sobota, 30 sierpnia 2014

Bourjois, Volume Glamour Max Holidays Mascara

Wyciągasz z zapasów małe, pękate opakowanie maskary Bourjois. Czujesz lekkie podniecenie, bo nie miałaś wcześniej do czynienia z tym produktem i jesteś ogromnie ciekawa, jak się sprawdzi (ach to serce wytrawnej testerki!).


Odkręcasz tubkę a tam klasyczna, dość duża szczoteczka. Trochę rzednie ci mina, bo aplikatorami takich rozmiarów bardzo łatwo się upaćkać, a do tego trudno malować nimi dolne rzęsy. Nic to, dzielnie brniesz dalej, przykładasz szczoteczkę do oka i... eureka! Górne rzęsy wyglądają świetnie! Są pięknie wydłużone i podkręcone. Może chciałabyś więcej objętości, ale naprawdę nie ma powodów do narzekań... No, nie potrafisz ładnie podkreślić dolnych rzęs. Trudno, to twoja pięta achillesowa.


I wszystko byłoby pięknie gdyby tusz siedział ładnie na swoim miejscu. Niestety już po kilku godzinach zauważasz pandę. Aaaaaa! Sypie się! I rozmazuje! Nieeeeeeee! I tak od pierwszego otwarcia przez 3 miesiące, bo co kilka dni dajesz mu szansę. Za każdym razem spotyka cię rozczarowanie. A jakby tego było mało, to co się nie osypało bardzo trudno usunąć z rzęs. Trzeba posiłkować się olejowymi formułami do demakijażu. Bo to maskara z założenia wodoodporna (ha ha ha).


Pozostaje mi cieszyć się, że tusz był upominkiem świątecznym do zakupów i za niego nie zapłaciłam. Zła jestem, bo strasznie mi się na żywo podoba efekt na moich rzęsach. Cóż mi jednak po tym, jeśli wiem, że muszę cały dzień monitorować sytuację pod oczami...

czwartek, 28 sierpnia 2014

Zrób Sobie Krem, francuska glinka zielona i francuska glinka czerwona

Dziś krótko opowiem o tych dwóch glinkach, bo na mojej skórze dawały podobne rezultaty. Wskażę też tą, którą ze względu na walory użytkowe polubiłam bardziej. 

Na początek jednak charakterystyka mojej skóry: mam 28 lat i pierwsze zmarszczki mimiczne. Moja cera jest tłusta ze skłonnością do wyprysków oraz płytko unaczyniona z nieutrwalonym, ale często występującym rumieniem i teleangiektazjami ("pajączkami") na nosie i policzkach.


INCI: Illite (green clay)
Skład mineralny: około 20 różnych soli mineralnych: krzem, magnez, wapń, potas, fosfor, sód i inne oraz cały szereg mikroelementów i pierwiastków śladowych: selen, molibden, cynk krzem, mangan, miedź, selen i tlenki żelaza. (klik)




Skład mineralny: kaolinit, dużo żelaza dzięki któremu zawdzięcza swój kolor, glin, miedź, kwarc, krzem, glin, magnez, sód, potas i inne mikroelementy i sole mineralne. (klik)


Z obu glinek robiłam maseczki na bazie wody mineralnej z dodatkiem żelu hialuronowego, żelu aloesowego oraz oleju arganowego. Z tej mieszanki w przypadku glinki zielonej robiła się łatwa w aplikacji pasta, glinka czerwona była zaś bardziej zawiesinowata i ciężej ją było zaaplikować na skórę, bo nie chciała się do niej przykleić.

Jako posiadaczka cery tłustej staram się dbać o jej regularne oczyszczanie i złuszczanie. Ze względu na naczynka muszę robić to delikatnie. Zwykle raz w tygodniu robię peeling enzymatyczny, raz w tygodniu nakładam na twarz glinkę i raz maskę algową lub maskę na naczynka. Zatem "maseczkuję się" co drugi dzień, dwa razy w tygodniu się złuszczam i oczyszczam, a raz zajmuję się typowo rumieniem. 

