wtorek, 30 kwietnia 2013

Zużyciowe podsumowanie kwietnia 2013

Po tym poście zniknę na kilka dni. Z okazji majówki odwiedza mnie rodzinka i mam zamiar skupić się w tym czasie na bliskich. Wam również życzę przyjemnej majówki :)

A wracając do tematu - mam dla Was krótkie recenzje lub odnośniki do recenzji produktów, które sięgnęły dna w kwietniu.

Podczas pobytu w Polsce wyzerowałam:


  • Mleczko do ciała z Alterry - do właściwości nawilżających (skóra normalna) nie miałam większych zastrzeżeń, ale zapach mazidła był dla mnie ogromnie męczący. Waniliowo-pomarańczowe nuty podszyte były wyraźnym zapachem alkoholu, co stanowiło mieszankę odpychającą. Mleczko jednak dobrze działało na skórę, więc zużyłam. Sam produkt jest biały, ma konsystencję gęstej śmietany i smuży nałożony w zbyt dużej ilości.
  • Na temat maski rozpisywałam się tutaj. Bardzo lubię jej działanie, nie lubię zapachu. Tę sztukę dostałam w prezencie od Słomki :*


Pielęgnacja:

  • Olejek do masażu Alterry oliwka i limonka - UWIELBIAŁAM ten świeży, energetyzujący zapach. Żałuję, że ta wersja nie jest już dostępna. Do działania nawilżającego na skórę nie miałam żadnych zastrzeżeń.
  • Szampon i odżywka Alverde aloes i hibiskus. Poświęciłam im osobny wpis. Ładnie prostowały mi włosy, ale też obciążały kłaki, więc powrotu nie będzie.
  • Granatowy szampon Alterry - bardzo go lubię i regularnie do niego wracam. Dobrze oczyszcza włosy, nie podrażnia mi skalpu, moje włosy go lubią.
  • Żel do higieny intymnej Cadum - klik. Ulubiony! Ma świetny skład i jest bardzo delikatny dla delikatnych okolic intymnych.
  • Płyn micelarny od Bourjois. Kolejny ulubieniec. Krótko: skuteczny i tani.
  • Maska z glinką marokańską Yves Rocher, którą dostałam od Hexxany :* - klik. Skuteczna, ale wywoływała u mnie uczucie pieczenia, przez co już do niej nie wrócę.
  • Antyperspirant Nivea invisible - regularnie do niego wracam.
  • Serum-olejek regulujący LEMON z Biochemii Urody - klik. O efektach, które osiągnęłam, poczytacie w recenzji.
  • Serum pod oczy i na naczynka z Biochemii Urody - klik. Sprzymierzeniec w pielęgnacji cery naczynkowej.
  • Masło do ciała Flos-Lek, seria beECO - klik. Jedno z najlepszych maseł, które miałam okazję używać.
  • Peeling solny Flos-Lek, seria beECO - klik. Bardzo dobry peeling złuszczająco-natłuszczający.
  • Odlewka kremu na noc z Tołpy od Kosmetycznego-przekładańca :*. Krem dobrze nawilżał.
  • Olej lniany z ZSK. Kupiłam go do włosów. Były po nim lśniące, ale to wszystko.
  • Zimowy krem do twarzy Flos-Lek - klik. Tłusty, ale działa.

Próbki od Kosmetycznego-przekładańca:


Gorąca kuracja Marion zaskoczyła mnie. Są to olejki, ale nakłada się je na włosy po ich umyciu, zamiast odżywki. Podczas aplikacji czuć wydzielające się ciepło, ale efekt ten nie trwa długo. Olejki ładnie pachną - różany - różano, kokoswy - kokosowo. Olejki nie obciążają włosów. Sprawiają, że kłaki są gładkie i błyszczące. Nie stosowałabym jednak tych produktów bardzo często, bo zawierają alkohol denaturowany, który na dłuższą metę może wysuszyć włosy.
Szampon BioVaxu nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Zostawiał na włosach jakąś dziwną warstwę, dociążał je. Maska była ok.


