sobota, 30 marca 2013

Życzenia :)



Wszystkim tu zaglądającym życzę Wesołych Świąt :*



I bardzo, bardzo, bardzo Wam dziękuję za świąteczną niespodziankę:


Wow, jest Was 9 setek! Nawet nie wiem, jak wyrazić swoją radość z tego faktu :)

Zużyciowe podsumowanie marca (03. 2013)

Marzec w zużycia specjalnie nie obfitował :)

Pielęgnacja:


  • krem do rąk Flos-Lek z serii Winter Care; recenzja; bardzo dobry produkt
  • krem Flos-Lek do dłoni, dekoltu i twarzy; recenzja; przyzwoity kosmetyk, choć stosowałam go niezgodnie z przeznaczeniem
  • pasta do zębów Colgate total; najczęściej stosowana przeze mnie pasta
  • krem myjący Alterry od Juicy Beige; recenzja; uwielbiam!
  • krem pod oczy Balance Me; był dołączony do jakiegoś brytyjskiego magazynu; zwyklak, nie zmienił stanu mojej skóry pod oczami
  • dwufazowy zmywacz do paznokci Elegant Touch; recenzja; świetny!
  • antyperspirant Nivea pearl&beauty;  wywiązywał się ze swojej roli


Kolorówka:


  • lakiery miniatury Sephora by Opi od Urban - foliowa zieleń i kremowy fiolet
  • błyszczyk Catrice 100 Sun Kissed; recenzja; klejuch o nieprzyjemnym smaku i zapachu, ale całkiem dobrej trwałości
  • maskara Rival de Loop od Hexxany; recenzja
  • odlewka żółtej bazy pod podkład MUFE, również od Hexx; lekko wyrównywała koloryt cery, ale nie przedłużała trwałości podkładu

piątek, 29 marca 2013

Flos-Lek, Winter Care, Krem zimowy do rąk i paznokci z keratyną i witaminą E

Kiedy dostałam na początku lutego paczkę od Flos-Leku, nie liczyłam na to, że serię Winter Care uda mi się tak długo potestować w warunkach iście zimowych... No cóż, przynajmniej kosmetyki miały (i mają) szansę się wykazać.

Krem do rąk z tej serii jest kosmetykiem w moim odczuciu świetnym, ale trzeba na niego znaleźć sposób. Dlaczego? Zaraz wyjaśnię :)

Muszę jeszcze zaznaczyć, że krem okazał się niesamowicie wydajny. Używałam go codziennie (zwykle kilka razy dziennie) przez prawie 2 miesiące.










 
Ale zacznijmy od kwestii podstawowych. Krem zapakowano w standardową tubkę z wygodną klapką. Szata graficzna jest estetyczna. Na opakowaniu kremu znajdziemy wszystkie interesujące nas informacje.

Moja tubka była dodatkowo skutecznie zabezpieczona przed ciekawskimi nosami i palcami, za co duży plus.

Mazidło jest białe, gęste i tłuste, co nie zaskakuje zważywszy na przeznaczenie produktu. Wchłania się przez dobrych kilkanaście minut i zostawia na dłoniach ciężki, tłusty, odżywczy film. Właśnie z tego względu napisałam, że na produkt trzeba znaleźć sposób, bo niestety nie możemy zaraz po aplikacji wrócić do przerwanej czynności bez obtłuszczenia wszystkiego naokoło.

Pachnie słodko, charakterystycznie dla tej serii, nienachalnie.

 Jak go używałam? Pod wszelkiego rodzaju rękawiczki, czyli przed wyjściem na mróz, kiedy rękawiczki zawsze zakładam; pod gumowe rękawice do sprzątania; pod bawełniane rękawiczki na noc... Często sięgałam na niego również w ciągu dnia, odciskając pierwszą tłustość w ręcznik papierowy.