Od glinek oczekuję oczyszczania i ściągania porów, podsuszania wyprysków, wchłaniania sebum i innych zanieczyszczeń oraz detoksykacji. I w obu przypadkach to otrzymałam. Po użyciu glinek twarz była oczyszczona, zmatowiona, przyjemna w dotyku, rozświetlona. Nie widziałam różnicy w mocy działania obu kosmetyków. Dodatkowo glinka czerwona miała łagodzić rumień, ale u siebie tego niestety nie zauważyłam. Widziałam jednak na stronie ZSK, że niektóry "naczynkowcy" odnotowali takie działanie.



Zawsze zmywam glinki pod prysznicem. Tak jest zdecydowanie wygodniej. Glinkę zieloną zmywa się łatwiej i szybciej. Glinka czerwona przy zmywaniu potrafi zabarwić dłonie (na szczęście nie jest to permanentne) i bardzo brudzi brodzik. 

Ponieważ zatem w moim przypadku glinki działaniem się nie różnią, a łatwiej stosuje mi się (i usuwa) glinkę zieloną, raczej do czerwonej wracać nie będę. Z wygody, a nie dlatego, że nie działa.

środa, 27 sierpnia 2014

Lancome, Hypnose Doll Eyes Mascara

Tusz podesłała mi do wypróbowania Hexxana. Miałam już do czynienia z maskarami marki i dobrze je wspominam, zwłaszcza klasyczną Hypnose. Byłam zatem dobrej myśli, a czekało mnie nie lada zaskoczenie. I niestety nie in plus.


Trzeba przyznać, że ubranko ta maskara ma śliczne. Smukłe, czarne, eleganckie, a do tego przyozdobione prześlicznym motywem kwiatowym. Na pewno ucieszy oko każdej sroki. W środku kryje się klasyczna spiralka zwężająca się ku górze. Na czubeczku szczoteczki zawsze zostaje glut, który trzeba w ten czy inny sposób usunąć. Konsystencję tuszu określiłabym na suchawą, ale nie miałam go "od nowości".


Jak widać, na moich rzęsach lalkowego efektu nie ma. Są one podkreślone dość delikatnie; brakuje zjawiskowego wydłużenia, zwiększenia objętości i podkręcenia. Do tego szczoteczka nie jest najlepsza w rozczesywaniu. Gdyby zaś próbować nakładać więcej warstw niż dwie w celu budowania efektu, możemy liczyć jedynie na zjawiskowe sklejanie, vel efekt pajęczych nóżek, i jakieś grudki na rzęsach...


Najgorsze jest jednak to, że tusz po kilku godzinach od nałożenia, niezależnie od warunków atmosferycznych, sypie się i rozmazuje, fundując nam pod okiem klasyczną, bynajmniej upiększającą pandę. I robi to kosmetyk z wyższej półki, za który trzeba wybulić całe dwadzieścia dwa i pół funta. Nieładnie Lancome, oj nieładnie.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Cztery Pory Roku, ecodermine, intensywnie nawilżający balsam do ciała

Balsam trafił do mnie za sprawą Hexxany. Nie miałam wcześniej do czynienia z kosmetykami marki nie licząc jakiegoś kremu do rąk z milion lat temu, więc z ogromną ciekawością zabrałam się do testów. 250 ml produktu wystarczyło mi na około miesiąc codziennego stosowania.


Kosmetyk zapakowano w plastikową butelkę z klapką o przyjemnej szacie graficznej. Opakowanie jest skorelowane z niezbyt gęstą, ale treściwą konsystencją produktu, więc nie ma większych problemów z wyciśnięciem go niemalże do końca. Mimo iż plastik nie jest przezroczysty, łatwo śledzić stopień zużycia mazidła.

Balsam ma przyjemny, kwaskowaty zapach jabłek, który utrzymuje się na skórze przez kilka godzin. Jak to z kosmetykami naturalnymi bywa, smuży podczas aplikacji, więc, zresztą jak zaleca producent, należy stosować niewielką ilość mazidła i wmasować je przez chwilę w skórę. Zostawia po sobie jakby matowy/woskowy (nie lepki) film.

Jeśli chodzi o skład, sam producent zaznaczył, które składniki są niegroźne/dobre dla skóry, a na które ewentualnie można uważać.


