czwartek, 31 grudnia 2015

Golden Rose, Rich Color 127

Pojemność: 10,5 ml
Cena: 6,90 zł
Kolor: przybrudzony granat ze srebrnym i różowym brokacikiem
Wykończenie: drobinkowe
Konsystencja: gęstawa
Pędzelek: płaski i szeroki
Krycie: wbrew obietnicom producenta wymagane są dwie warstwy; po jednej są smugi
Wysychanie: szybkie
Zmywanie: bezproblemowe (o dziwo)
Trwałość: na moich miękkich paznokciach lakier zaczął odpryskiwać z końcówek już drugiego dnia



Golden Rose ma szeroki wybór kolorów i wykończeń, jeśli o lakiery chodzi. Szkoda tylko, że nie chcą one trzymać się moich miękkich paznokci...


***
Kochani, życzę Wam szczęśliwego nowego roku, wypełnionego samymi pozytywnymi momentami i emocjami. Wszystkiego, co najlepsze :*

środa, 30 grudnia 2015

Pozostałe zdobycze grudnia - reszta świątecznych prezentów i drobne zakupy.

Pokazywałam Wam przez cały grudzień otrzymywane z okazji Świąt prezenty kosmetyczne. Dziś te, które trafiły do mnie jako ostatnie.

Brat poprosił o sugestie z mojej strony i wybrał to cudo:


W styczniu jedziemy na kilkudniowy urlopik do Cumbrii. Z myślą o wyjeździe znajoma sprezentowała mi zestaw miniatur:



I moje grudniowe zakupy z Rossmanna i strefy wolnocłowej (jestem na kilka dni w Polsce):
 

wtorek, 29 grudnia 2015

DeBa, hands & nails cream Nourishing Care

Ładnie pachnącego czekoladą malucha (75 ml) do dłoni i paznokci DeBy, zamkniętego w odkręcanej tubce, podarowała mi Hexxana. Dziękuję! Ogromnie się z tym kosmetykiem polubłam.


Produkt ma nie tylko ładny zapach, ale, co ważniejsze, i skład. Znajduje się w nim sporo olejków i naturalnych ekstraktów, znalazło sie też miejsce dla mocznika. Krem nie jest ani rzadki, ani gęsty, a w moje niezwykle suche dłonie wchłania się dość szybko. Stosowany regularnie (co kilka godzin) nawilża dlonie, regeneruje skórę i skórki wokół paznokci, zmiękcza je i uelastycznia. Jedna z lepszych dłoniowych propozycji, z jakimi się zetknęłam.

Ktoś się orientuje gdzie i za ile te kremy występują w przyrodzie?

niedziela, 27 grudnia 2015

NUDE Skincare, perfect cleansing oil face & eyes

Olejek hydrofilny Nude miałam okazję wypróbować dzięki Hexxanie. Było to naprawdę ciekawe doświadczenie, które jednak pokazało mi, że znam lepsze produkty tego typu.


Listę zastrzeżeń otwiera opakowanie. Pomijam już fakt, że jest nieprzezroczyste i z grubego plastiku, więc nie daje możliwości śledzenia zużycia. W tym egzemplarzu dodatkowo były problemy z pompką, która nie chciała pompować produktu. Ostatecznie odkręcałam ją i wylewałam porcję na dłoń.

Zapach olejku jest bardzo ładny, uprzyjemnia jego stosowanie.

Moje drugie zastrzeżenie to fakt, że olejek nie emulguje się zbyt dobrze. Chyba ma w sobie za mało emulgatora, więc nie zmienia się w kontakcie z wodą w mleczko. Właściwie w ogóle nie zmienia swojej konsystencji i jakkolwiek radzi sobie z rozpuszczeniem makijażu, mamy poczucie, że rozpuszczamy go samym tłustawym olejem, nie emulsją. Po zmyciu wodą na twarzy zostaje dość ciężki i mocno wyczuwalny poolejkowy film. Na szczęście nie ma mgły na oczach.