Jeśli chodzi o działanie, krem bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Przez pierwsze 5 tygodni działał fantastycznie. Skóra dłoni była nawilżona, miękka i przyjemna w dotyku; skórki wyglądały zdrowo i ładnie; paznokcie niesamowicie się wzmocniły. Normalnie zimą mam problem z pękaniem skóry dłoni (rączyny moje są bardzo problematyczne), ale tej zimy, dzięki temu kremowi, uniknęłam tego zjawiska. I już-już miałam Wam pisać, że krem Flos-Leku chyba zdetronizuje pod względem działania mój ukochany krem Bielendy kuracja parafinowa, ale niestety po 5 tygodniach moja skóra dłoni musiała się do mazidła przyzwyczaić, bo nagle przestała na niego tak pozytywnie reagować :(((( Niemniej sądzę, że zimą będę do kremu wracać. Tym bardziej, że nie jest drogi - normalnie kosztuje 9,30 zł/100 ml, ale można trafić na promocje.

Nie jestem chemikiem, składami interesuję się rzekłabym hobbistycznie. Wydaje mi się jednak, że skład tego konkretnego kosmetyku został dobrze przemyślany, gdyż znajduje się w nim wiele składników ochronno-natłuszczających, nawilżających i łagodzących (olej mineralny, który mi osobiście na dłoniach służy, wazelina, cholesterol, ozokeryt, keratyna, pantenol, witamina E oraz allantoina). Nie dziwię się, że paznokcie mi tak stwardniały :)


Osobiście byłam z działania przez pierwsze 5 tygodni niezwykle zadowolona. Wiem jednak, że wiele z Was oczekuje od kremu do rąk szybkiego wchłaniania. Cóż, lojalnie ostrzegam, że tutaj tego nie znajdziecie. Ale pod wszelkiego rodzaju rękawiczki mazidło jest jak znalazł :)

niedziela, 24 marca 2013

Mobile Mix, czyli tydzień w zdjęciach (16)

Wymianka z Kosmetycznym-przekładańcem. Dziękuję :*














Silna wola leży i kwiczy. Tysięczna paletka do kolekcji. To chyba jest edycja limitowana, ale nie jestem pewna. Trafiłam na promocję i zapłaciłam za paletkę tylko 3 funty...











Smak dzieciństwa :]















Pieczony kurczak po meksykańsku, kasza i surówka. Mniam :)














Bo Ewelina narobiła mi ochotę na naleśniki...














Prezent od Przyjaciółki :* Przydatna lektura, mimo iż jeszcze nie mam kogo wychowywać ;) Porady wydały mi się dość logiczne i dobrze przemyślane. No i rewelacyjne tłumaczenie.









Państwo Panem składa się z dwunastu dzielnic i Stolicy. Każdego roku w każdej dzielnicy losuje się dziewczynę i chłopca w wieku od 12 do 18 lat, którzy muszą wziąć udział w Igrzyskach Śmierci. Wygrywa ostatni zawodnik, który uszedł z życiem. Ten okrutny zwyczaj jest rezultatem rewolucji dzielnic, która została stłamszona przez Stolicę. Panem to państwo autorytarne. Mieszkańcy Stolicy ociekają w zbytki, podczas gdy dzielnice cierpią głód i niedostatek. W 74. Igrzyskach Śmierci bierze udział szesnastoletnia Katniss z 12. dzielnicy, która zgłasza się na miejsce swojej młodszej siostry Prim, kiedy ta zostaje wylosowana. Żeby poznać jej losy, musicie sięgnąć po książkę. Ja przyznam, że lektura mnie niesamowicie wciągnęła. Obecnie ledwo oderwałam się od drugiej części, żeby napisać tego posta. Bardzo polecam :)






