Hej, hej. Przerwa w moim pisaniu nie była zaplanowana ani mile widziana.
Wynikła z natłoku obowiązków zawodowych i związanego z tym
stresu. Mam wrażenie, że w październiku i na początku listopada
wszystko, co mogło w pracy pójść nie tak, poszło nie tak. Ot,
żebym nigdy nie zapomniała, że życie (zwłaszcza to dorosłe)
łatwe nie jest i mogła docenić chwile spokoju, kiedy się trafią...
Ale dobra, skończmy z narzekaniem, a przejdźmy do zużyć i
wyrzutka października.
Twarz
Z
kategorii okołokolorówkowej wykończyłam
ukochane bibułki
matujące Theatric (
klik), okropny, tworzący na twarzy suchą maskę
puder L'Oreal Infallible (
klik) oraz fajną, ale już niedostępna
pomadkę
Maybelline Color Whisper w odcieniu 130 Pink Possibilities (
klik). Do
kosza trafiła natomiast
płynna pomadka Bourjois Rouge Edition
Velvet w odcieniu 07 Nude-ist (
klik), która bardzo odpowiadała mi
kolorystycznie, ale jakością (jak cała seria) mojego serca nie podbiła. Musiałam ją wyrzucić, bo rozwarstwiła się w
opakowaniu i zaczęła potwornie, rozpuszczalnikopodobnie
śmierdzieć.
Z
kosmetyków pielęgnacyjnych wykończyłam
czarne mydło Dudu-Osun
z Rossmanna, które służyło mi do cowieczornego mycia twarzy po
demakijażu. Mydło zaskoczyło mnie delikatnym, przyjemnym zapachem
i faktem, że nie przesuszało mi twarzy. Kilka razy umyłam nim
ciało i tu już po kąpieli skóra była ściągnięta i wołała o
balsam, ale na twarzy mydło sprawdzało się genialnie. Zdarzyło mi
się też umyć nim włosy - mydło nie dało mi powodu do narzekań.
W czarnej butelce bez etykietki był mój
ukochany olejek myjący z
Biochemii Urody (
klik). Nawet nie wiem, które to już opakowanie;
uwielbiam i często wracam. Z
lipowego płynu micelarnego Sylveco
byłam bardzo zadowolona (
klik). Jedyne, co mi w nim nie pasowało,
to dziwny zapach. Poza tym widzę same zalety tego produktu –
świetne działanie, łagodność, naturalny skład, polska
produkcja.
Dłonie
Wraz z sezonem grzejnkowym na dłoniach zawitała maskara – skóra
sucha, szorstka jak papier ścierny, ściągnięta, pękająca; pojawiła się
też egzema. No cóż, pracownica się rozchorowała i sprzątanie uskuteczniałam sama. W ruch poszły kosemtyki cięższego kalibru,
zawierające mocznik:
Wszystkie trzy kremy, zwłaszcza Isana, przynosiły mi ogromną ulgę.
Ciało
Złuszczającą maskę do stóp She Foot (
klik) uwielbiam i zawsze wszystkim
polecam. Jest bardzo skuteczna. Łagodny
żel do higieny intymnej
Sylveco (
klik) był super, gdyż nie wywołał u mnie podrażnienia,
a wręcz łagodził swędzenie, kiedy dokuczały mi hemoroidy.
Serum
na końcówki Biovax z serii bambus & awokado (
klik) sprawdziło się dobrze. Nie zawierało
alkoholu, miało ładny zapach i zabezpieczało końce przed
uszkodzeniami mechanicznymi, czyli wywiązywało się zeswojego zadania.
Dezodorant Avon dostałam w prezencie i zużyłam do ochrony nocnej, a
antyperspirant Sure (czyli Rexona) towarzyszył mi na co dzień. Okazał się całkiem skuteczny.
Zużyciowo to by było na tyle. A w kwestii zakupów byłam bardzo grzeczna i nabyłam jedynie to, co było mi potrzebne:
Do napisania!