Ciekawie było poznać nowy kosmetyk, z kategorii olejków hydrofilnych znam jednak lepsze i skuteczniejsze - na przykład olejki z BU czy e-naturalnie.

sobota, 26 grudnia 2015

Zoeva, En Taupe Eyeshadow Palette

Swoją pierwszą paletkę Zoevy dostałam kilka tygodni temu w prezencie mikołajkowym od Słomki. Prezent zapoczątkował nową obsesję... Tylko spójrzcie, jakie to zestawienie cieni jest cudowne:


Stitch By Stitch: matowy krem

Handmade: duochrom złoto-róż

Gallery: matowy przybrudzony brąz

Hour By Hour: matowa morela

Old Master: taupe z różnokolorowym brokatem

Spun Pearl: srebrna perła

Sheers & Voiles: duochrom beż-róż

Outline: perłowy złotawy brąz

Wrapped In Silk: perłowy średni brąz

Exquisite: matowy brąz z dużą domieszką fioletu


Cienie są dobrze napigmentowane oraz przyjemnie miękkie i niemal kremowe w dotyku. Nie zauważyłam, aby się osypywały. Przeciwnie, ładnie nabierają się na pędzelek i przyklejają do powieki. No, może maty są nieco bardziej suche od pereł i duochromów, ale to subtelna różnica. Praca z cieniami to sama przyjemność, bo dobrze się pomiędzy sobą blendują. Czasem przy intensywniejszym rozcieraniu mogą zacząć zanikać i trzeba trochę cienia dołożyć. Na bazie trzymają się na miejscu bez blaknięcia ani innych niespodzianek w zasadzie do demakijażu. Paletka jest genialnie skomponowana, bo mamy tu różne kolory o różnych wykończeniach, umożliwiające wykonanie zarówno makijażu dziennego, jak i wieczorowego.

Jestem w En Taupe zakochana i wciągnęłam już na wish-listę cztery inne paletki Zoevy. Jakość tych cieni odpowiada mi na przykład dużo bardziej niż jakość cieni Urban Decay (mam paletę Naked 3) i gdybym dzisiaj miała decydować, czy kupić trójkę UD, czy na przykład Rose Gold Zoevy, bez zastanawiania się kliknęłabym tańszą propozycję.

Ze zdziwieniem czytałam na wielu blogach, że paleta En Taupe jest taka jakaś szaro-bura, słabo napigmentowana i ogólnie na nie. Osobiście jestem zaskoczona, ale z drugiej strony nasze hity mogą być czyimiś kitami, to naturalne. Sama jednak będę En Taupe bronić jak mogę.

Mam kilka propozycji makijżay wykonanych z tą paletką. Zdjęcia są lepsze i gorsze, bo trudno obecnie o ładną pogodę i światło, ale mam nadzieję, że coś tam widać.

#1 (z kredką Sephory)


#2



#3




#4



#5

Co Wy sądzicie o paletkach Zoevy? Hit czy kit?

(hit, hit, hit) 

środa, 23 grudnia 2015

Wesołych Świąt!


Bielenda, argan face oil + sebu control complex

Do zakupu uszlachetnionego olejku arganowego naszej rodzimej marki zachęcił mnie skład - ładna mieszanka naturalnych olejków. Intuicja mnie nie zwiodła, kosmetyk okazał się bardzo dobry. 

Kosmetyk kosztuje ok. 25 zł/15 ml i według producenta powinien zostać zużyty w 3 miesiące. Ledwo zmieściłam się w tym terminie stosując 4-5 kropli na jedną aplikację. Gdybym stosowala go mniej, a można, bo 4-5 kropli olejku to całkiem sporo, nie zużyłabym go w tak krótkim czasie.

Produkt zamknięto w szklanej buteleczce z pipetką. Pipetka działa bez zarzutu, a sama buteleczka spadła mi na kafelki dwa razy i jakimś cudem się nie zbiła. Wow.

Mieszanka ma żółtą barwę i ładny, słodki zapach. Na wchłonięcie potrzebuje całkiem sporo czasu, dlatego zwykle mieszałam olejek z żelem hialuronowym i wtedy wszystko wchłaniało się szybciej. Mamy tu umiarkowany stopień tłustości; są olejki lżejsze, są i cięższe.


Kosmetyk stosowałam po demakijażu, jeśli do wieczornego mycia twarzy było jeszcze trochę czasu. Zapobiegał wysuszaniu się skóry, ładnie ją natłuszczał i nawilżał, i w ogóle wszystko było cacy. Nie wiem, jak ustosunkować się do obietnic dotyczących wydzielania się sebum, ale w okresie, kiedy stosowałam olejek skórę miałam w dobrym stanie - nawilżoną, gładką. Byłam zadowolona z całoksztaltu pielęgnacji, której olejek był znaczącą częścią.