A jutro przylatuję na chwilę do Polski. Pewnie będzie mnie tu mniej ;)

sobota, 23 marca 2013

Barry M, Textured Nail Effect, 304 Kingsland Road

OPI wypuścił lakiery w formule Liquid Sand, Nails Inc. zaproponował Concrete Nails, a Barry M zakontrował serią Textured Nail Effect. Ponieważ w tym ostatnim przypadku cena nie była zaporowa, skusiłam się na tę nowość. I sama nie wiem, co o tym wykończeniu myśleć...
  • Dostępność: drogerie Superdrug
  • Cena: Ł3,99
  • Pojemność: 10 ml
  • Kolor: 304 to uroczy jaśniutki róż o niespotykanym, chropowatym i matowym wykończeniu. Wygląda trochę jak kamień czy beton? Paznokcie są chropowate w dotyku i nieco się czepiają ubrań.
  • Konsystencja: w sam raz
  • Pędzelek: klasyczny, 
  • Krycie: do pełnego krycia potrzeba dwóch warstw
  • Wysychanie: bez żadnych wspomagaczy wysechł na mur-beton w kilkanaście minut
  • Zmywanie: schodzi wolniej niż kremy, ale nie stwarza aż takich problemów jak brokat
  • Trwałość: niestety na mojej "aktywnej" prawej ręce zaczął odpryskiwać drugiego dnia, podczas gdy na lewej trzymał się bez zarzutu
Co myślicie o takim wykończeniu?



This year has been pretty eventful as far as nail varnishes go. OPI came up with ist Liquid Sand formula, Nails Inc released Concrete Nails. Barry M responded with its txtured nail effect. As it is affordable, I decided to check it out. And, honestly, I don't know what to think about this finish. I can't decide if I love it or hate it...
  • Availability: Superdrug
  • Price: I think I paid £3.99
  • Volume: 10 ml
  • Colour: pale pink with a strange, rough and matte finish
  • Consistency: just right
  • Brush: classic
  • Coverage: a two-coater
  • Drying time: quick
  • Removing: not as hard as with the glitters
  • Durability: unfortunately, it started chipping on the second day after application

piątek, 22 marca 2013

The Body Shop, Eye Colour, 32 & 37

Cienie trafiły do mnie niejako przypadkiem. Normalnie bym ich nie kupiła, ale w zeszłym roku dostałam od Hexxany voucher na 3 funty do brytyjskich salonów TBS. Kiedy poszłam do sklepu się rozejrzeć, zauważyłam, że cienie z tej serii były akurat przecenione - kosztowały 2,5 funta za sztukę. Stwierdziłam, że wybiorę sobie dwa, a ze zniżką zapłacę tylko funta za każdego gagatka.


Zdecydowałam się na nietypowy, wrzosowy róż o numerze 37 i piękny, chłodny brąz oznaczony numerem 32. Brąz szczególnie przypadł mi do gustu, bo większość cieni w takich kolorach w mojej kosmetyczce jest w ciepłej tonacji. Waga każdego cienia to 1,4 gram. Są ważne 36 miesięcy od otwarcia.

Cienie mają dość mokrą, tłustawą konsystencję, dzięki której się nie osypują i bardzo dobrze przyklejają się do powieki. Na pigmentację absolutnie nie można narzekać. Dobrze się je aplikuje i rozciera. Na bazie (na moje tłuste, opadające powieki nie ma co nakładać cieni bez bazy) trzymają się bez zarzutu aż do demakijażu, choć mam wrażenie, że róż nieco blednie w ciągu dnia. Z brązem nic takiego się nie dzieje. Oba cienie mają wykończenie, które określiłabym jako satynową perłę. 

Wow, chyba pierwszy produkt marki, któremu nie mam nic do zarzucenia. W końcu w morzu niewypałów znalazłam coś, co mi odpowiada. A już położyłam krzyżyk na TBS. Choć przyznam, że przyzwoite cienie to za mało, żebym robiła tam zakupy ;)


Na koniec pozostaje mi jeszcze pokazać Wam przykładowy makijaż:


Miłego dnia!

środa, 20 marca 2013

Murnauers, Totes Meer, Anti-Stress Maske

Maska trafiła do mnie za sprawą wymianki z Kasią. Nie mam pojęcia gdzie i za ile Kasia ją kupiła.

