Produkty pełnowymiarowe:
- antyperspirant Dove go fresh; od kiedy zaszłam w ciążę kulki Nivea i Garnier przestały u mnie się sprawdzać tak dobrze, jak do tej pory; antyperspiranty Dove dają mi poczucie świeżości na dłużej, a do tego w większości ładnie pachną
- dwa olejki Alterry w wersji migdał i papaja (jeden kupiłam sama, drugi dostałam od Kosmetycznego-przekładańca); ogólnie bardzo lubię olejki do masażu Alterry - mają rewelacyjne składy, ślicznie pachną i przyzwoicie nawilżają normalną, nieproblematyczną skórę; jedyny ich minus to ten, że szybko się kończą - potrafię rozprawić się z jednym opakowaniem w niecałe 3 tygodnie... niestety od 2-3 tygodni moja skóra na ciele z normalnej zrobiła się ekstremalnie sucha i tu olejek nie dawał rady z nawilżeniem
- Tołpa, regenerujący krem-koncentrat do rąk; słabiutki zwyklaczek, suchym dłoniom na pewno nie pomoże; szersza recenzja tutaj
- Cadum, płyn do higieny intymnej; świetny, delikatny produkt o genialnym składzie - niestety od jakiegoś czasu nie widziałam go w Superdrug :(((((; recenzja tutaj
- maska do twarzy z witaminą C i kolagenem Merz Spezial; dostałam ją od Hexxany; niestety wyrzucam maskę niezużytą, ponieważ dosłownie poparzyła mi policzki i bardzo podrażniła naczynka; po zastosowaniu maski walczyłam z rumieniem dosłownie przez kilka dni; do tego produkt nie nawilża dostatecznie skóry, zostawia na niej lepką warstwę, roluje się pod palcami i dziwnie pachnie
- hydrolat różany z Biochemii Urody; bardzo go lubiłam; delikatnie łagodził rumień, świetnie zastępował tonik, był niezrównanym rozcieńczalnikiem dla spiruliny - uwielbiam
- maska do włosów Kallos Latte od Eweliny; uczta dla włosów lubiących proteiny, o pysznym ciasteczkowym zapachu; recenzja tutaj
- pasta Colgate total; często do niej wracam; robi, co ma robić
Próbki, saszetki, mydła:
- nawilżający krem do twarzy REN; zupełnie mnie nie zachwycił, ponieważ nie nawilżał dostatecznie skóry twarzy
- glinkowe maseczki Ziai bardzo lubię, ponieważ delikatnie oczyszczają skórę twarzy, zostawiają ją zmatowioną i rozświetloną, a do tego nie zasychają na buzi na skorupkę; idealne na dni, kiedy nie mamy czasu samodzielnie rozdrabniać glinek
- o swoim zachwycie mydłem Makowy Duet z Lawendowej Farmy pisałam tutaj; mydło Orzeźwiające Maroko było w porządku - pachniało lawendą, dobrze się pieniło, myło skórę bez jej nadmiernego wysuszania, nadawało się do mycia twarzy
Kolorówkowe wyrzutki:
Wyrzuciłam paletki Original, Storm i Sunset ze Sleeka. Miałam je prawie 3 lata. Zauważyłam, że perłowe cienie zmieniły po tym czasie konsystencję - zrobiły się inne w dotyku, a podczas aplikacji zbijały mi się na powiekach w skorupki. Zatem nadszedł ich czas... Raczej do tych paletek nie wrócę; wolę nowsze "dzieci" marki. Zresztą Respect świetnie zastąpi mi Sunset, Ultra Matte Darks na pewno będzie mi lepiej służyć niż Original, a Oh So Special jest w moim odczuciu bardziej special niż Storm :)
Do kosza powędrowały również dwa żelowe eyelinery - fiolet z Essence i brąz z Catrice. Służyły mi bardzo dobrze, ale miałam je od około 2 lat, a według producenta dobre do użytku były przez pół roku. Zresztą od kilku miesięcy nie sięgam po żelowe eyelinery, ponieważ wymaga to prania pędzelka, a ja pędzelki piorę raz w tygodniu. Ćwiczę się w sztuce szybkiego makijażu, a w takim, moim zdaniem, nie ma miejsca na żelowy eyeliner...
Zużyłam połówkę bazy pod cienie Hean, odstąpioną mi przez Słomkę. Pisałam o tej bazie tutaj. Jest naprawdę świetna.
I to by było na tyle w maju :)