Winter Care, SOS dla ust, Pomadka ochronna do ust
Pomadkę dostałam za pośrednictwem Pani Elżbiety na początku lutego. Od tego czasu używałam jej niemalże codziennie (ok. cztery razy dziennie) i dopiero teraz ją wykończyłam. Moim zdaniem produkt jest wydajny.
I tak, wiem, że zima dawno za nami, ale pomadek ochronnych używamy przecież przez cały rok.
Jest to pomadka w sztyfcie, a ja zdecydowanie preferuję sztyfty niż słoiczki, które zmuszają do aplikacji produktu palcem.
Sztyft pomadki jest biały. W konsystencji jest w sam raz - ani za twardy, ani za miękki. Nie zauważyłam, żeby pomadka rozmiękała w cieplejszych temperaturach, ale w kieszeni jej nie nosiłam.
Dużą wadą produktu jest moim zdaniem jego zapach i związany z nim posmak. Zapach jest dziwny, plastikowy, słodki w mdły sposób, nie kojarzy się z niczym jadalnym. Minęło kilka tygodni zanim się do niego przyzwyczaiłam, choć dyskomfort nie zniknął aż do końca użytkowania produktu. Niestety ale zapach/posmak mazidła przesądził o mojej decyzji, że sama nigdy pomadki nie kupię.
Jak widać, kolorystyka opakowania jest taka sama, jak w całej serii Winter Care.
I tak, wiem, że zima dawno za nami, ale pomadek ochronnych używamy przecież przez cały rok.
Jest to pomadka w sztyfcie, a ja zdecydowanie preferuję sztyfty niż słoiczki, które zmuszają do aplikacji produktu palcem.
Sztyft pomadki jest biały. W konsystencji jest w sam raz - ani za twardy, ani za miękki. Nie zauważyłam, żeby pomadka rozmiękała w cieplejszych temperaturach, ale w kieszeni jej nie nosiłam.
Dużą wadą produktu jest moim zdaniem jego zapach i związany z nim posmak. Zapach jest dziwny, plastikowy, słodki w mdły sposób, nie kojarzy się z niczym jadalnym. Minęło kilka tygodni zanim się do niego przyzwyczaiłam, choć dyskomfort nie zniknął aż do końca użytkowania produktu. Niestety ale zapach/posmak mazidła przesądził o mojej decyzji, że sama nigdy pomadki nie kupię.
Jak widać, kolorystyka opakowania jest taka sama, jak w całej serii Winter Care.
Jeśli chodzi o działanie produktu, moim zdaniem cudów na tym polu nie ma. Pomadka jest dość lekka, raczej nietłusta i dość szybko się zjada (kwesta około pół godziny). Intensywnego natłuszczania nie odczuwałam. Jeśli mam być szczera, kilka minut po aplikacji nie czułam, żebym w ogóle coś nakładała na wargi. Myślę też, że pomadka nie ma szans zregenerować spierzchniętych i popękanych ust, choć nie sprawdzałam tego, bo moje są na szczęście raczej nieproblematyczne. Moim zdaniem produkt nie sprawdzi się samodzielnie w trudnych, zimowych warunkach. W cieplejsze miesiące jest natomiast w porządku. Ja zwykle stosowałam pomadkę pod wszelkie produkty kolorowe (i szminki, i błyszczyki) i muszę przyznać, że ani razu nie odczułam działania wysuszającego kolorówki, a moje usta pozostają w zadowalającym stanie.
Ostatecznie pomadkę oceniam jako średniaczka. Nie jest ani rewelacyjna, ani zła. Pod kolorówkę sprawdzała się dobrze, ale jej zapach zupełnie nie przypadł mi do gustu. W cieplejsze miesiące powinna sprawdzić się pod względem pielęgnacyjnym, ale może okazać się za mało natłuszczająca na zimę.
lip CARE, wazelina do ust pomarańczowa
W tym przypadku obietnice producenta nie są na wyrost. Wazelina wygładza, nawilża i natłuszcza usta. Po posmarowaniu ich grubą warstwą wieczorem rano budzę się z gładkimi, wypielęgnowanymi wargami. Od miesięcy nie miałam problemu z ich łuszczeniem, wysuszeniem czy pękaniem (choć podkreślam raz jeszcze, nie mam problematycznych ust).
Nie mam żadnych zastrzeżeń do tej wazeliny. Moim zdaniem jest to po prostu bardzo udany produkt.
Znacie któreś z wymienionych mazideł? Czy Wasze wrażenia pokrywają się z moimi?
Ostatecznie pomadkę oceniam jako średniaczka. Nie jest ani rewelacyjna, ani zła. Pod kolorówkę sprawdzała się dobrze, ale jej zapach zupełnie nie przypadł mi do gustu. W cieplejsze miesiące powinna sprawdzić się pod względem pielęgnacyjnym, ale może okazać się za mało natłuszczająca na zimę.
lip CARE, wazelina do ust pomarańczowa
Wazeliny z kolei mam jeszcze sporo, ponieważ jako że jest to produkt w słoiczku, sięgam po niego jedynie rano i wieczorem.
Ogólnie wazelina Flos-Leku pozytywnie mnie zaskoczyła. Wcześniej miałam do czynienia z kilkoma wazelinami no name, które w żaden widoczny sposób nie pielęgnowały moich ust. Przyznaję, że sięgając po wyrób Flos-Leku byłam nieco uprzedzona, ale jakość obroniła się sama :)
Wazelina mieści się w metalowym słoiczku. Jest biała. W konsystencji, jak to wazelina, mazidło jest tłuste, ale też miękkie i łatwe w aplikacji.
Produkt ma biały kolor. Pachnie bardzo delikatnie i raczej chemicznie. Nie jest to zapach olejku pomarańczowego, ale nie odczuwam go jako nieprzyjemny. Wręcz przeciwnie, polubiłam go.
Nie mam żadnych zastrzeżeń do tej wazeliny. Moim zdaniem jest to po prostu bardzo udany produkt.
Znacie któreś z wymienionych mazideł? Czy Wasze wrażenia pokrywają się z moimi?