poniedziałek, 30 czerwca 2014

Zużycia czerwca (06. 2014)

Info do dziewczyn z UK - byłam dziś w Wilko, gdzie zobaczyłam SZAFĘ ESSENCE. A więc mamy Essence na Wyspach. Nie miałam pojęcia! Poza tym widziałam w tym markecie szafy Sally Hansen, Maybelline, Collection i Rimmel.

***
W czerwcu nie tylko kupowałam i dostawałam - coś tam też zużyłam :)

Podczas pobytu w Polsce wykończyłam głównie miniatury kosmetyków:


Glinki Dermaglin okazały się dobre (klik) i nie wykluczam powrotu na czas wyjazdów, kiedy to saszetki są wygodnym rozwiązaniem. Będę również wracać do szamponu Alterry (bardzo lubię wszystkie wersje oprócz tej z bambusem i papają, bo obciąża mi włosy), odżywki Gliss Kur (ładnie nabłyszcza moje włosy) oraz żelów pod prysznic Isany (tanie i dobre). Niewykluczone, że i żel do mycia twarzy Simple jeszcze u mnie zagości w sytuacji awaryjnej, bo dobrze doczyszcza skórę twarzy po demakijażu i jest względnie łagodny. Pomadkę Essence 52 In the nude (klik) wykończyłam do cna, ale nie zamierzam kupować ponownie szminki w takim opakowaniu, bo coś takiego to aż wstyd z torebki wyjąć... Natomiast tonik i płyn do demakijażu Rival de Loop już u mnie nie zagoszczą. Raz, że się pieniły; dwa - tonik nie robił nic specjalnego, a płyn do demakijażu zupełnie nie radził sobie z żadnymi maskarami.


A poza tym:


Prawie rozprawiłam się z (w moim odczuciu beznadziejnym - klik) podkładem Bourjois 123Perfect, którego zostało mi może na dwa użycia, a który zużywałam "po domu", co by ludzi nie straszyć. Z kolorówki wykończyłam również czarną kredkę Maybelline khol express (klik), która okazała się średnia pod względem trwałości. Tyle dobrego, że grafit był miękki. Z żalem żegnam świetną maskę algową e-naturalne z acerolą (klik) oraz szampon Alterry z kofeiną. Olejek z drzewa herbacianego ratował mnie po porodzie. Byłam cięta i szyta; szwy nieprzyjemnie ciągnęły. Dodawałam kilka kropli olejku do wanny - takie wymoczenie dolnych rejonów przynosiło mi ogromną ulgę w bólu no i odkażało, było nie było, żywą ranę. Zapewne będę wracać do żeli Palmolive, bo niczym mi nie podpadły, oraz do zmywacza do paznokci Superdrug. Z kolei do tej wersji żelu do higieny intymnej Ziai na pewno nie wrócę, gdyż kosmetyk nie chronił mnie przed infekcjami intymnymi (chyba, że to on mnie podrażniał i wywoływał swędzenie). Finalnie zużyłam go jako żel pod prysznic... Wykończyłam też w końcu emulsję nawilżającą Olay (klik). Nie była zła, dobrze sprawdzała się pod makijażem, ale w mojej pielęgnacji nie ma już miejsca na takie zwyklaki...

niedziela, 29 czerwca 2014

Czerwiec miesiącem zakupowej rozpusty

Tak, tak, w czerwcu pojawiło się mnóstwo nowości w mojej kosmetyczce. Nie dość, że dostałam na początku miesiąca paczkę-niespodziankę od Hexxany (klik); nie dość, że dzięki urodzinom spełniło się wiele moich kosmetycznych marzeń (klik), to jeszcze dzięki wspomnianym urodzinom dostałam mały zastrzyk finansowy, którego część również wydałam na mazidła...