Produkt przychodzi do nas w błyszczącej saszetce. Podzielona jest ona na dwie części o pojemności 5 ml każda. Taka połówka wystarcza na jedno zastosowanie na twarz i szyję.

Maska ma postać przezroczystego żelu, w którym znajdują się niebieskie granulki. Rozpuszczają się one w kontakcie ze skórą. Mazidło ma przyjemny, świeży zapach.

Maskę nakładamy na twarz na 10-15 minut, po czym usuwamy ją płatkiem kosmetycznym i płuczemy twarz letnią wodą.









 Z działania maski byłam bardzo zadowolona. Po opłukaniu buzi letnią wodą skóra twarzy była rozświetlona, przyjemnie wygładzona i napięta, i miała wyrównany koloryt. Maska rewelacyjnie uspokaja rumień i delikatnie rozprasowuje zmarszczki mimiczne. Świetna sprawa. Ciekawe, czy ten niemiecki produkt jest dostępny w Polsce...

 Na liście składników widnieje sporo substancji dobroczynnych dla skóry: m. in. mocznik, sól z Morza Martwego, wyciąg z drożdży, kwas hialuronowy, niacynamid, witamina A oraz witamina E.




wtorek, 19 marca 2013

Benefit, Bad Gal Lash

Miniatura tuszu o pojemności 4 g była dołączona do jakiegoś brytyjskiego magazynu. Maskary używam od początku lutego, więc chyba nic nowego w produkcie już nie odkryję ;)



Tusz od samego otwarcia miał raczej suchą konsystencję. Obawiałam się, że przez to będzie szybko wysychać, ale na razie jego konsystencja się nie zmieniła i maskara się w żaden sposób nie starzeje.

Szczoteczka należy do klasycznych i jest bardzo duża. Jak wiecie, ja dużych szczot nie lubię, ale z tą dobrze mi się współpracuje. Myślę, że to dzięki suchej konsystencji produktu właśnie. W każdym razie nie brudzę sobie swojej opadającej powieki malując rzęsy (moja zmora, kiedy tusz ma wielgachną szczotę), więc jest dobrze. Dolne rzęsy również całkiem łatwo jest kosmetykiem podkreślić.

Czerń jest ładna. Może nie smolista, ale wyraźna. Maskara nie rozmazuje się ani nie osypuje.

Ja na swoich mizernych rzęsach uzyskuję zadowalające efekty. Firanki są widoczne. Tusz je nieco wydłuża, nieco pogrubia, bardzo ładnie podkręca, dobrze rozdziela. Nie mam temu produktowi nic do zarzucenia. No może poza ceną, ale Benefit to wyższa półka ;)


poniedziałek, 18 marca 2013

Flos-Lek, dr Stopa, sól cynamonowa rozgrzewająca

Z góry zapowiadam, że dziś będą zachwyty. I fakt, że produktu nie kupiłam sama, a dostałam do testów, nie ma tu nic do rzeczy. Ta sól jest po prostu bardzo, bardzo, bardzo dobra. Osobiście nie znalazłam w tym kosmetyku żadnych wad.
















Produkt zamknięto w dużym, plastikowym słoiku o minimalistycznej, ale estetycznej szacie graficznej. Pod zakrętką znajduje się plastikowa pokrywka, która dodatkowo zabezpiecza produkt przed rozsypaniem się, wilgocią, itp. Do opakowania dołączono również miarkę. Świetne rozwiązanie! Mi zazwyczaj na jedną sesję wystarcza jedna miarka.









Producent zabarwił produkt na żółto. Sól jest gruboziarnista, ale dość szybko się rozpuszcza. Przy dolewaniu wody tworzy się piana (SLS w składzie). Sól przepięknie pachnie cynamonem i zapach ten przechodzi na wodę. Przez cały czas, kiedy moczymy stopy, towarzyszy nam niezwykle przyjemny zapach cynamonu.