Co z działaniem? Przypominam, że ja na ciele mam skórę normalną, która jednak zazwyczaj potrzebuje dawki nawilżenia po kąpieli, zwłaszcza jeśli korzystałam z mydła a nie żelu pod prysznic. I jako taki doraźny nawilżacz balsam działa dobrze. Na początku stosowania dawał mi komfort nawilżenia tylko na kilka godzin, jednak przy regularnym stosowaniu czas ten się wydłużał, tu więc leży klucz. Po kosmetyk należy sięgać regularnie, aby cieszyć się skórą w dobrej kondycji. Czy jednak poradzi sobie z bardzo suchym naskórkiem? Trudno powiedzieć...

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Calvin Klein, splendid color unstoppable color, blue wants to be a millionaire

Dostępność: swój egzemplarz kupiłam w Tk Maxx
Cena: 2,99 funtów
Pojemność: 10 ml
Kolor: wielokolorowy brokat zatopiony w przejrzystej, lekko niebieskawej bazie
Wykończenie: glitter/brokat
Konsystencja: rzadka
Pędzelek: klasyczny, wygodny
Krycie: przy pierwszym użyciu okazało się, że jest to typowy lakier do layeringu; na zdjęciach poniżej mam 5! warstw lakieru, a końcówki paznokci wciąż prześwitują... (zawód; nie tego chciałam)
Wysychanie: nie testowałam, użyłam wysuszacza (Revlon)
Zmywanie: lakier zmywa się topornie, jak to brokat
Trwałość: 3 dni



 Availability: I bought it in Tk Maxx
Price: GBP 2.99
Volume: 10 ml
Colour: multicolur glitter in a transparent, blue-tinted base
Finish:glitter
Consistency: on the thin side
Brush: classic, comfortable
Opacity: in the pictures you can see 5 coats and yet the varnish is not opaque; it is a typical layering nail polish
Drying time: not tested (I used Revlon quick dry top coat)
Removing: problematic, as with all glitters
Durability: 3 days

sobota, 23 sierpnia 2014

Kilka słów o Urban Decay Naked 3



Moja przyjaciółka zastanawia się, którą paletkę Naked wybrać. Przygotowałam więc dla Ciebie słoczyki mojej ukochanej Trójki, co by może trochę pomóc w podjęciu decyzji :)



W paletce znajduje się dwanaście cieni o czterech różnych wykończeniach: trzy maty (Strange, Limit, Nooner), dwie satyny (Factory, Darkside), dwa brokaty (Dust, Blackheart) oraz pięć metalików (Burnout, Buzz, Trick, Liar, Mugshot).



Wszystkie oprócz Darkside mają bardzo dobrą pigmentację. Pracuje się z nimi wspaniale. Zdecydowanie należę do grona entuzjastek :)

Samo opakowanie jest śliczne, ciężkawe, luksusowe.

W bonusie do paletki był dołączony dwustronny syntetyczny pędzelek oraz próbki baz pod cienie:


Jestem z palety ogromnie zadowolona!

czwartek, 21 sierpnia 2014

Caudalie x 4 - pierwsze wrażenia na podstawie miniaturek

Z miniaturami czterech kosmetyków Caudalie miałam okazję zapoznać się w ramach wypasionego prezentu urodzinowego od Hexxany. Było to naprawdę ciekawe spotkanie, które zachęciło mnie do eksperymentów z marką w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Oczywiście nie wszystkie kosmetyki zrobiły na mnie jednakowo dobre wrażenie. Ułożyłam je według osobistych preferencji od najsłabszego do najlepszego. Oczywiście ten wpis zawiera nie pełne recenzje, a jedynie opis pierwszych wrażeń. No to zaczynamy!


1. FLEUR DE VIGNE, żel pod prysznic


Ma konsystencję galaretki, umiarkowanie się pieni i delikatnie myje skórę bez wysuszania. Niestety charakteryzuje go dziwaczny, w moim odczuciu nieprzyjemny zapach, który nie umilał mi kąpieli. Wręcz przeciwnie... Nie podobał mi się do tego stopnia, że po żel sięgałam raz na kilka dni, bo inaczej się nie dało, i westchnęłam z ulgą, kiedy wycisnęłam z tubki resztki kosmetyku.