Kolorówka:

  • Miniaturka maskary BAD gal Benefitu - klik. Bardzo ją lubiłam, dawała ładny efekt na moich rzęsach.
  • Korektor pod oczy Garnier. Dostałam go od Hexx. Produktu nie zużyłam do końca - jest dla mnie za ciemny i wysuszał mi skórę pod oczami. Krycie bardzo lekkie. Ogólnie korektor nie zrobił na mnie dobrego wrażenia.
  • Korektor pod oczy i rozświetlacz ELF. Dostałam go od Urbi. Korektor (klik) był super - leciutki, rozświetlający, nawilżający; bardzo go lubiłam. Rozświetlacz (klik) był poprawny, raczej na dzień.
  • Max Factor, smooth effect foundation. Wyrzucam, bo potwornie się na mnie utlenia to brzydkiego pomarańczu.
  • Puder bambusowy z jedwabiem z BU, którego odsypką poczęstowała mnie Basia :* Zużyłam z przyjemnością, dobry puder - klik.
Uff, nazbierało się :)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Małe odświeżenie wiosenno-letniej garderoby

Kilka dni temu serfowałam sobie po swoim ulubionym internetowym sklepie, asos, i trafiłam na kilka naprawdę ładnych ciuchów w dobrych cenach. No i kliknęłam, dorabiając się w ten sposób sukienki, która powinna pomieścić rosnący brzuszek, oraz trzech wygodnych t-shirtów. Z zakupów jestem ogromnie zadowolona. Zawsze chciałam sukienkę w groszki, a dopiero teraz znalazłam taką, która wpadła mi w oko :)





Mrau ;)

niedziela, 28 kwietnia 2013

Mobile Mix, czyli tydzień w zdjęciach (19)

Tak, jak wcześniej z upodobaniem fotografowałam jedzenie, tak w tym tygodniu skupiłam się, o dziwo, na swoich ałtfitach. Tak wyszło :)

Mój ukochany T-shirt z New Looka. Przepadam za motywami zwierzęcymi. Cekinowa sowa podbiła moje serce od pierwszego wejrzenia :)


















Swetrowa tunika z asos. Dobrze się w niej czuję.




















Kolejna zdobycz z asos. Moja ulubiona bluza. Jak tylko zobaczyłam tę pandę, wiedziałam, że będzie moja. Czy już wspominałam, że lubię motywy zwierzęce?


















A kontynuując temat - jedne z moich ulubionych kolczyków :)



















Kosmetyczny zakup popełniony w tym tygodniu. Obecnie smaruję się po prysznicu olejkiem z Alterry, ale obawiam się, że na rosnące brzuch i piersi to może być za mało. Masło nie było drogie (3,25 funtów), a ma krótki, całkiem przyzwoity skład i nie zawiera zbędnych konserwantów. Zobaczymy, czy pomoże zapobiec rozstępom :)















Stare, ale nadal się trzymają :)





















Buziaki, miłej niedzieli!

sobota, 27 kwietnia 2013

Nails Inc, wardour mews

Lakier pochodzi z czteroczęściowego zestawu, który kupiłam w Tk Maxx za 14,99 funtów. Ogromnie mi się podoba :)
  • Pojemność: 10 ml
  • Kolor: wrzosowy róż o wykończeniu glassflecked; glassfleckowe drobinki są złote
  • Konsystencja: w sam raz
  • Pędzelek: klasyczny, 
  • Krycie: do pełnego krycia potrzeba trzech cienkich warstw
  • Wysychanie: nie sprawdzałam czasu wysychania, użyłam wysuszacza
  • Zmywanie: bez problemów
  • Trwałość: pierwsze ubytki pojawiły się czwartego dnia
Jest trochę podobny do lakieru Flormar supershine miracle colors U15, ale lepiej od niego kryje :)



This nail varnish is from a 4-piece set I bought in Tk Maxx for £14.99. I love it :)
  • Volume: 10 ml
  • Colour: heather pink; glassflecked finish; the flecks are gold
  • Consistency: just right
  • Brush: classic
  • Coverage: a three-coater
  • Drying time: not tested
  • Removing: no problems
  • Durability: 4 days

czwartek, 25 kwietnia 2013

Yves Rocher, Tradition De Hammam, maseczka z glinką marokańską do twarzy i włosów


Tubkę maseczki YR o pojemności 30 ml sprezentowała mi Hexxana :* Znam kilka wielbicielek tego produktu (Kat, Stri :*). Czy zaliczam się do tego grona? 

Przed użyciem warto tubkę wstrząsnąć, bo glinka i woda lubią się rozwarstwiać. Mazidło jest kolory brązowego i ma mocny, orientalny zapach. Jak to glinki mają w zwyczaju, wysycha na buzi, dlatego warto co jakiś czas spryskać twarz wodą/hydrolatem.

Tubka wystarczyła mi na około 10 aplikacji na twarz (na włosy jej nie używałam), więc wydajność oceniam na plus.






















