Od kilku dni próbuję znaleźć czas na napisanie tego posta i nie wychodzi. Może teraz się uda. Tym bardziej, że aż tak wiele pustych opakowań do opisania nie ma...
Różne próbki i saszetki, których większość dostałam od
Hexxany, wzięłam ze sobą na krótki pobyt w Polsce. Do
glinek Ziai (
klik) co jakiś czas wracam, zwłaszcza w rozjazdach, a jeśli chodzi o stosik próbek różnych mazideł do twarzy ze zdjęć powyej i poniżej, bardzo zaciekawił mnie
rozświetlający krem pod oczy Norel Wilsz. Reszta przeleciała bez echa, choć na podstawie tak małych saszetek trudno cokolwiek ocenić. No, OK,
kremy do twarzy Neostraty wydały mi się nieprzyjemnie oblepiające i raczej żadnego bym do swojej łazienki na dłużej nie zaprosiła, choć to pierwsze wrażenie mogło przecież być mylne...
Płyn do demakijażu oczu MAC (miniatura) od
Justyny był w porządku.
Żel pod prysznic Fa prawidłowo wywiązywał się ze swojej funkcji, czyli mył i nie wysuszał za bardzo skóry. Zapach nie był czysto kokosowy.
Olejek Evree slim bardzo, bardzo lubię, bo moja skóra jest po nim nawilżona, elastyczna i przyjemna w dotyku, a ładny, słodko-cytrusowy zapach jest dodatkowym bonusem.
Nawilżający krem do rąk i paznokci Vis Plantis (
klik) na moich suchych dłoniach nie robił żadnego wrażenia. Nie wiem tylko, czemu to samo opakowanie znalazło się na dwóch zdjęciach; jakiś chochlik.
\
Płyn micelarny Evree (
klik) był w porządku. Nie mogłam narzekać ani na nieskuteczność, ani na niedelikatność. Nieskuteczność muszę niestety zarzucić
żelowi micelarnemu Be Beauty, który dostałam kiedyś od
Magdaleny. Produkty micelarne kojarzą mi się stricte z demakijażem, a ten kosmetyk z tymże sobie nie radzi. Raczej rozmazuje makijaż po całej twarzy, a już zmywanie nim oczu nie prowadzi do niczego dobrego, no chyba że stanie się pandą jest naszym niespełnionym marzeniem. Żel zużyłam do porannego mycia twarzy i powiedzmy, że tu się sprawdził.
Bibułki matujące Theatric z Rossmanna szybko zostały moimi wielkimi ulubieńcami. Płatki są duże, trwałe i bardzo chłonne - najbardziej chłonne z wszystkich bibułek, z jakimi się zetknęłam. Jako posiadaczka skóry tłustej, której nieobce są potoki sbum, szybko je doceniłam. Uwaga, wersja zielona tak chłonna nie jest... O
kremie pod oczy Sesdermy naprodukowałam się
tutaj. Bardzo przyzwoity nawilżacz.
Krem do twarzy REN nie pozostawił za sobą zbyt wielu wspomnień. Nie byl zły, ale wybitny też nie. Z kolorówki zużyłam
lakier do ust Apokalips Rimmela w odcieniu Stellar (
klik). Na pewno nie kupię ponownie; niczym mnie ten kosmetyk nie zachwycił...
Antyperspirant Rexony Maximum Potection dugo był moim ulubieńcem, ale po zużyciu kilku opakowań już tak dobrze na mnie nie działa. Cóż, skóra pewnie się przyzwyczaiła. Dezodorantu CD używałam na noc, po wieczornej kąpieli. Był taki sobie, zalatywał alkoholem i podrażniał skórę po depilacji. Masło do ciała ze zdjęcia było częścią zestawu pielęgnacyjnego, który dostałam na Gwiazdkę od szwagierki. Był to parafinowy zwyklak o waniliowym zapachu. Krem do rąk 5% Urea Isany pojawia się w moich zużyciach regularnie. Gdybym jednego dnia nie znalazła tubki w zapasach, chyba dostałabym ataku paniki, bo jest moim conocnym nieodłącznym towarzyszem. Mydełko Kropla Rosy z Lawendowej Farmy było przyjmne, ale nie zachwycające. Miało ładny, delikatny, ziołowo-kwiatowo-lawendowy zapach, zawierało masujące (nie ścierające!) płatki owsiane, ale po kąpieli musiałam koniecznie posmarować czymś ciało, bo skóra była trochę wysuszona.
Na dziś to wszytko. Idę spróbować popracować nad swoją organizacją czasu ;)