2. VINOSOURCE, nawilżający sorbet


Jest to bezzapachowy, bardzo leciutki krem nawilżający na dzień o konsystencji musu. Szybko się wchłania. Ponieważ jednak obecnie stosuję na dzień połączenie serum z witaminą C oraz filtra przeciwsłonecznego, sorbet Caudalie stosowałam na noc. Fundował mi przyzwoity poziom nawilżenia, ale jest lato i o tej porze roku moja tłusta cera się nie odwadnia jakoś szczególnie. Nie wiem, czy ten lekki krem sprawdziłby się zimą. Niemniej jednak jest to ciekawy kosmetyk, jeśli ktoś poszukuje leciuteńkiego nawilżacza bez filtra na dzień.


3. DIVINE OIL, olejek do twarzy, ciała i włosów


Divine Oli to tzw. suchy olejek. Rzeczywiście szybko się wchłania jak na olejek! Bardzo dobry kosmetyk. Ma dość intensywny, ale przyjemny, lekko orientalny zapach. Na ciało go nie stosowałam, bo było mi szkoda. Do olejowania włosów niespecjalnie się u mnie sprawdza - nie widziałam najmniejszej różnicy w ich wyglądzie przed i po użyciu. Jest natomiast świetny do zabezpieczania końcówek i w tym charakterze będę go stosować w sezonie swetrowo-czapkowym. Sprawdza się też jako dodatek do maseczek glinkowych i do olejowania skórek woków paznokcia. Są po nim elastyczniejsze i mniej suche. Naprawdę świetny kosmetyk.


4. MAKE-UP REMOVER CLEANSING WATER, płyn micelarny

W sumie postawiłabym olejek i płyn micelarny marki na tym samym miejscu. Świetny micel, który radzi sobie zarówno z demakijażem makijażu oczu jak i twarzy. Nie podrażnia, nie powoduje mgły. Do tego ślicznie pachnie winogronami. Nie mam żadnych zastrzeżeń.

Spotkanie z marką uznaję za udane, gdyż nie przypadł mi do gustu zaledwie jeden kosmetyk z czterech :)

niedziela, 17 sierpnia 2014

Lily Lolo, Rose Glow Shimmer Stripes

Ten limitowany produkt nabyłam w lutym na wyprzedaży w brytyjskim sklepie internetowym Lily Lolo za 13 funtów. Myślałam, że kupuję róż, a czekało mnie małe zaskoczenie... Jednak nie ma tego złego.


Kosmetyk zamknięto w stylowej puderniczce z białego plastiku. Baardzo mi się podoba. Przy zbliżeniu nosa do produktu czuć dość intensywny zapach oleju jojoba, który stanowi bazę mazidła.


Mamy tu sześć paseczków w różnych odcieniach brzoskwini i koralu. Wykończenie, jak sama nazwa wskazuje, jest mocno shimmerowe, rozświetlające. Paseczki nakładane osobno palcem na skórę w dużej ilości dają wyrazisty efekt, ale przy aplikacji pędzlem już tak się nie dzieje.

Dlatego ten produkt to jednak nie róż. Krycie trzeba budować, a jeśli już się to zrobi, to kolor nałożony w takiej ilości nie jest zbyt trwały i po kilku godzinach na policzkach zostaje sam shimmer, co mi osobiście już się nie podoba.


Ja stosuję go zwykle jako rozświetlacz na szczytach kości policzkowych (zdjęcia wyżej). Wystarczy zaaplikować go lekką ręką miękkim pędzlem i prezentuje się bardzo ładnie; daje śliczną taflę bez brokatu. Weźcie jednak poprawkę na fakt, że ja mam chłodny koloryt skóry, więc delikatnie różowawe rozświetlacze mi pasują. 

Czasem kosmetyk ten służy mi również jako "transformator" różu. Mam na przykład w kolekcji matowy róż Inglota w ślicznym odcieniu koralu. Jeśli akurat danego dnia chcę na policzkach mieć koral, ale nie mam ochoty na matowe wykończenie, nanoszę na wierzch trochę mazidła Lily Lolo i uzyskuję śliczny koralowy róż rozświetlający, który pięknie wygląda latem.

Gadżet taki, ot co.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Essie, Fiji

Ten śliczny lakier dostałam w prezencie urodzinowym od Słomki :* Był na mojej wish-liście od dłuższego czasu... Na żywo podoba mi się nawet bardziej niż na wielu słoczach, do których wzdychałam!