Według zaleceń producenta maseczkę nakładamy na twarz na 5 minut, po czym ją spłukujemy. Lubię robić to pod prysznicem, bo glinka (jak to glinka) brudzi wszystko naokoło przy zmywaniu.









Jak działa? Bardzo dobrze. Oczyszcza skórę, matuje ją i rozświetla, lekko ściąga pory. Lubię przy zmywaniu wykonać nią sobie delikatny mechaniczny peeling.

Jest jednak coś, co mnie do produktu niestety zniechęciło. Otóż przez minutę-dwie po nałożeniu czuję mocne pieczenie skóry. Wprawdzie nie przełożyło się ono na długotrwałe podrażnienie naczynek, ale powodowało na tyle duży dyskomfort, że raczej nie przewiduję powrotu do maski. Zresztą lubię glinki do samodzielnego kręcenia :)




















No i słit focia dla osób, które lubią maseczkowe zdjęcia :D

wtorek, 23 kwietnia 2013

Flos-Lek, beECO, Bio-certyfikowane masło do ciała nawilżająco-regenerujące

Jak już wielokrotnie wspominałam, jestem ogromną fanką oliwek i olejków do ciała. Jednakże w chłodniejsze miesiące lubię sięgać po treściwsze masła, bo skóra w tym okresie potrzebuje z reguły mocniejszej dawki nawilżenia. 

Masło, o którym dziś napiszę, pochodzi ze współpracy. Nie jest to jednak powód, dla których zaraz zacznę wyśpiewywać peany pod adresem tego mazidła. Po prostu w moim odczuciu produkt jest doskonałej jakości i totalnie mnie zauroczył...


Żeby pewnej normie stało się zadość, opis produktu zacznę od kilku słów na temat opakowania. Mamy tu identyczny słoik, jak w przypadku peelingu solnego marki, czyli bezpieczniejszy niż szkło plastik z aluminiową nakretką. Zielona etykieta dopełnia estetycznej całości.








W tym miejscu koniecznie muszę jeszcze nadmienić, że produkt był dodatkowo zabezpieczony folią, więc miałam pewność, że nikt nie mógł przede mną przy nim grzebać. Dla mnie to ogromnie istotne.









Masło ma lekko żółtawy kolor i pachnie trawą cytrynową. Ja bardzo lubię świeże, cytrusowe nuty, więc aromat ten ogromnie przypadł mi do gustu. Poza tym zapach jest delikatny - dużo delikatniejszy niż chociażby w kosmetykach Pat&Rub. Na ciele nie czułam go długo.

Jeśli idzie o konsystencję, nie jest zbita niczym masło. Mazidło ma dość lekką, ale treściwą konsystencję. Rozsmarowuje się bez problemu, choć należy robić to małymi porcjami. Jeśli porcja, którą staramy się wsmarować w dane miejsce na ciele, będzie za duża, masło będzie smużyć, a proces wchłaniania się wydłuży. Jest to cecha charakterystyczna naturalnych smarowideł do ciała, gdyż nie zawierają glikolu propylenowego, będącego promotorem przenikania. Masło nakładane w odpowiednich porcjach wchłania się w 2-3 minuty i nie pozostawia po sobie tłustego filmu.


Mazidło ma w pełni naturalny skład i może poszczycić się certyfikatem ECOCERT. Jak widać, jego bazę stanowią woda, sok z aloesu i oliwa z oliwek. Dalej w składzie znajdziemy masło shea, kilka olejów i rządek naturalnych wyciągów. UWAGA, ja nie jestem uczulona na aloes, ale ze względu na jego duże stężenie w maśle, produkt ten nie nada się dla osób, których skóra nie toleruje aloesu...

Ponieważ masło nie jest konserwowane parabenami, powinno zostać zużyte w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Ja sięgałam po nie codziennie po wieczornym prysznicu. 250 ml wystarczyło mi na 6 tygodni stosowania, więc wydajność produktu oceniam bardzo, bardzo pozytywnie.




Jeśli chodzi o działanie masła, pamiętajcie, że wypowiadam się z perspektywy osoby ze skórą normalną. Nie miałam na ciele żadnych przesuszeń ani podrażnień, więc nie jestem w stanie stwierdzić, jak masło by na nie wpłynęło. Moja skóra w czasie stosowania produktu była dobrze nawilżona, sprężysta i przyjemna w dotyku. Oczywiście poziom nawilżenia skóry nieco spada z upływem czasu, ale mi wystarczyła aplikacja raz dziennie, żeby cieszyć się skórą w dobrej kondycji.