Go Bielenda, go!

wtorek, 22 grudnia 2015

L'Oreal, Mega Volume Manga Mascara

Maskary L'Oreal kosztują w drogerii Boots około 11 funtów za sztukę. Kilka miesięcy temu była na nie promocja 3 for 2, w której zaopatrzyłam  się m.in w opisywaną dziś Mega Volume Mangę.

Z poprzedniej maskary L'Oreal, False Lash Flutter (klik), nie byłam do końca zadowolona. Tusz nie dawał jakiegoś powalającego efektu, a co gorsza osypywał się pod koniec dnia. Czy wersja Mega Volume Manga spisała lepiej?


Jak na L'Oreal przystało, mamy duże i kanciaste opakowanie, które zajmuje sporo miejsca w kosmetyczce czy na toaletce. Może to przez tę wielkość (i wielkość otworu) maskary te szybko wysychają? Ani z MVL, ani z FLF nie wyciągnęłam więcej niż trzy miesiące codziennego stosowania...

Tutaj szczoteczka jest z klasycznego włosia i ma stożkowaty kształt. Dłuższe wypustki przeplatają się z krótszymi. Całość wygląda jakby była nieco ispirowana choinką (skojarzenie na czasie?). Dziwnym dodatkiem jest fakt, że trzon szczoteczki można zagiąć. Nie wiem, do czego to komu potrzebne, ale mamy tu taką możliwość.


Czerń jest ładnie czarna. Szczoteczka nie jest mistrzem rozczesywania. Właściwie skleja włoski zbierając je w kilkuosobowe grupki, ale całość wygląda jakby był to efekt zamierzony. Być może na tym właśnie miało polegać nadawanie objętości, ale u mnie nie wyszło. Efekt jest raczej delikatny, co nie oznacza, że zły. Często zdarza mi się pobrudzić podczaa aplikacji dolną powiekę. Na szczęście nie ma grudek i maskara nie osypuje się (hurra!). Nie ma też tendencji do robienia pandy, co zawsze się chwali.

Ogólnie tusz jest w porządku, w moim przypadku na pewno lepszy od False Lash Flutter. Czy pewniak, do którego będę wciąż i wciąż wracać? Nie, raczej nie.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Golden Rose, Color Expert 95

Dostępność: stoiska Golden Rose, sklep internetowy
Cena: 5,90 zł
Pojemność: 10,2 ml
Kolor: różowy fiolet czy też fioletowy róż
Wykończenie: krem
Konsystencja: gęstawa
Pędzelek: szeroki
Krycie:lakier kryje już po pierwszej warstwie, ale druga nadaje głębi koloru
Wysychanie: dość szybkie
Zmywanie: bezproblemowe
Trwałość: nałożyłam go dwa razy pod rząd z różnymi bazami i topami, i niestety za każdym razem odpryskiwał już na drugi dzień



Piękny kolorek. Szkoda, że nie chce się trzymać moich miękkich paznokci.

sobota, 19 grudnia 2015

Living Source, Pomegranate Balancing Gel-Cream Moisturiser oraz Pomegranate Concentrated Serum

Jak wiele spośród moich kosmetyków, krem i serum, które dziś opiszę, dostałam w prezencie od Hexxany. Asia wie, że oprócz problemów z rumieniem i teleangiektazjami, borykam się z przetłuszczającą się cerą i rozszerzonymi porami. Kosmetyki Living Source miały w tej kwestii pomóc. I pomogły.

Zanim przystąpię do dokładniejszych opisów, muszę pozwolić sobie na jedną krytyczną uwagę. Oba kosmetyki są mocno perfumowane. Zapach nie jest brzydki, ale jak dla mnie zbyt intensywny. Poza tym zawsze boję się, że tak mocno perfumowane mazidła do twarzy wywołają u mnie rumień. Tu w przypadku około 95% aplikacji tego nie było, ale czasem coś tam popiekło i poszczypało.


Serum zamknięto w gustownej buteleczce z matowego szkła. Zaopatrzono je w pepitkę, która działała w kratkę - raz zasysała produkt, a raz trzeba było z nią trochę powalczyć. Kosmetyk ma postać mlecznego w odcieniu żelu. Łatwo się rozprowadza i dość szybko wchłania do matu. Po wchłonięciu czułam lekkie ściągnięcie skóry, więc sięgałam po krem z tej serii. 