Stopy moczę w soli zwykle raz w tygodniu przez 20 minut. Po takiej sesji są cudownie zmiękczone i przyjemnie nawilżone. Usuwanie zrogowaciałego naskórka przebiega szybko i bezboleśnie. Cały zabieg jest prawdziwie relaksujący (jeśli to się lubi oczywiście).
Nie potrafię jednak stwierdzić na ile olejek cynamonowy, a na ile sama ciepła temperatura wody wpływają na rozgrzanie stóp. Efekt rozgrzania stóp nie jest szczególnie długotrwały.




Wydawać by się mogło, że produkt zawierający SLS będzie wysuszać skórę. Ja tego absolutnie nie doświadczyłam. Wręcz przeciwnie. Osobiście zresztą nie unikam za wszelką cenę tego detergentu, bo mi akurat nie szkodzi. Wiem jednak, że niektórym z Was z SLSem nie po drodze. Cóż, ostrzegam, że tu składnik ten występuje. 
Zastosowana sól pochodzi z Kłodawy. Ponoć jest bogata w mikroelementy. No i jest z Polski ;)





Jestem niesamowicie zadowolona z tej soli. Ma funkcjonalne opakowanie z dołączoną miarką, cudnie pachnie, świetnie zmiękcza skórę stóp tym samym przygotowując ją do bezbolesnego usunięcia zrogowaciałego naskórka, zostawia stopy nawilżone i zrelaksowane. Jedynym minusem dla niektórych osób będzie obecność SLS w składzie. 

Pójdę o krok dalej - mając porównanie z solą oliwkową z Biedronki, solą On-Line i solą Fuss-Wohl muszę stwierdzić, że sól Flos-Leku ma w moim odczuciu zdecydowanie najlepsze właściwości zmiękczające skórę. Na pewno będę wracać do tego produktu. Normalnie kosztuje 15,35 zł / 500 gram, ale czasem można trafić na promocje. Na przykład obecnie w sklepie internetowym koszt soli wynosi 12,30 zł.

Znacie? Lubicie?

niedziela, 17 marca 2013

Mobile Mix, czyli tydzień w zdjęciach (15)

W tym tygodniu trzasnęłam aż 4 fotki. Wow, szaleństwo ;)

 Ograniczam picie ukochanej kawy do jednej dziennie, bo wciąż i wciąż mam problemy z niedoborem magnezu. Ukochaną kawę zastępuje mi popołudniami Inka - to chyba moje nowe uzależnienie :] Inka jest pyszna, a przy tym zdrowa i nie zawiera kofeiny :)

















 Wypatrzone w Tk Maxx. To były dwie ostatnie sztuki kosmetyków Physicians Formula, więc długo się nie zastanawiałam ;)













 Mrożonki z Iceland + nudle z warzywami w sosie sojowym = "chińszczyzna" dla leniwych :]














Po "Lot nad kukułczym gniazdem" sięgnęłam, ponieważ znajduje się na liście BBC 100 klasycznych książek, które trzeba przeczytać. Mnie osobiście lektura trochę wynudziła...

Książka opowiada o pacjentach szpitala dla osób z problemami psychicznymi. Ich życie zmienia się wraz z pojawieniem się nowego pacjenta, Irlandczyka McMurphy'ego, uznanego za socjopatę i seksoholika. McMurphy walczy z "systemem", z Wielką Pielęgniarką, która prowadzi oddział i de facto nim rządzi (decyduje o losie pacjentów, itp.), budzi w niektórych pacjentach wolę wolności.

Wolę moje fantasy ;)







A poza tym obejrzałam nowego "Oza". Film mi się podobał, choć szeroki, z założenia szelmowski uśmiech głównego bohatera nieco mnie wkurzał. Małpa była za to superświetna. Warto zobaczyć :)

sobota, 16 marca 2013

Stare limitki Sensique: moje lakiery

Znów swatche, które publikuję w celach archiwistycznych :]

LE Paradise Island, 226



LE Sensual Colours, 241



LE Oriental Dream, Rose Wood



LE Oriental Dream, Jewel Of The Orient




LE Oriental Dream, Bamboo In Autumn


Pamiętacie te kolekcje?

piątek, 15 marca 2013

Maybelline, khol express, waterproof eyeliner, glam black

Kredkę tę posiadam od ponad roku. Wydaje mi się, ale nie jestem pewna, że khol exress zmieniło swoją nazwę na master smoky. Któraś z Was może wie, czy nie jestem w błędzie?


