Krem Vis Plantis kupiłam spontanicznie podczas którejś wizyty w Naturze. Skusiłam się na niego z ciekawości, gdyż ma zawierać syntetyczny peptyd naśladujący działanie peptydu występującego w jadzie żmii świątynnnej, który ma odprężać mięśnie, przez co linie mimiczne mają być mniej widoczne. Od razu powiem, że nie mam jeszcze głębokich zmarszczek czy bruzd, więc nie wiem do końca, jak by na ten składnik zareagowały, ale na mojej jeszcze niezbyt głębokiej linii na czole peptyd nie zrobił większego wrażenia - nie odnotowałam zauważalnej różnicy. Niemniej, jak wspominałam, nie jest to głęboka bruzda.
Jakiś czas temu kosmetyki z jadem żmii były dość popularne w sieci. Vis Plantis podłapało trend i wprowadziło całą linię kosmetyków z syntetycznym peptydem wzorowanym na tym naturalnym. Ja na początek wybrałam tylko krem i raczej na tym poprzestam. Nie jest to zły kosmetyk, ale fajerwerków też nie było.
Producent zamknął krem w mało higienicznym słoiczku, ale takie rozwiązanie pasuje do konsystencji kosmetyku. Krem jest biały oraz ma delikatny kosmetyczny zapach, a te 50 ml wystarczyło mi na nieco ponad dwa miesiące cowieczornego stosowania. Doceniam, że pod wieczkiem słoiczka znalazła się dodatkowa ochronna pokrywka. Na kartoniku, w którym siedział słoiczek, znajdziemy wszystkie istotne na temat mazidła informacje.
Jak wspominałam wyżej, bardzo trudno mi skomentować działanie rozluźniające mięśnie twarzy. Na szczęście moje kurze łapki nie są jeszcze utrwalone, a podczas stosowania tego kremu nie były mocno widoczne, nie oznacza to jednak, że jest to zasługa tego kremu. Szczerze mówiąc w moim odczuciu kosmetyk ten to po prostu przyzwoity nawilżacz. Kiedy sięgałam po niego jeszcze przed majowymi upałami, rano budziłam się z dobrze nawilżoną cerą i nie miałam problemów z suchymi skórkami. I tyle. Nie zauważyłam, by naskórek zyskał na napięciu, elastyczności, itp. Podczas upałów spadł jednak komfort korzystania z tej pozycji, bo miałam wrażenie, że krem siedzi mi na skórze, nie wchłania się w nią; czułam jakby skóra trochę się pod nim dusiła. Wnioskuję zatem, że "tłuścioszki" będą bardziej z niego zadowolone w chłodniejsze miesiące. Nie mam pojęcia, czy mazidło sprawdziłoby się na suchych lub normalnych cerach.
Znacie?
Przechodziłam koło tych kremów kilka razy, ale jakoś się nie skusiłam. Widzę, że niewiele straciłam. W upały to ja ostatnio poprzestaję na serum, jakoś nie mogę się zmusić, żeby coś więcej dołożyć. Nie znoszę zimna i sezonu grypowego, ale fakt, że o wiele przyjemniej się wtedy pielęgnuje skórę i robi makijaż ;)
OdpowiedzUsuńmnie latem wszelkie kremy i emulsje na twarzy denerwują, łącznie z płynnymi podkładami. ale i tak wolę to niż zimno ;)
UsuńJa wlasnie unikam typowych "odmladzajacych" kremow za to stawiam na nawilzenie. Zmarszczki niestety nie usuniemy za pomoca kremow, jedynie chirurgia oraz geny moga nam pomoc hihihi ;)
OdpowiedzUsuńwiadomo, wiadomo :)
Usuńtłuste kremy lubię ale właśnie gdy temperatura jest niższa, nawilżenie to już coś.
OdpowiedzUsuńdokładnie!
UsuńKrem chyba nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńrozumiem :)
UsuńNie lubię takiego uczucia duszenia pod kremem :) Szkoda, że nie uczynił niczego "wow" :)
OdpowiedzUsuńja też nie ;)
UsuńMiałem serum było świetne :)
OdpowiedzUsuńdobrze wiedzieć :)
UsuńNie wiem, jakoś nie wierzę takim specyfikom. Ale nie ukrywam, że gdyby ktoś wymyślił coś, co by rzeczywiście mnie wyprasowało pod oczami, to bym brała hurtem!
OdpowiedzUsuńoj, ja też :D
UsuńRaczej nie dla mojej skóry, ale dobrze że choć trochę działało :)
OdpowiedzUsuńpodejrzewam ze na noc i u mnie by sie sprawdzil ale jakos mnie ta marka na razie nie kusi :)
OdpowiedzUsuńmmnie też szczególnie marka nie kusi, ten peptyd mnie zaciekawił ;)
Usuń