Podsumowując, moim zdaniem jest to masło idealne. Ma wygodne opakowanie; przyjemną, lekką konsystencję; ładny, nienachalny, świeży zapach; naturalny i bezpieczny dla skóry skład (o ile nie jesteśmy uczulone na aloes); jest wydajne i po prostu działa (ocena z perspektywy niewymagającej, normalnej skóry). Produkt kosztuje około 38 zł i jest wart każdej złotówki. W chłodniejsze miesiące z przyjemnością będę do niego wracać.

Dodam jeszcze, że był to trzeci produkt z serii beECO Flos-Leku, z którym się zetknęłam (znam jeszcze wspomniany peeling solny i krem pod oczy, na dekolt i szyję) i muszę przyznać, że jak do tej pory jestem serią zachwycona. Ogromnie się cieszę, że polska marka może poszczycić się naturalnymi kosmetykami tak świetnej jakości i w przystępnych cenach. Oby tak dalej :)

***

PS. Słyszałam dziś w radiu pierwszą od dłuuugiego czasu polską piosenkę, która naprawdę wpadła mi w ucho :

 http://www.youtube.com/watch?v=9GQqF8Q7wQY



niedziela, 21 kwietnia 2013

Schaebens, Feuchtigkeits Maske

Maseczka trafiła do mnie dawno temu w ramach wymianki z Madamekatarzyną.


Ma to być maseczka nawilżająca z aloesem, wodą termalną i mocznikiem. Opakowanie to dwie saszetki o pojemności 5 ml każda. Taka połówka to idealna ilość na jednorazową aplikację na twarz i szyję.

Maseczka ma postać seledynowego kremu. Pachnie świeżo, jakby ogórkowo, przyjemnie. Produkt nakładamy na twarz na 10-15 minut, po czym wycieramy nadmiar w wacik/chusteczkę/cokolwiek chcemy użyć do tego celu. Po wytarciu nie zostaje na twarzy żadna tłusta warstwa.

Działaniem maseczka niestety mnie nie zachwyciła. Przez kilka minut tuż po aplikacji odczuwałam bardzo nieprzyjemne pieczenie, a po wytarciu nadmiaru produktu naczynka były nieco zaognione. Na szczęście rano po zaczerwienieniu nie było śladu. Co do działania nawilżającego - po pozbyciu się resztek maski skóra była nawilżona i przyjemna w dotyku, ale efekt ten nie utrzymał się do rana.

Produkt raczej niedostępny w Polsce, ale osobiście z tego powodu płakać nie będę...

sobota, 20 kwietnia 2013

Nails Inc, new burlington place

Kolejny lakier z czteroczęściowego zestawu, który kupiłam w Tk Maxx za Ł14,99.
  • Pojemność: 10 ml
  • Kolor: czerwień o wykończeniu glassflecked; drobinki są duchromowe - mienią się na złoto i róż
  • Konsystencja: rzadkawa
  • Pędzelek: klasyczny; ani szeroki, ani wąski
  • Krycie: do pełnego krycia potrzebujemy 3 warstw
  • Wysychanie: w normie
  • Zmywanie: zmywa się gorzej niż kremy, ale dużo łatwiej niż brokaty
  • Trwałość: trzeciego dnia pokazały się lekko starte końcówki, ale zaczął odpryskiwać dopiero piątego dnia
Lakier jest piękny *_*



This nail varnish is a part of 4-piece set I bought in Tk Maxx for Ł14.88.
  • Volume: 10 ml
  • Colour: red; glassflecked finish; duochrome effect (pink and gold)
  • Consistency: thinnish
  • Brush: classic, comfortable
  • Coverage: three-coater
  • Drying time: standard
  • Removing: no major problems
  • Durability: 5 days
I absolutely love it *_*

czwartek, 18 kwietnia 2013

Duet na wzmocnienie naczynek z Biochemii Urody

Cera naczynkowa zdecydowanie nie jest łatwa w pielęgnacji. Ja zorientowałam się, że takową posiadam, będąc jeszcze nastolatką (odziedziczyłam problem po tacie). Mam więc za sobą jakieś 10 lat obserwacji tego typu cery i doszłam jedynie do wniosku, który wyraziłam w pierwszym zdaniu tego posta. No bo wiecie, można mieć świadomość, co naczynkom szkodzi i zaognia problem (np. alkohol, ostre jedzenie, zmiany hormonalne, zmiany temperatury, sauna, leki, itp.), można starać się unikać pewnych tych czynników, ale jakkolwiek saunę można świadomie omijać, ograniczać alkohol itp. to jaki mam wpływ na hormony i pogodę? No właśnie... Pielęgnacja trochę pomaga, istnieją pewne substancje i wyciągi roślinne, które wyraźnie wzmacniają naczynka, ale i to nie daje gwarancji, że rumień i teleangiektazje ("pajączki") pozostaną pod kontrolą. Jednym słowem, walka z naczynkami to walka z wiatrakami. Można chuchać i dmuchać, starać się i zabiegać, ale znienawidzone pajączki prędzej i później i tak się pojawią. Nie wspominając o rumieniu, którego obecność to codzienność naczynkowców.