Serum stosowałam codziennie wieczorem przez około 5 tygodni. Produkt widocznie obkurczył mi pory, dzięki czemu skóra jest gładsza i ma ładniejszą fakturę. Nie zauważyłam natomiast wpływu na niespodzianki. Jeśli coś mi tam wyskoczyło, serum nie pomagało w przyspieszaniu wysuszania pryszcza, a zawiera przecież kwas salicylowy.



Żel-krem zamknięto w słoiczku z matowego szkła. Pod zakrętką ma dodatkową przykrywkę zabezpieczającą zawartość. Konsystencja to właśnie mocno żelowy krem (wow, co za błyskotliwe spostrzeżenie). Szybko się wchłania dając ładne, satynowe wykończenie. Produkt ślicznie wygładza skórę, sprawiając, że makijaż wygląda o wiele lepiej i doskonale się trzyma. Stosowałam go i na dzień, i na noc przez pięć tygodni. Okazał się naprawdę dobrym nawilżaczem; przez ten czas  nie miałam problemów w wysuszeniem skóry i odstąjącymi skórkami, choć pamiętajmy, że regularnie sięgam po peelingi enzymatyczne i oczyszczające maseczki.


Podsumowując, choć produkty mają swoje małe wady (zbyt intenswyny zapach, szwankująca pipetka w serum), ich działanie jest widoczne i namacalne. Moje rozszerzone pory nie zniknęły całkowicie, bo to przecież niemożliwe, ale zostały w dużym stopniu obkurczone. Poza tym skóra twarzy jest po tej pięciotygodniowej kuracji dobrze nawilżona i przyjemnie gładka. Przetłuszczanie cery się ograniczyło, ale nie wiem, ile w tym kremu i serum, a ile obecnej pory roku, bo zawsze kiedy robi się chłodno, moja cera mniej się tłuści, ale za to dużo szybciej odwadnia.

Mogę tylko polecić - zwłaszcza posiadaczkom cer tłustych i mieszanych.

czwartek, 17 grudnia 2015

Kolastyna, CC Krem Colour Corrector SPF 20 (light)

Mam cerę płytkounaczynioną. Słońce jest jednym z czynników, które wywołują u mnie rumień, zawsze więc staram się aplikować na dzień krem z filtrem - latem o faktorze SPF 50, a w chłodniejsze miesiące niższym. Po głowie chodził mi jednak pomysł znalezienia nawilżającego, kryjącego kremu z niższą ochroną przeciwsłoneczną, po który mogłabym sięgać w pochmurne dni czy też kiedy siedzę po prostu w domu. Kosmetyk miał mi zastąpić krem na dzień, filtr i podkład. I znalazłam potencjalnego kandydata polskiej produkcji na półce w Rossmannie.


Za 40 ml tego produktu zapłaciłam około 13 zł. Nie widzę go jednak w ofercie internetowej drogerii na R. Czyżby go wycofano? Jeśli tak, to moim zdaniem dobrze się stało.

Zacznę może od dobrych stron kosmetyku: rzeczywiście nawilża skórę. Jego słodki, kosmetyczny zapach jest wyczuwalny podczas aplikacji, ale nie jest  nieprzyjemny. Krem nie daje maski na twarzy, nie warzy się i nie zbiera w porach ani liniach mimicznych. Nie wiem natomiast, jak tam z ochroną przed słońcem, bo noszę go "po domu".


A teraz lista moich zastrzeżeń. Po pierwsze, mimo iż wybrałam najjaśniejszą wersję, krem jasny nie jest. Dla bladziochów więc się nie nadaje. Ja sięgając po ten kosmetyk muszę przyciemnić sobie szyję bronzerem, żeby wyrównać różnicę. Poza tym mam wrażenie, że produkt jeszcze dodatkowo oksyduje na skórze po jakimś czasie od aplikacji. Po drugie, zgodnie z obietnicami producenta kosmetyk roświetla skórę. Ma bardzo mokre, błyszczące wykończenie, którego nie da się zmatowić pudrem. Możecie więc sobie wyobrazić, że jako posiadaczka cery tłustej brzydko się błyszczę już po godzinie-dwóch od nałożenia. Po trzecie, obiecywany optymalny efekt kryjący to jakaś kpina. Produkt ma bardzo lekkie krycie i nie jest w stanie zakamuflować najmniejszych nawet niedoskonałości, więc bez wsparcia korektora nie ma co po niego sięgać. Nie wyrównuje też kolorytu skóry, nie gasi rumienia. Po czwarte w końcu, jest nietrwały i łatwo się ściera. Brudny telefon czy kołnierzyk to przy tym mazidle standard.