Zanim jednak pokażę Wam, co kupiłam, pochwalę się jeszcze wymiankową paczką od Asi. Jej zawartość była bardzo trafioną niespodzianką dobraną pod moje upodobania. Kocham maseczki do twarzy i mydełka, bardzo lubię cienie w kredkach, no i ciągle przechodzę niesłabnącą "fazę" na mazidła do ust. Zapachy CK zwykle mi się podobają i z Down Town nie jest inaczej. Asiu - bardzo Ci za to wszystko dziękuję!



W czasie pobytu w Polsce nie omieszkałam odwiedzić Rossmanna i Natury. Z Rossa wyniosłam:




Micel Nivea i krem pod oczy Tołpy były przecenione. Poczekają na swoją kolej w zapasach. Żel Tołpy będzie czekać na mój kolejny przyjazd do kraju. Maseczki Dermaglin, o których pisałam kilka postów temu, kupiłam, bo na wyjeździe wygodniej korzysta mi się z gotowców. Skusiłam się też na hit blogosfery - maskarę Lovely, lakier Wibo z nowej serii Summer Extreme Nails oraz na odżywki do moich znowu-rozdwajających-się-niestety paznokci.


Natura:

O kremach do stóp Lirene przeczytałam na czyimś blogu i wpadłam do DN właśnie po nie. Mam ogromny problem z rogowaciejącymi piętami i jestem ciekawa, czy zadziałają. Chciałam też bibułki matujące Infinity, ale ich nie było, więc wzięłam Beauty Formulas. Przy kasie wypatrzyłam legendarny Tisane do ust oraz masełko do skórek. Na masełka do skórek jestem łasa ogromnie. Kiedy przechodziłam koło szafy Catrice, mój wzrok przyciągnął piękny fiolecik ze złotym shimmerem... Nie mogłam przejść obok niego obojętnie :P

Na zdjęciach zabrakło kremu BB Bourjois, który kupiłam online, oraz maski algowej z e-naturalne. Zapomniałam cyknąć im fotkę.


UK:



Oprócz wycofanego kremu BB Bourjois kupiłam też wycofany podkład tej marki - Flower Perfection. Call me crazy, ale chcę się przekonać, czemu to nie są już dostępne w ich szafach. Podkład Rimmel Match Perfection w kompakcie to nowość. Czasem nowości kuszą. A szminki z kolekcji Kate Moss były przecenione na 4 funty za sztukę. W Holland&Barret kupiłam naturalną pastę do zębów i kolejne masełko z myślą o skórkach. Skórki będą dopieszczone :] Zakup antyperspirantów pozostawię bez komentarza, a miniaturę kremu pod oczy Clinique dostałam do dużych zakupów - a nie kupowałam dla siebie tylko prezenty urodzinowe dla Mamy i przyjaciółek.

Ale będzie testowania! U Was czerwiec równie rozpustny?

piątek, 27 czerwca 2014

E-naturalne, maska algowa peel-off z acerolą.

Pozostańmy jeszcze w temacie masek do twarzy. Znalazłam kolejne (po algach Organique) świetnie działające algi!


Maska ma postać brzoskwiniowego proszku. Rozcieńczamy ją wodą  mineralną w stosunku 1:3. Nie ma żadnego problemu z jej przygotowaniem. Ściągamy ją jak maskę peel-off po około 20 minutach. Im grubsza warstwa, tym łatwiej schodzi. I tyle.


Maska przyjemnie chłodzi skórę twarzy, która po sesji z tymi algami jest ukojona, pięknie rozświetlona i przyjemnie gładka w dotyku. Produkt wyrównuje też jej koloryt i ściąga pory. Naczynka i rumień zostają wyraźnie ukojone. Jak tu nie kochać alg?

Maska dostępna tu w różnych pojemnościach i cenach.

czwartek, 26 czerwca 2014

Dermaglin, maseczki odświeżająca, oczyszczająco-odżywcza oraz przeciwzmarszkowa.

