sobota, 17 sierpnia 2019

Podsumowanie zużyć lipca.

Wiem, że mnie tu więcej nie ma niż jestem. Pochłania mnie praca, rodzina, szeroko pojęte życie i nie widzę, aby to się miało w najbliższym czasie zmienić. No cóż.

A zużycia poprzedniego miesiąca są takie:


W pustej plastikowej buteleczce z pompką była odlewka szamponu Whamisy do suchego skalpu od Hexxany. Sprawdził się u mnie zadowalająco, nie podrażniał mi nadmiernie skóry głowy, a to ostatnio dla mnie najważniejsze. Odżywka Shea Moisture należała do kategorii emolientowej. Bardzo ładnie nawilżała i dociążała włosy, więc w tej kwestii nie mam zastrzeżeń. Niestety nie polubiła się z nią moja skóra pleców, którą regularnie wysypywało po każdej sesji z odżywką. Mydło kawowe od Kostki Mydła (prezent od Hexxany) było nieco inne niż wszystkie inne kawowe mydła, jakie znam. Miało jakby kakaowy zapach i składało się z większej części natłuszczającej oraz mniejszej części ścierającej. Ziaren kawy nie było w niej bardzo dużo, ale ogólnie swoją rolę mydełko spełniało. A skóra po kąpieli nie wymagała dodatkowych nawilżaczy, co jest rzadkością przy mydełkach. Drugie zużyte przeze mnie mydełko było wyrobem Miodowej Mydlarni. Towarzyszyło mi w nieliczne w UK upalne dni i generowało zadowolenie. Nie dość, że było to mydełko masujące, to miało bardzo przyjemny, orzeźwiający, miętowy zapach i delikatne działanie chłodzące. Jego jedyną wadą była niewydajność - zmydliło się po mniej więcej 14 użyciach.



Ależ ja męczyłam ten filtr Avene. Nie lubię tłuściochów, a  on  właśnie do takiej kategorii należał. Ostatecznie częściej lądował na różnych odsłoniętych częściach ciała niż na twarzy, gdzie sprawdził się poprawnie. Pasty do zębów Splat lubię i jeszcze będę do nich wracać. Tak samo  jak do zmywacza Sally Hansen, do którego mam w UK łatwy dostęp i który mi odpowiada. Pięknie gruszkowo pachnący dezodorant Fenjal to mój stały nocny towarzysz, a antyperspirant Dove pojawia się u mnie od czasu do czasu choć hitem na pewno nie jest.


Skończyły mi się moje ulubione bibułki matujące Theatric i niestety zużyła gąbeczka konjac. Białą lubię najbardziej, ponieważ jest najdelikatniejsza. Do cna zużyłam miniaturę szminki Marca Jacobsa w odcieniu Kiss Kiss Bang Bang (klik), którą bardzo lubiłam, kredka Sephory Countour Eye Pencil 12 hr Wear 32 Tango Night (klik) wysuszyła się, jej grafit się skurczył i przestał rysować, a tusz do rzęs Douglas okazał się bublem, bo robił mi pod oczami okropną pandę.

I to by było tyle.

piątek, 2 sierpnia 2019

By Terry, Terrybly Velvet Rouge, Liquid Velvet Lipstick, 5 Baba Boom

 
 
Luksusową pomadkę By Terry podarowała mi Hexxana, wybierając naprawdę idealny dla mnie kolor. Właśnie ze względu na odcień bardzo często ją noszę, będąc przy tym w pełni świadoma licznych wad tego produktu. Mam z nim typową relację love-hate.

Pomadka ma trzy ogromne zalety: cudowny borówkowy odcień, ładne kremowe wykończenie oraz doskonałą pigmentację:


Nie wysusza też ust.


Jednakowoż wad tego produktu wskażę Wam więcej. Po pierwsze, mocno sztuczny, kwiatowy zapach. Po drugie, bardzo niewygodny i nieprecyzyjny w użyciu aplikator w kształcie zaokrąglonej klepsydry. Nie da się nim ładnie i równo umalować ust. Po trzecie, bez konturówki nie ma co się do tej pomadki zbliżać, bo bardzo lubi się rozmazywać i rozlewać poza kontur ust; łatwo też o transfer na zęby. Po czwarte, kosmetyk na wszystkim mocno i wyraźnie się odbija - szklanki, kubki, sztućce po najmniejszym kontakcie dosłownie uwalone są pomadką. Po piąte, ma bardzo przeciętną trwałość około trzech godzin bez jedzenia i picia. Co oczywiste, wszelka forma konsumpcji powoduje szybkie ubytki w makijażu ust. Po szóste, mazidło brzydko się zjada znikając od środka i pozostawiając na obrzeżach ust obwódkę.



Jak już wspominałam, ponieważ doskonale czuję się w tym odcieniu, wybaczam pomadce jej liczne wady. Uważam jednak, że zdecydowanie nie jest ona warta wysokopółkowej ceny (do 32 funtów, ale rozpiętość cenowa w Internecie jest zastanawiająco spora). Dla mnie to taka przygoda na raz.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...