Makijaż (delikatny, ale nie miałam zbyt wiele czasu), jest! Glitterowe paznokcie, są! Błyszczący sweter z wyciętymi ramionami oraz biało-czarna spódnica - są! Jestem gotowa na kilkanaście godzin w pracy. W branży, którą wybrałam, od lat pracuję w sylwestra i zupełnie nie mam nic przeciwko. Ale, ale, zanim do pensjonatu zjadą się goście, a ja mam jeszcze minutę czasu, spróbuję podsumować swoje zużycia, co by w nowy rok wejść z czystym kontem (choć podobno w ostatni dzień roku nie powinno się sprzątać). Zanim to jednak nastąpi, pozwólcie kochani, że złożę Wam szybkie życzenia:
Szczęśliwego Nowego Roku. Łapcie wszystkie warte zapamiętania chwile, a przykrości niech odejdą szybciej niż się pojawiły!
Ja w grudniu zużyłam nawet trochę kolorówki, więc jestem z siebie dumna:
Lakier to Miss Sporty, seria Clubbing Colors w odcieniu 324 (klik).
Powoli zużywam, co mam z Wibo, bo wyrzucać nie lubię, ale, jak wiecie, postanowiłam nie wspierać zakupami nieodpowiadających mi praktyk marki. Bardzo lubię korektor Deluxe Brightener (klik) za dobre krycie i ładne odbijanie światła, i trochę szkoda mi, że się z nim rozstaję. To moje drugie zużyte opakowanie. Pomadka to niedostępne już Eliksiry (klik). Ta konkretna sztuka miała numerek 05. W szufladzie czekają jeszcze 03, 06 i 07.
Miniaturę wody toaletowej Clarins dostałam od Hexxany. Ten konkretny zapach nie do końca przypadł mi do gustu; miał w sobie jakąś dziwną nutę. Trwałością też nie powalał.
W słoiczku z numerkiem 48 była odsypka pigmentu Inglota od Słomki w pięknym różowo-czerwonym kolorze. Bardzo często sięgałam po niego pod koniec roku; pasował mi do jesienno-zimowych makijaży.
Zobaczcie, jak po miesiącu używania wyglądają moje gąbki mini Blend It oraz Real Techniques do konturowania. Podstawowa Real Techniques również mi się rozwaliła. Sama już nie wiem, czy zbyt agresywnie je myję? Staram się z nimi delikatnie obchodzić...
Różany olejek myjący Bielendy sprawdził się u mnie dobrze. Uczulam, że jest oparty na parafinie, ale mnie akurat w tym wydaniu nie szkodziła, a mam tłustą cerę. Kosmetyk ładnie pachniał, a przy kontakcie z wodą emulgował do kremowej emulsji. Bez problemu rozpuszczał makijaż twarzy, natomiast z tuszem do rzęs sobie nie radził, tworząc u mnie malowniczą pandę. Fajnie nadawał się do mycia jajkowych gąbek do makijażu.
Kojąca woda różana Bielendy to świetny micel o bardzo ciekawym składzie (a w nim m. in. niacynamid, kwas hialuronowy, kolagen). Kosmetyk nie tylko bez problemu rozpuszcza makijaż, ale jest też dobrym tonikiem (na wyjeździe był moim 2 w 1).
Glinki Ziai na wyjazdach "robią robotę", czyli delikatnie oczyszczają i odświeżają skórę bez wysuszania. Poza tym takie gotowce to duża oszczędność czasu.
W pojemniku z żółtą zatyczką miałam odlewkę kremu do skóry wrażliwej marki Arkana od Hexxany. Krem stosowałam do pielęgnacji nocnej przez około 3 tygodnie. Nie spowodował u mnie żadnych nieprzyjemności; budziłam się z nawilżoną skórą. Jedynie zapach nie przypadł mi do gustu.
Od Hexxany miałam również glinkową maskę różaną Omorovicza. Mały słoiczek wystarczył mi na sześć zastosowań. Skóra po masce była odświeżona ze ściągniętymi porami, a przy tym też nawilżona, co nie jest typowe dla glinek. Niestety chwilę po każdej aplikacji czułam dość mocne pieczenie, a po zmyciu kosmetyku skóra była zaczerwieniona. Mgiełka marki robiła u mnie to samo, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że od różanych mazideł Omorovicza powinnam trzymać się z daleka.