Kilka postów temu pisałam o swojej kredkowej miłości od Maybelline (klik). Dziś będzie o kredkowym zwyklaku tej marki.

Zacznijmy od pozytywów. Grafit kredki jest przyjemnie miękki, a kreskę łatwo się rozciera. Produkt łatwo zatemperować.

Neutrale: kredka jest czarna, ale nie aż tak czarna, jak Smoky Black z serii master smoky.

No i przechodzimy do sedna. Czemu uważam kredkę za zwyklaka? Ponieważ jej jakość nie powala na łopatki. Nie mogę nosić wykonanej produktem kreski na gołej powiece, ponieważ po kilku godzinach pojawia się efekt ksera. Nie mogę nosić jej na linii wodnej, ponieważ pomimo obietnic producenta, że jest wodoodporna, wodoodporna wcale  nie jest i z linii wodnej bardzo szybko znika. Kiedy robię kreskę na cieniach (górna powieka), kreska blednie w ciągu dnia, a po jakiś siedmiu, ośmiu godzinach gdzieniegdzie pojawiają się prześwity. Właściwie kredka sprawdza się dobrze tylko, kiedy podkreślam nią linię górnych rzęs. Wtedy mogę liczyć, że makijaż będzie dobrze wyglądać aż do demakijażu.


Kosztowała mnie 5 albo 6 funtów. Okazała się niewarta tej ceny.

czwartek, 14 marca 2013

Mincer Pharma, Zielona Apteka, maseczka odżywczo-relaksująca z ekstraktem z czereśni i imbiru

Druga maseczka Mincer Pharmy, którą dostałam od kochanej Hexxany :* Maseczka z białej glinki, o której pisałam kilka postów temu, okazała się całkiem dobra. Niestety maska odżywczo-relaksująca już mnie nie zachwyciła...

Produkt otrzymujemy w dwóch saszetkach o pojemności 7 ml każda. Cena tej podwójnej przyjemności oscyluje ponoć w okolicach 3 zł. Biorąc pod uwagę wyraźne zalecenie producenta, każdą z połówek przeznaczyłam na jedną aplikację na twarz i szyję.

Maseczka ma postać białego kremu. Jej konsystencja jest dość tłusta. Mazidło pachnie jak wiśniowy jogurt. Po aplikacji nie spływa z twarzy. W przeciągu 15 minut część produktu się wchłania, resztę należy usunąć chusteczką/wacikiem kosmetycznym. Na twarzy zostaje tłustawa kołderka.



















Działanie? Odniosę się może do obietnic producenta:
... redukuje nadwrażliwość skóry na negatywne bodźce zewnętrzne - nie mogę się w tej kwestii wypowiedzieć, bo to bardzo enigmatyczne i nieweryfikowalne stwierdzenie.
Cera staje się zrelaksowana, rozluźniona i uspokojona, a zmarszczki mimiczne ulegają zmniejszeniu - rozluźnienia nie zaobserwowałam. Uspokojenia (które u mnie zwykle wiąże się ze zmniejszeniem rumienia) też nie. Zmarszczki mimiczne nie ucierpiały (a znam maseczki, które potrafią je czasowo wygładzić). Słowem - maseczka właściwie nie zrobiła nic oprócz zastąpienia mi kremu na noc. Wprawdzie nie zaszkodziła, ale też nie zrobiła wrażenia na mojej skórze.


Jak widać, skład nie jest za ciekawy. Występuje w nim wiele potencjalnych zapychaczy, z olejem mineralnym, myristynianem izopropylu, triglicerydami i gliceryną na czele. Nie sądzę, żeby skóra mogła wyciągnąć z niego wiele dobrego...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...