Jasnym cerom tłustym zdecydowanie odradzam. Innym polecam rozpatrzeć wszystkie za i przeciw. Z mojej strony powrotu na pewno nie będzie, zawiodłam się.

środa, 16 grudnia 2015

Prezentowo po raz kolejny :)

Grudzień to nie tylko czas dawania, ale i otrzymywania. A ja znowu zostałam obdarowana. Tylko spójrzcie, co fajnego przyszło do mnie z Polski, od Kasi:


Fajny glitter od Color Club i coś ekstra - źródło inspiracji makijażowych. Książka jest pięknie wydana, mogę ją oglądać godzinami. I pewnie skuszę się na eksperymenty ;) Acha, w paczce była jeszcze maskotka świnka Peppa dla mojej córeczki, w której mała z miejsca się zakochała, bo jest wielką fanką wspomnianej świnki. Obe bardzo Ci Kasiu dziękujemy za wspaniały prezent :*


Przyszło do mnie coś jeszcze. Hexxana dosłała "coś drobnego". Asiu, jesteś niemożliwa! Dziękuję :* 


Nie wiem, jak sensownie zakończyć tego posta. Może tak: koniec.

:)

wtorek, 15 grudnia 2015

Orly Color Blast, Cherry Creme

Niedawno do brytyjskiej Marie Claire dodano lakiery Orly w czterech odcienich. Obok dwóch nie mogłam przejść obojętnie. Foliowe różowe złotko już pokazywałam. Dziś żelkowa czerwień Cherry Creme.

Pojemność: 11 ml
Kolor: soczysta czerwień
Wykończenie:żelowe
Konsystencja: rzadka
Pędzelek: klasyczny, dość wąski
Krycie: jak to z żelkami bywa, dwie warstwy (zdjęcia) dały krycie na poziomie około 95%; białe końcówki paznokcia trochę prześwitywały, ale efekt mnie zadowolił, więc dałam sobie spokój z nakładaniem kolejnej warstwy
Wysychanie: nie testowałam, użyłam wysuszacza (Ciate)
Zmywanie: bezproblemowe (naprawdę! jedna z niewielu czerwieni, która nie marze się przy zmywaniu)
Trwałość: 3 dni na moich miękkich paznokciach



This nail varnish was added to Marie Claire magazine.

Volume: 11 ml
Colour:red
Finish:gel
Consistency:thin
Brush: classic, quite narrow
Opacity:in the pictures you can see 2 coats that gave me the coverage of around 95%
Drying time: not tested (I used Ciate quick dry top coat)
Removing: no problems
Durability: 3 days on my soft nails

niedziela, 13 grudnia 2015

Nuxe, balsam do ust Reve De Miel

Spotkanie z legendą Nuxe umożliwiła mi moja kochana Słomka. Kosmetyk wywołuje skrajne emocje - ma zarówno wiele zwolenniczek, jak i przeciwniczek. Ja skłaniam się ku pierwszej grupie.


Żółtawy, cytusowo pachnący balsamik Nuxe zamknięto w zakręcanym słoiczku z eleganckiego, matowego szkła. Już sama ta otoczka daje nam poczucie, iż obcujemy z kosmetykiem z wyższej nieco półki. Konsystencję kosmetyk ma dziwną - niejednolitą, zawiera w sobie grudki i jest na ustach charakterystycznie lepki. Gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że to sprawka miodu, którego, jak i innych naturalnych dobroci, jest tu całkiem sporo. 

