O zakupach w The Body Shop pisałam już daaawno temu. Dałam sobie sporo czasu na testy ;) Dziś nadszedł czas na wyczekiwaną recenzję szamponu. Jak myślicie, co wynikło z testów? Przyjaźń na dłużej czy przelotna znajomość?
Z wizażu:
"Szampon zawiera ekstrakt z guarany i ma za zadanie wzmocnić włosy oraz dodac im objętości bez obciążania ich. Oprócz ekstraktu z guarany szampon zawiera białka sojowe i zbożowe, pantenol oraz naturalny miód."
- Dostępność: sklepy marki The Body Shop.
- Przeznaczenie: szampon dodający objętości; dla cienkich włosów.
- Cena: ok. 5 funtów (jakieś 25 zł).
- Pojemność: 250 ml
- Kolor: bezbarwny.
- Zapach: słodki, owocowy, przyjemny.
- Opakowanie: ciemna, miękka, plastikowa butelka z wygodnym korkiem na zatrzask; widać zużycie produktu.
- Konsystencja: szampon jest dość rzadki.
- Wydajność: 250 ml wystarczy mi na około 2 miesiące. Myję włosy co drugi dzień.
- Podrażnienia/alergie: u mnie nie wystąpiły. Łupież również się nie pojawił.
- Skład: no cóż... Składowo szampon nie różni się zbyt wiele od drogeryjnych kolegów. Owszem, zawiera pantenol, ekstrakt z guarany, białka zbożowe oraz miód, ale na liście składników znajdziemy również znany nam dobrze SLES i podobne mu związki, sześć konserwantów (w tym pięć parabenów) oraz dziesięć substancji zapachowych. Czyli nic specjalnego. Jedno dobre - nie widzę w składzie silikonów. Poprawcie mnie, jeśli się mylę.
- Działanie: szampon dobrze myje włosy - aż skrzypią z czystości. Włosy po umyciu są splątane i nastroszone, w moim przypadku konieczna jest odżywka. Nie obciąża moich kłaków. Używam go od kilku tygodni i nie zauważyłam specjalnego wzmocnienia włosów. Objętości niestety też nie zauważyłam. Może by się pojawiała, gdybym suszyła włosy suszarką, ale ja pozwalam czuprynie wysychać naturalnie. Nie mam cienkich włosów, ale są dość długie (prawie do połowy pleców) a przez to ciężkawe - nie liczyłam na cuda, ale nie obraziłabym się, gdyby włoski były bardziej uniesione u nasady. No cóż, nie tym razem.
Werdykt? Połączyła mnie z tym szamponem przelotna znajomość. Nie wykluczam, że go może kiedyś kupię, ale jak skończę obecną butlę, płakać nie będę. Szamponu zupełnie nic nie wyróżnia na tle innych tego typu produktów. Myje i odświeża. I tyle. Żaden tam produkt-cud, w tej cenie można mieć chociażby dwa szampony Alterry :)
Well, I certainly took my time to review some of the products I bought in The Body Shop a few months ago... Sorry about that ;) Today I'm going to write about the volumising shampoo. Wanna know what I think about this product? Read on :)
- Availability: The Body Shop.
- What: volumising shampoo for fine hair.
- Price: circa £5.
- Volume: 250 ml.
- Hue: none.
- Fragrance: sweet, fruity - nice.
- Packaging: dark, soft plastic bottle.
- Consistency: the product is quite thin.
- How long before you're done with the bottle: about 2 months in my case. I wash my hair every second day.
- Irritations/allergies: none; no dandruff.
- Ingredienst: well, the list of ingredients is not that impressive. True, it features panthenol, guarana extract, wheat protein, and honey, but the shampoo also contains SLES and similar chemicals, six preservatives and ten parfumes. One good thing - I don't see any silicones on the list.
- Effects: the shampoo leaves your hair squeaky clean but it's also tangled and looks like hay, so a conditioner is a must. I have used the product for several weeks - my hair isn't any stronger. However, that is not a problem. What is a problem is that the shampoo doesn't give my hair the promised volume. Well, maybe it's my fault because I don't use hair dryers... My hair is not fine but it's quite long and therefore heavy. So I wanted a little bit of volume without any other help (hair dryer, styling products). Well, not this time.
My opinion? It's just an average shampoo. It's no better (or worse for that matter) than similar products you can get in any drugstore. I might buy it again but, frankly, I can get two other shampoos for this price.
Miałam ten szampon jakiś czas temu i nie byłam z niego zadowolona szampony z lush są zdecydowanie lepsze
OdpowiedzUsuńJak składem nie różni się od drogeryjnych to nie widzę sensu przepłacać... Raczej się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńCzyli wychodzi na to, że te szampony są trochę przereklamowane. I w sumie dobrze, przynajmniej mnie serducho nie boli. :D
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego ale z the body shopy przemawiają do mnie tylko masła do ciała
OdpowiedzUsuńmnie by nie skusił ;) uzywam drogeryjnych i zawsze mozna coś fajnego znaleźć ;)
OdpowiedzUsuńPo szamponie w tej cenie jednak spodziewałabym się wiecej, bo zwykle kupuję szampony do 10 zł i są ok. Także już wiem, że się nie skuszę, skoro jest porównywalny do zwykłych szamponów, to wolę tańszą wersję:)
OdpowiedzUsuńJa używam szamponów z Alterry, Ziaja i Palmer's są w przyzwoitej cenie i ok:) Czasami tak to właśnie jest z TBS.
OdpowiedzUsuńhttp://kobiece-wariacje.blogspot.com/
ja bym wypróbowała odżywki bananowej, ale zanim zużyję to, co mam - nastanie rok 2012 :D może się załapię na promocję bożonarodzeniową :)
OdpowiedzUsuńO, dobrze wiedzieć, że nic specjalnego. Ja (a właściwie moje włosy) coraz bardziej przekonuję się do Alterry, pomimo wstępnego niezadowolenia.
OdpowiedzUsuńJa też szampon uwielbiam, moje włosy ogólnie się polubiły z szamponami z TBS :)
OdpowiedzUsuńHmm, czyli taki średni produkt mówisz? :)
OdpowiedzUsuńAnnaMin, ja z szamponami Lusha nie miałam jeszcze przyjemności...
OdpowiedzUsuńZoila, i nic nie stracisz :)
Sonnaille, moim zdaniem tak, szampony są przereklamowane...
Yasminello, do mnie masła właśnie nie przemawiają, drogie są :)
Abscysynko, :)
Kleo, ja wolę Alterrę :)
Kobeicewariacje, :)
Stri-lingo, na pewno się załapiesz :D
Słomka, ja Alterrę polubiłam od pierwszego użycia :)
Lady, to fajnie, że Ci te szampony służą :)
Katsuumi, zwykły szampon :)
czyli nie wart swojej ceny :)
OdpowiedzUsuńBeauty Wizaz, moim zdaniem nie :)
OdpowiedzUsuńja bym się jednak nie skusiła, za tą cenę mozna mieć przynajmniej 2 opakowania alterry, albo joanny
OdpowiedzUsuń