Nie mówię, że warto na wszystko machnąć ręką i dać spokój, o nie. Tym przydługim wstępem bardziej chcę zachęcić osoby o podobnym do mojego typu cery do zaakceptowania tego stanu rzeczy i nie wymagania od kosmetyków i zabiegów cudów. Cudów nie będzie. Zabiegi laserowe trzeba będzie powtarzać, nie jest to sprawa jednorazowa. Kosmetyków trzeba używać regularnie, dostosowując je do aktualnych potrzeb cery. Po prostu.

Moje naczynka mają się najgorzej zimą. Ostatnia przedłużająca się zima dała im się szczególnie we znaki. Zimno na zewnątrz i ogrzewanie wewnątrz są dla moich naczynek zabójczą kombinacją. Po laserowym zabiegu zamykania pajączków z listopada ubiegłego roku nie ma już śladu. Wszystko (albo prawie wszystko) wróciło, teleangiektazje znaczy się. Są widoczne zwłaszcza na skrzydełkach nosa. Cóż, mówi się trudno i żyje się dalej. W czasie ciąży i laktacji nie mogę powtórzyć zabiegu, więc po prostu pokrywam nos grubszą warstwą podkładu i tyle.

Z doświadczenia wiem, że mogło być znacznie gorzej. Bywały zimy, po których moja cera wyglądała dużo gorzej. Dlatego wierzę, że dwa kosmetyki, które opiszę po tym długaśnym wstępie, pomogły. A są to tonik - zestaw dla cery naczynkowej i wrażliwej (swój sporządziłam na bazie hydrolatu oczarowego) oraz serum pod oczy i na naczynka z Biochemii Urody:


Tonik ma zapach hydrolatu, na którego bazie powstał, więc w tym przypadku aromat jest ziołowy, przyjemny. Swój kolor zawdzięcza natomiast ekstraktowi z białych kwiatów i kompleksowi na naczynka. 

Swój tonik przelałam do butelki z atomizerem, bo tak mi się wygodniej go stosuje, a poza tym produkt jest wydajniejszy. Stosuję go od listopada każdego ranka i zużyłam dotąd tylko 1/3 200 ml opakowania.

Tonik ma łączyć cechy hydrolatu oczarowego (Hydrolat oczarowy, stosowany na skórę działa ściągająco, antybakteryjnie, łagodząco, promuje gojenie i regenerację podrażnionej skóry, odświeża, zmniejsza zaczerwienienie i drobne wybroczyny , wzmacnia i zwęża naczynka, reguluje pracę gruczołów łojowych, zmniejszając produkcję sebum, wspomaga walkę z wolnymi rodnikami i przedwczesnymi oznakami starzenia - źródło) z cechami ekstraktu z białych kwiatów, kompleksu na naczynka i ekstraktu z lukrecji, które działają łagodząco, gojąco, wzmacniają drobne naczynka krwionośne i redukują zaczerwienienie (źródło).


Serum pod oczy i na naczynka jest bardzo łatwe w przygotowaniu. Wystarczy po prostu zmieszać ze sobą zawartość 4 fiolek, ot cała filozofia.



Gotowy produkt ma rzadką, żelową konsystencję i brązowy kolor:


Szczerze mówiąc, nie przepadam za tym opakowaniem. Wolałabym buteleczkę z pipetką, byłoby wygodniej. Poza tym nie lubię nakładać tego serum na suchą skórę. Wolę aplikować go na twarz zwilżoną hydrolatem - używamy mniej produktu przy tego rodzaju aplikacji. Taki słoiczek wystarcza mi na dwa miesiące aplikacji codziennie rano.