Dostępność: Hebe, Superpharm
Cena: ok. 35 zł
Pojemność: 13,5 ml
Kolor: mocno rozbielony róż
Wykończenie: krem
Konsystencja: w sam raz
Pędzelek: szeroki - wersja europejska
Krycie: dwuwarstwowiec
Wysychanie: nie testowałam, użyłam wysuszacza (Revlon)
Zmywanie: bezproblemowe
Trwałość: 3 dni




Availability: Boots
Price: GBP 7.99
Volume: 13.5 ml
Colour: pastel pink
Finish: cream
Consistency: just right
Brush: broad, very comfortable
Opacity: a two-coater
Drying time: not tested (I used Revlon quick dry top coat)
Removing: no problems
Durability: 3 days

wtorek, 12 sierpnia 2014

Zachcianki na dalszą przyszłość: róże do policzków

Zdecydowanie mogę o sobie napisać, że jestem różomaniaczką. Uwielbiam róże i jeśli mam wybierać, prędzej zrezygnuję z bronzera niż różu. Niedawno pokazywałam Wam, jakie palety cieni mi się marzą. Dziś natomiast zobaczycie, co sobie upatrzyłam wśród różów. Są to zachcianki do spełnienia w dalszej raczej niż bliższej przyszłości.

Zacznijmy od Stili i Convertible Colour Blush. Wypatrzyłam sobie odcienie Petunia i Lilium:


http://www.stilacosmetics.com/product/convertible-color.do?sortby=ourPicks



Dalej, The Balm. Podobają mi się ich prawie wszystkie róże z podstawowej serii. Sama nie wiem, który jest najładniejszy...

Down Boy
http://www.thebalm.com/cosmetics/downboy.html


Frat Boy
http://www.thebalm.com/cosmetics/fratboy.html


Hot Mama
http://www.thebalm.com/cosmetics/hot-mama.html


W moim guście jest też jeden róż z serii In-Stain tej marki - Argyle

http://www.thebalm.com/cosmetics/instain.html



Ale tak naj naj najbardziej chciałabym zdobyć róż marki Tarte (Amazonian Clay 12 Hour Blush).

Natural Beauty

Blushing Bride
http://tartecosmetics.com/tarte-item-Amazonian-clay-12-hour-blush



Póki jeśli o moją kolekcję różów chodzi, mam w czym wybierać. Znajdzie się i coś w koralu, i brzoskwini, i różu, i fiolecie, i czerwieni. I to w różnych wykończeniach. Ale! Bardzo brakuje mi brązowego różu; czegoś pomiędzy różem a bronzerem. Taki kolor wydaje mi się idealny na sezon jesień/zima i pasuje do pomadek nude. Zatem bardzo chciałabym jeden z tych produktów:

Too Faced, Full Bloom Powder Blush, Cocoa Rose
https://www.toofaced.com/p/blushes/full-bloom/cocoa-rose-soft-pink-brown/


Too Faced, Pink Leopard Blushing Bronzer
https://www.toofaced.com/p/bronzers/pink-leopard-blushing-bronzer/


Benefit, Dallas
http://www.benefitcosmetics.co.uk/product/view/dallas


lub MAC, Harmony
http://www.maccosmetics.co.uk/product/shaded/156/329/Products/Face/Cheek/Powder-Blush/index.tmpl


W ogóle chętnie przytuliłabym jakiś róż MAC, ale musiałabym obejrzeć je sobie na żywo, aby dokonać wyboru :]

Znacie coś z moich zachciewajek?

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Dwa micele: Bourjois versus Be Beauty

Stwierdziłam, że nie będę pisać osobnych postów na temat tych dwóch tanich wód micelarnych, a po prostu je ze sobą porównam. Jedna z nich jest moim ulubieńcem od lat. Krótki skok w bok tylko utwierdził mnie w moich odczuciach.

Zacznijmy od ceny. Propozycji Biedronki nie da się chyba przebić, bo 5 zł za 200 ml to naprawdę tanio. Jednakowoż micela Bourjois drogim nazwać nie można (ok. 15 zł/250 ml).



Oba produkty zapakowano w plastikowe, przezroczyste butelki. Opakowanie micela Be Beauty ma zamknięcie typu press, podczas gdy micel Bourjois to klapka zwieńczona kulką. Ta kulka to tutaj słabe ogniwo, bo lubi się po jakimś czasie odłamać. Nie ma problemu z wydobyciem obu kosmetyków. Dozowanie również jest proste, na wacik nie wylewa się zbyt dużo produktu.