Maseczki kupiłam w Rossmannie za 5,29 zł za sztukę. Każda saszetka zawiera 20 g produktu i powinna, według zaleceń producenta, zostać zużyta na jeden raz.

Produkty recenzuję razem, bo nie zauważyłam różnic w ich działaniu i właściwościach.


Maseczki oparte są o zieloną glinkę kambryjską. Wszystkie mieszanki mają bardzo dobre, krótkie, naturalne składy. Każdą wzbogacono o olej jojoba, dzięki czemu maski nie zasychają na twarzy w ciągu 20 minut na twardą skorupę (jeśli nałoży się je w zalecanej ilości) i nie trzeba w zasadzie zraszać ich wodą termalną/hydrolatem.

Kosmetyki są zielone, gęste i mają specyficzny zapach oleju jojoba. Ponieważ nakładamy je na twarz grubą warstwą, zmywa się je długo. Najwygodniej robić to pod prysznicem.


Maski działają bardzo dobrze! Po każdej sesji moja twarz była oczyszczona, a pory lekko ściągnięte. Odnotowałam również wyrównanie kolorytu skóry i poprawę jej napięcia. Była też przyjemna w dotyku i rozświetlona. Efekt nie utrzymuje się jednak szczególnie dlugo.


Cenowo może maski nie wypadają najkorzystniej, ale mają naprawdę świetne składy, dobrze działają i są wygodne w użyciu - nie musimy sami niczego mieszać, więc oszczędzamy trochę czasu. Jestem zadowolona z tego spotkania i nie wykluczam powrotu do tych produktów.

Znacie?

niedziela, 22 czerwca 2014

Pędzle Hakuro: H15, H24, H51 i H54.

Mam w swoim posiadaniu cztery pędzle Hakuro. Tak się złożyło, że wszystkie są do twarzy. H24, H51 i H54 mieszkają u mnie od ponad roku i mimo częstego prania wciąż wyglądają jak w dniu zakupu. H15 znalazł się w mojej kolekcji później (dostałam go od Hexxany), ale właściwościami nie różni się od pozostałych kolegów.

Z informacji technicznych: wszystkie moje cztery sztuki zrobione są z mięciutkiego, miłego w dotyku włosia syntetycznego i mają drewniane rączki. Skuwka trzyma się bez zarzutu; nic się nie odkleja. Żaden z pędzli nie gubi włosia. Rączki dobrze leżą w dłoni, napisy się nie wycierają. Były prane mnóstwo razy - nie odkształcają się.


Z tej czwórki zdecydowanie najczęściej sięgam po pędzel do różu H24. Doskonale nakłada się nim zarówno róże prasowane, sypkie, jak i w kremie. Włosie jest na tyle zbite, że i twarde róże da się tym pędzlem obsłużyć. Szybko schnie; w kilka godzin. Pędzel nadaje się też do rozświetlacza i (ponoć) bronzera. Ja nie umiem sobie wykonturować twarzy pędzlem o takim skośnie ściętym kształcie. Rezerwuję go sobie do różu. Koszt to około 26 zł.

Kolejnym pędzlem, po który sięgam niemal codziennie jest H15. Jest to mała kulka. Można używać go do precyzyjnego konturowania twarzy bronzerem, ale u siebie nie lubię takiego efektu. Stosuję pędzel do nakładania rozświetlacza, do czego nadaje się idealnie. Dodatkowo bardzo szybko schnie po praniu. Wołają za niego około 34 zł.


Pędzel kulka H54 jest niezwykle wielofunkcyjny. Służy mi przede wszystkim do nakładania podkładów, zarówno płynnych jak i mineralnych, choć do tych ostatnich wolę swój super kabuki z Lily Lolo. Zdarza mi się nim również konturować twarz. Nadaje się także do aplikacji różu. Ponieważ ma dużo włosia, długo schnie (kilkanaście godzin). Kosztuje około 34 zł.