W zeszłym roku miałam samo serum. W tym roku połączyłam je z tonikiem na naczynka i muszę przyznać, że tonik wspomaga działanie tego produktu. Jak zwykle nie można liczyć na spełnienie WSZYSTKICH obietnic producenta, ale nie jest źle. Odniosę się może do tych obietnic, będzie wygodniej (obietnice producenta pochodzą stąd):

 » Serum to kuracja wspomagająca walkę z cieniami i opuchnięciami okolic oczu, poprawiająca kondycję skóry wokół oczu oraz wzmacniająca naczynka całej twarzy. - muszę przyznać, że w moim przypadku serum rzeczywiście poprawia stan skóry pod oczami. Jest ona bardziej ujędrniona. Dodatkowo przez cały okres stosowania serum rejony te mi nie puchły, nawet jeśli się nie wyspałam.

» Polepsza mikrocyrkulację w drobnych naczynkach krwionośnych, zmniejsza przepuszczalność i kruchość naczynek, działa obkurczająco, przeciwobrzękowo i przeciwzapalnie, łagodząc podrażnienia. - nie mam jak sprawdzić, czy serum zmniejsza przepuszczalność i kruchość naczynek. Obrzęków i stanów zapalnych nie doświadczyłam, więc na ten temat również nie mogę się wypowiedzieć.

»
Zmniejsza skłonności do zaczerwienienia, wywołane rozszerzaniem się reaktywnych naczynek.- rumień się pojawiał pod wpływem różnych czynników (to codzienność naczynkowców), ale pokazywał się później niż zwykle i szybciej schodził

» Serum wpływa na produkcję białek skóry - kolagenu i elastyny, dzięki temu poprawia strukturę i elastyczność skóry. - nie mam jeszcze problemów z elastycznością skóry, ale ponieważ bazą serum jest żel hialuronowy, bardzo możliwe, że serum ma takie działanie.

» Nawilża i delikatnie napina skórę, dając lekki efekt liftingujący. - zauważyłam lekkie napięcie skóry. Nawilżanie nie jest na tyle mocne, żeby można zrezygnować z kremu.

» Może wspomóc redukcję zmarszczek powierzchniowych wokół oczu. - u mnie nie. Skóra pod oczami jest jędrniejsza, ale mimiczne linie się nie spłyciły.


Podsumowując, serum i tonik wspomagają zimową pielęgnację moich naczynek. Widzę ich działanie zwłaszcza na rumień. Wierzę również, że spowalniają proces pokazywania się teleangiektazji i wzmacniają naczynka, chociaż cudów pod tym względem nie ma co oczekiwać. Ma na to wpływ zbyt wiele czynników, które są całkowicie poza naszą kontrolą. Trzeba to zaakceptować i iść do przodu ;)

środa, 17 kwietnia 2013

Baza pod cienie Hean

Samplem w wielkości połowy objętości tej bazy poczęstowała mnie nasza kochana Słomka :* I jestem Ci za to ogromnie wdzięczna, bo baza jest świetna!


Baza jest lekko różowa, ale nie daje koloru na powiece, więc nie wyrównuje jej kolorytu (na czym mi specjalnie nie zależy). Ma świetną, masełkowatą konsystencję. Bardzo ładnie się rozprowadza na delikatnej skórze powiek i jest wydajna.

No i cóż, baza działa i to bez zarzutu. Trzyma cienie na swoim miejscu przez kilkanaście godzin (chyba, że same cienie są gorszej jakości, wtedy krócej) i podbija ich kolor. Jest nieco lepka, więc zawsze ją gruntuję cielistym cieniem, żeby inne cienie dobrze mi się rozcierało. Za kilkanaście złotych to prawdziwy skarb, bo sprawuje się podobnie do kilka razy droższej bazy Art Deco.

U mnie ta baza się sprawdza i sądzę, że będę do niej wracać.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Alverde, szampon i odżywka z aloesem i hibiskusem

Kiedy pojawiła się możliwość zrobienia niemieckich zakupów, wiedziałam, że chętnie wypróbuję jakiś szampon i odżywkę od Alverde. Kuszenie na blogach zrobiło swoje ;)

Trochę na chybił-trafił wybrałam wersję z aloesem i hibiskusem. I cóż, moim zdaniem produkty są poprawne, ale nie wyjątkowe ani niezastąpione. Trochę się wyleczyłam z alverdomanii...












 Szampon ma postać bezbarwnego, glutowatego żelu (glutek jest rzadszy niż szampony Alterry); odżywka - gęstego, białego kremu. Pachną delikatnie, słodko, przyjemnie.

Produkty nie są specjalnie wydajne. Myję włosy co drugi dzień. Szampon skończył się po niecałym miesiącu, podczas gdy odżywki została mi 1/5 opakowania.


 U góry skład szamponu, na dole - odżywki. Szampon pieni się dość słabo.













