany pędzel miękki i puchaty ;) I tutaj muszę wspomnieć podróżny set pędzli z Maca, który dostałam od Ciebie. Suma summarum lubię zabierać go nie tylko na wyjazdy (zawsze wcisnę je do kosmetyczki ;)) to jeszcze mam kosmetyki, którym dały "drugie życie" właśnie ze względu na rodzaj włosia. Bo nie zawsze miękkość jest pożądana ;)
chodziło mi o to, że ten róż zaczyna się kruszyć już pod najdelkatniejszym dotknięciem pędzelka. chyba, że Twój kolor troszkę inaczej reagował, bo mój przy najlżejszym dotknięciu sprawiał, że już miałam proszek na powierzchni...
Usuńcieszę się, że pędzle MAC się sprawdzają :*
Hmmm... dla mnie to rodzaj pylenia niż samego kruszenia ;) ale tak, przy każdym ruhu pędzla widać jak konsystencja "pracuje" przez takie właśnie pylenie/wykruszanie się, niemniej przy takiej aplikacji jak opisałam powyżej tego proszku nie ma zbyt wiele.
Usuń:*
rozumiem :)
UsuńJa uważam że kolor różu jest przepiękny i ja z kolei takie kolory na sobie "czuję". Uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńmamy przecież zupełnie inny typ urody ;)
Usuń