Ponieważ produkt aplikuję palcami, i ponieważ, jak wspomniałam, jest lepki, przez co nie widzę go pod kosmetykami kolorowymi, stosuję go głównie grubą warstwą, niczym maseczkę, na noc. Rano budzę się z mięciutkimi, nawilżonymi i zregenerowanymi wargami. Skuteczności kosmetykowi nie odmówię i jedyne zastrzeżenia mam do konsystencji, co jednak nie zniechęci mnie do powrotu do tego skutecznego mazidła.

czwartek, 10 grudnia 2015

Rimmel, Lasting Finish Lipstick, 070 Airy Fairy, 077 Asia oraz 08 by Kate

Dzisiaj mam coś dla fanek nudziaków na ustach. Znowu Rimmel, ale co poradzić, że marka ta oferuje dobrej jakości pomadki w dużej gamie kolorystycznej? Nic, tylko się cieszyć.


Trzy kolory, które pokażę na ustach, to brązowe nudziaki z kapką różu. Na zdjęciu powyżej macie porównanie ze zdecydowanie bardziej różową 101 by Kate.


070 Airy Fairy - kultowa pomadka marki; jasny nudziak ze złotym shimmerem


077 Asia (czyli Azja po angielsku) - nieco ciemniejszy nudziak o wykończeniu kremowym


08 by Kate - również ciemniejszy nudziak, odrobinę bardziej satynowy w wykonczeniu i z większą kapką różu niż Asia

Pomadki nosi się komfortowo. Nie wysuszają ust, nie ważą się, nie zbierają w bruzdach wargowych, nie osiadają na zębach i zjadają się równomiernie po 3-4 godzinach bez jedzenia i picia. Podczas jakiejkolwiek konsumpcji zjadają się i one.

gołe usta/070 Airy Fairy/077 Asia/08 by Kate


Pomadki mają charakterystyczny dla tej serii zapach jogurtu wiśniowego.


Tak się złożyło, że 08 by Kate spodobała się mojej Mamie, więc oddałam jej swój egzemplarz. Mama lubi takie odcienie, a ja na brak szminek narzekać nie mogę...

środa, 9 grudnia 2015

Mega prezent (przed)gwiazdkowy, który mnie zszokował.

Z Hexxaną już od kilku lat robimy sobie prezenty mikołajkowe. Taka nasza sympatyczna tradycja. Paczki Asi zawsze są na bogato i zawsze idealnie pode mnie dobrane. Tym razem jednak zawartość niespodzianki była jeszcze hojniejsza i bardziej szczodra niż w latach poprzednich. Po prostu czysty luksus; do tej pory nie za bardzo mogę otrząsnąć się z szoku. Jestem Ci Asiu bardzo wdzięczna, choc proste "dziękuję" nie oddaje uczuć, które mną targają.

Zobaczcie, o czym poczytacie w nadzchodzących miesiącach. Paka była naprawdę wielka i po brzegi zapełniona, spodziewajcie się więc mnóstwa zdjęć. A jak przy zdjęciach jesteśmy, to w trakcie ich robienia szalało światło, więc różnią się jakością. Nic nie poradzę, bo pogoda od tygodni nas nie rozpieszcza.
 

Perfumy Ghost i miniatura zapachu L'Occitane:


Przepiękny brzoskwiniowy róż Guerlain (03 Peach Party) i matowe pomadki by Terry (5 Baba Boom) oraz Stila (06 Carina):


Lakiery OPI Dutch Tulips oraz Kiko 362 i 377:


Krem CC marki Olay, prasowany puder L'Oreal Infallible, cień w kremie Kiko w odcieniu 04, bazy pod cienie Rival de Loop young i Artdeco, oraz jeden w moich ulubionych Inglotowych pyłków - 85:


 Zestaw startowy do pielęgnacji (głównie) twarzy Decleor:


Ściereczka muślinowa, maseczka/peeling enzymatyczny Aurelia, pianka do mycia twarzy Caudalie, mgiełka do twarzy Omorovicz:


Sławny i powszechnie w blogosferze lubiany tonik Pat&Rub, filtr SPF 50 Ducray oraz liposomowe serum do twarzy Sesdermy:


Apteczne miniatury kremu do twarzy i serum Vichy Idealia oraz mleczka do oczyszczania twarzy Uriage:


 Mydła JogoGlina i Miodostan:


Dwa peelingi do ciała Lirene oraz T-Shirt Under Twenty, który będę z dumą nosić i jako (wkrótce) trzydziestolatka :)


Odżywki do włosów Phyto:


Słowa "hojny" i "luksus" nie oddają w pełni zawartości tej niesamowitej paczki. Dziękuję.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...