Szampon myje włosy. Radzi sobie też z olejami. Odżywka kondycjonuje kłaki, ale nie ułatwia rozczesywania. Po zastosowaniu duetu moje włosy były niezwykle jak na nie wygładzone. Efekt ten bardzo mi odpowiadał. Niestety duet nie przydawał im objętości. Wręcz przeciwnie, kłaki były dociążone. Zachowywały świeżość krócej niż zwykle. W zasadzie drugiego dnia odczuwałam dyskomfort. Niestety kilka razy po umyciu włosów pokazał się łupież. Zastanawiam się, czy to nie wina alkoholu wysoko w składzie.





Nie pokazywałam Wam jeszcze swoich włosów. Moje kłaki mają różną porowatość. Tak myślę. Odrosty określiłabym jako średnioporowate, a porowatość zwiększa się na długości. Rzadko uzyskuję bez prostownicy ładną gładkość, jak ze zdjęć poniżej (a prostownicę stosuję dwa, trzy razy w roku). Duet Alverde gładkość mi zapewniał, i to była jego największa zaleta. Niestety wad produktów było więcej niż plusów, więc raczej nie planuję powrotu. A wracając do włosów, są mniej więcej do połowy pleców. Od ponad dwóch lat ich nie farbuję. Jakieś 20 cm końcówek wciąż nosi ślady farbowania, ale reszta to mój naturalny kolor :) Nie jestem włosomaniaczką. Raz, dwa razy w tygodniu nakładam na nie olej; raz w tygodniu maseczkuję; zawsze stosuję po szamponie odżywkę; pozwalam włosom wyschnąć naturalnie; podcinam końcówki co 2-3 miesiące. Wszystko :)


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Flos-Lek, Winter Care, Krem tłusty do cery z problemami naczyniowymi

Krem przeznaczony jest dla cer z problemami naczyniowymi, a ja, jak wiecie, takową posiadam. Jednakowoż jest to krem tłusty, a przy swojej tłustej cerze takowych raczej unikam. Dlatego szczerze przyznam, że kremu nie polubiłam, choć sprawował się u mnie bardzo dobrze. Taki paradoks. No i przecież krem na zimę powinien być tłustszy, więc czego się czepiam? Po prostu nie lubię takich konsystencji i już...

Te 50 ml wystarczyło mi na nieco ponad dwa miesiące stosowania rano w mniejszej ilości i wieczorem w większej na twarz i szyję. Krem kosztuje 15,50 zł.







Krem zapakowany był w kartonik zawierający wszystkie niezbędne informacje. Mazidło znajduje się w odkręcanym słoiczkiem. Osobiście za słoiczkami nie przepadam, wolę higieniczniejsze rozwiązania... Słoiczek, jak widać, jest raczej ascetyczny.












 Krem był zabezpieczony przed ciekawskimi paluchami folią ochronną, za co zawsze producent otrzymuje u mnie plusa. Mazidło jest białe. Ma konsystencję gęstej śmietanki i oczywiście jest w dotyku tłuste. Pachnie charakterystycznie dla tej serii, czyli słodko, ale nie wiem, do czego mogłabym ten aromat przyrównać. W tym przypadku jednak po kilku tygodniach stosowania zapach zaczął mi niestety przeszkadzać.




Rzut okiem na skład pozwala nam zweryfikować, co odpowiada za tłustość mazidła - są to m.in. mirystynian izopropylu, wazelina, olej ze słodkich migdałów, olej mineralny dalej w składzie. Na plus na liście substancji widnieje kilka roślinnych ekstraktów stosowanych w kosmetykach dla naczynkowców. Kosmetyk nie jest konserwowany parabenami.


 Jak działa ten krem? Po pierwsze, natłuszcza, co stanowi barierę ochronną przed mrozem. Po drugie, nawilża - przez cały okres stosowania nie miałam problemu z suchymi skórkami na policzkach. Po trzecie, po zastosowaniu wieczorem rano mój rumień był ukojony, więc krem pomaga. Niestety nie jest cudotwórcą, kilka naczynek mi po drodze pękło, ale dzieje się tak każdej zimy. A tym razem obok ogrzewania i zmian temperatur wpływ na ten stan rzeczy miały zmiany hormonalne, więc nie można wysunąć wniosku, że mazidło nie działa. Na pewno chroni w jakimś stopniu naczynka.

Producent wspomina o filtrze przeciwsłonecznym, ale nie doszukałam się na opakowaniu informacji o faktorze, a sama nie umiem stwierdzić, czy filtr rzeczywiście jest i o jakiej mocy.