Nie podoba mi się fakt, że micel Be Beauty jest perfumowany. Nie widzę sensu dodawania potencjalnych alergenów w postaci substancji zapachowych do produktów do twarzy. Na tym polu bezwonny micel Bourjois zdecydowanie wygrywa.


Ten sam micel wygrywa również samym działaniem, gdyż pozbywa się makijażu zdecydowanie szybciej i przy mniejszym nakładzie wacików niż konkurent z Be Beauty. Ten drugi ostatecznie też robi robotę, ale wymaga dużo więcej czasu i cierpliwości. Do poprawek po szybkim demakijażu olejkiem myjącym natomiast oba dobrze się nadają. Żaden z nich nie podrażnia mi oczu, ale czytałam, że pozycja z Biedronki czasem może to robić - cóż, nie u mnie. Oba z powodzeniem mogą zastąpić tonik.

Micelu Bourjois używam od lat, zużyłam wiele butelek i jak na razie jest moim absolutnym ulubieńcem w tej kategorii. Propozycji Be Beauty nie udało się zrzucić go z piedestału.

piątek, 8 sierpnia 2014

Sephora, Contour eye pencil 12hr wear, 23 Summer cruise & 33 Love affair

Moja przyjaciółka, znana w blogosferze jako Słomka, lubi kredki do powiek i eyelinery. Ma ich mały zbiorek; niejedną markę przetestowała. Do jej ulubionych kredek należą te z logiem Sephora. Właśnie dzięki Słomce i dzięki moim przyjaciółkom z czasów liceum miałam okazję przekonać się, że ja te uczucia podzielam :)

Przedstawiam dwie wodoodporne kredki  z serii contour eye pencil 12hr wear: niebieską 23 summer cruise (prezent urodzinowy od przyjaciółek) oraz brązowo-fioletową 33 love affair (prezent od Słomki).


Z czystym sumieniem mogę napisać, że na chwilę obecną te dwie panienki są najlepszymi kredkami, jakie mieszkają w mojej kosmetyczce. Naprawdę niewiele można im zarzucić. Są mięciutkie, nie szarpią powieki, nakładają się równomiernie (bez prześwitów czy grudek), nie kserują się, nie rozmazują się i można je łatwo zmyć olejkiem do demakijażu.

Jedynym naciąganym minusem może być fakt, że ze względu na ich przyjemną miękkość trzeba je temperować po każdym użyciu, co wiążę się ze spadkiem wydajności. Coś za coś - ja nie znoszę drapania po powiekach twardymi rysikami....


Odcień 23 często towarzyszy mi tego lata. Wygląda ładnie zarówno na górnej (tu robi za cały makijaż), jak i dolnej powiece. Nakładam kredkę również na linię wodną i rzeczywiście utrzymuje się tam około 12 godzin bez spływania i rozmazywania. Jestem pod wrażeniem.


Uwielbiam niejednoznaczność koloru kredki 33. Na skórze wygląda bardziej czekoladowo, na powiece wychodzi z niej fiolet. Kocham takie kameleony! Tej kredki na linii wodnej nie testowałam. Zazwyczaj stosuję ją na górnej powiece - świetnie dopełnia zarówno kolorowe jak i stonowane makijaże.


Kredki kosztują w Sephorze 29,90 zł i w moim odczuciu są warte każdej złotówki. W promocjach można dorwać je taniej. Szczerze polecam. Sama mam w planach rozbudować swój zbiorek, gdyż interesuje mnie kilka innych kolorów i wykończeń :)

Buziaki!


czwartek, 7 sierpnia 2014

Rimmel, Lycra Pro, 306, 420 i 385 (stara wersja)

Tak, zdaję sobie sprawę, że Rimmel jakiś czas temu odświeżył tę serię - zmieniły się buteleczki, kolory i zaczęła sygnować je Kate Moss. Niedobitki starej serii można jeszcze upolować na ebay. Ponieważ jednak dokumentuję tutaj swoją przepastną kolekcję, postanowiłam jednak pokazać te lakiery...

Stara seria ma dość udaną formułę i pędzelek. Ma może któraś z Was porównanie z nową wersją? Czy zmieniła się jakość tych lakierów? 

A ja może przejdę do słoczy.


306 Velvet Rose:




420 Aqua Cool:




385 Hot List:



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...