Pasty Dr Organic kupuję od kilku lat regularnie. Mają ładny skład bez fluoru, są niesamowicie odświeżające i po prostu skutecznie dbają o stan zębów.
Do filtru Alpha H (klik), który też dostałam od Hexxany, nie mam, jak napisałam w osobnym poście, żadnych zastrzeżeń. Nie jest tłusty, nie bieli i stanowi bardzo dobrą bazę pod makijaż.
Szampon Biovax w wersji bambus i olej awokado kupiłam, ponieważ uwielbiam odżywkę z tej serii. Generalnie kosmetyk jest w porządku, ale polecałabym go raczej do suchych włosów. Dla moich przetłuszczających się u skóry głowy a suchszych na końcach (myję co drugi dzień) był troszkę za bogaty i włosy w połowie drugiego dnia robiły się nieświeże. Poza tym produkt nie pieni się zbyt mocno, przez co do umycia włosów potrzebowałam większej porcji szamponu niż normalnie.
Szampon z mocznikiem Isany natomiast bardzo lubię i często do niego wracam
Wysuszacz Golden Rose jest w porządku. Może działa nieco wolniej niż Insta Dri Sally Hansen, ale niewiele. Generalnie warty wypróbowania.
Olejek do ciała Gold Argan od Evree męczył mój nos ciężkim, intensywnym, orientalnym zapachem, ale za to skóra ciała była po nim jedwabista w dotyku, dobrze nawilżona i elastyczna.
Witaminowy olejek pod prysznic Bielendy był fantastyczny pod każdym względem. Duża pojemność i przepiękny zapach to nie wszystkie jego zalety. Produkt w ogóle nie wysuszał skóry; jeśli nie miałam ochoty, nie musiałam się niczym smarować po kąpieli.
Złuszczająca maska do stóp SheFoot to mój kolejny ulubieniec. Używam tego kosmetyku mniej więcej co 2-3 miesiące, co pomaga mi panować nad rogowaciejącymi piętami. Za każdym razem złuszczanie jest konkretne i satysfakcjonujące.
Odżywczy krem do rąk Evree (klik) zyskał u mnie mocną czwórkę. Nie zmienił stanu skóry dłoni na dłuższą metę, ale po każdej aplikacji przynosił mi ulgę na kilka godzin.
Antyperspirant Ziaja activ okazał się ogromnym bublem. Nie tylko śmierdzi, ale prawie w ogóle nie działa. Po kilku godzinach czułam od siebie zapach potu, co jest szalenie niekomfortowe, zawstydzające i rzadko się zdarza (choć są niechlubne wyjątki) w przypadku innych antyperspirantów.
Kulka Rexona Active Shield to właśnie kolejna kompletna klapa. U mnie nie działa, podczas gdy sztyft Maximum Protection tej samej marki to mój ulubieniec.
Miniaturę serum rozświetlającego Shiseido miałam od Hexxany, ale niczego mi ten kosmetyk nie urwał. Nie widziałam żadnych efektów, ale być może było go po prostu za mało? Trudno powiedzieć.
Saszetka maski do włosów z glinką L'Oreal sprawiła, że mam na nią ochotę. Tym bardziej, że Justyna bardzo sobie ten kosmetyk chwali...
Micel Bielendy kolagenowe odmłodzenie to kolejny świetny kosmetyk naszej polskiej marki. Nie dość, że po prostu skuteczny, to wśród kosmetyków drogeryjnych wyróżnia się ciekawym składem. Jestem bardzo na tak.
Serum łopianowe przeciw wypadaniu włosów Elf Pharmy (klik), które dostałam od Magdaleny, naprawdę bardzo mi pomogło w okresie wzmożonego wypadania, które ograniczyło się z nadmiernego do normalnego. Poza tym włosy rosły nieco szybciej.
Uff, pisałam tego posta na wyrywki, ale się udało :) Trochę mi tego "wyszło" :)