Jeszcze słówko o użytkowaniu mazidła. Po aplikacji kremu na twarzy oczywiście zostaje tłusty, wyczuwalny film. Na noc film nie przeszkadza, na dzień pod makijaż trzeba znaleźć na niego sposób. Ja albo aplikowałam krem na twarz zroszoną hydrolatem, albo (częściej) kilka minut po aplikacji zbierałam film za pomocą bibułek matujących. Po takich zabiegach makijaż trzymał się na kremie normalnie. Z drugiej strony moim zdaniem jest to mazidło bardziej na stok, kiedy raczej nie nosimy makijażu, niż do biura.

Myślę, że krem lepiej sprawdziłby się u osób z skórą suchą lub normalną (jak zresztą zaleca producent). Ja mam cerę tłustą, więc tłustość mazidła mi przeszkadzała. Niemniej produkt mnie nie zapchał ani nie podrażnił, dobrze nawilżał skórę, a naczynka do pewnego stopnia chronił, więc spisał się dobrze. 

niedziela, 14 kwietnia 2013

Mobile Mix, czyli tydzień w zdjęciach (18)

Przyznaję się bez bicia, że ostatnio zupełnie brakuje mi energii, a do tego jestem strasznie rozkojarzona i zapominam wielu rzeczy. Nie pamiętam też o robieniu zdjęć, więc w tym tygodniu jest pod tym względem mizerniutko. No cóż...

 Porcja witamin. Nie wiem, czemu dałam się skusić na hiszpańskie truskawki. W smaku są okropne, wodnisto-kwaśne.













Nie mam ochoty na czekoladę, batoniki czy cukierki. Czasem zjem kawałek ciasta. Nie ciągnie mnie też zupełnie do ukochanych dotąd słonych przekąsek. Wręcz przeciwnie - nie mogę nawet patrzeć na czipsy. Ale na lody często mam ochotę. Zastanawiam się, czy to nie dlatego, że przed ciążą jadłam bardzo mało przetworów mlecznych. Teraz stanowią z 40% mojej diety. I tak jak wcześniej codziennie zjadałam dość solidne porcje mięsa, tak teraz nawet nie patrzę w jego stronę. Nie jadłam mięsa od kilku tygodni. Nie mogę. Hmmm... Chyba organizm tu sobie reguluje, czego mu potrzeba.  W piątek spotkałam się z położną. Wśród wielu rzeczy, które miały miejsce podczas tego spotkania zostałam również zważona. Okazuje się, że od początku ciąży zgubiłam 3 kg. Ponoć to normalne :]


 Wciągnęłam się w ten serial i jestem ogromnie zawiedziona, że stacja CW postanowiła nie wracać z drugim sezonem. Szkoda, wielka szkoda :(













Książkę czytałam w czasach licealnych chyba. Postanowiłam do niej wrócić. Nie jest to lektura dla osób lubiących wartką akcję. Można by rzec, że tu akcji praktycznie nie ma. Ta książka to niezwykle interesujący kocioł nietuzinkowych postaci, szczypty absurdu oraz akuratnych obserwacji społecznych oddanych w barwnym języku. Czyli po prostu Pilch ;)

sobota, 13 kwietnia 2013

Nails Inc, lexington street

Lakier pochodzi z czteroczęściowego zestawu, który upolowałam w Tk Maxx za 15 funtów.
  • Pojemność: 10 ml
  • Kolor: baza w kolorze bordowej czerwieni z drobinkami, które mienią się od turkusu przez fuksję po złoto
  • Konsystencja: rzadka, lakier trochę rozlewa się po skórkach (przepraszam za te zalane skórki, nie udało mi się ich doczyścić patyczkiem kosmetycznym)
  • Pędzelek: klasyczny
  • Krycie: do pełnego krycia potrzebujemy dwóch grubszych (na zdjęciach) lub trzech cieńszych warstw
  • Wysychanie: długie...
  • Zmywanie:mimo drobinek bez większych problemów
  • Trwałość: mani zmyłam czwartego dnia ze względu na starte końcówki. Odprysków nie było.
Czyż nie jest niezwykły?




This nail varnish was a part of the 4-piece set I bought in Tk Maxx for £14.99.
  • Volume: 10 ml
  • Colour: deep red base with turquoise, fuchsia and gold shimmer
  • Consistency: thin
  • Brush: classic
  • Coverage: you need two thicker (in the pictures) or three thinner coats to achieve full coverage
  • Drying time: slow
  • Removing: no problems
  • Durability: 4 days
Isn't it a beauty?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...