Ponieważ jeśli nakładam pędzlem podkład, sięgam po H54, flat top H51 nie jest u mnie intensywnie użytkowany. Dobrze nakłada się nim podkłady płynne oraz róże w kremie, ale z H54 lepiej pracuje mi się w okolicach nosa, więc H51 jest mi w sumie zbędny. Trzymam go na wszelki wypadek. Tak jak H54, długo schnie. Można go nabyć za około 33 zł.

Pędzle Hakuro zbierają różne opinie. Moja jest zdecydowanie pozytywna - nie mam zastrzeżeń do ich jakości. Lubię i w związku z tym polecam :)

piątek, 20 czerwca 2014

Letni, połyskujący makijaż z Color Infallible 004 Forever Pink

Kiedy byłam w Polsce poprzednim razem, na początku maja, Rossmann wyprzedawał za pół ceny cienie L'Oreal Color Infallible. Nie wiem, czy oznacza to, iż znikną one z rynku (dziś widziałam je w wyprzedażowym koszyku w Naturze). Mam nadzieję, że nie, bo mój egzemplarz jest świetny! Skusiłam się na jedną sztukę w pięknym różowo-złotym kolorze (004 Forever Pink).


To prasowany pigment, więc może się troszkę osypywać przy aplikacji. Poza tym jest miodzio: zadowalająca pigmentacja; piękny, duochromowy kolor; trwałość na bazie do demakijażu - naprawdę nie mam czego się czepiać. Jedyne, co mi się nie podoba, nie w cieniu, a w linii, to wybór kolorów. Oprócz Hourglass Beige nic innego z asortymentu w Rossmannie nie pasowałoby do mnie (khaki, zielenie, szarości, granaty to kolory, w których nie wyglądam korzystnie).

Forever Pink idealnie nadaje się do letniego, połyskującego makijażu. W zasadzie potrzebujemy tylko czegoś do podkreślenia załamania i narysowania kreski. Ja w swojej propozycji podkreśliłam również zewnętrzny kącik i wyszło coś takiego:


Cień L'Oreala oczywiście na ruchomej powiece :) Towarzyszą mu cienie z paletki Garden of Eden Sleeka, brązowa kredka Maybelline i cielak Rimmela na linii wodnej. Na rzęsach maskara Lancome Dolls Eyes. Na ustach Manhattan soft mat lip cream w odcieniu 56k.

czwartek, 19 czerwca 2014

Urodzinowe zdobycze :)

Skończyłam 28 lat. Kurczę, jeszcze wczoraj miałam 21.... Czas tak szybko leci! Ale ja nie o tym. Z okazji tego, że znów jestem o rok starsza, otrzymałam dużo cudownych, kosmetycznych łakoci. Wszystkie z nich były na mojej prywatnej, nie opublikowanej wish-liście. Rodzina i przyjaciele najwidoczniej znają mnie na wylot. I dopieścili mnie maksymalnie...

Mój facet podarował mi garść monet i przykazał koniecznie spełnić kosmetyczne marzenia. No to spełniłam.




Hexxana podarowała mi rzeczy, o zakupie których myślałam od dawna, ale ciągle szkoda mi było funduszy. Ale były piski radości!




To samo zrobiła Słomka:



A tym uszczęśliwiły Przyjaciółki jeszcze z czasów licealnych:




WOW. Ogromnie Wam dziękuję! Nie mogę się doczekać testów i macania :P

czwartek, 12 czerwca 2014

Rimmel, 60 seconds, 703 White Hot Love

Mój pierwszy biały lakier!
Dostępność: kupiłam go w drogerii Superdrug

Cena: 3,69 funtów

Pojemność: 8 ml

Kolor: biel

Wykończenie: w buteleczce widać srebrny shimmer, ale na paznokciach lakier jest kremowy

Konsystencja: gęstawa

Pędzelek: płaski, szeroki, ścięty na półokrągło - ja lubię :)

Krycie: lakier bardzo smuży, więc do satysfakcjonującego efektu potrzebowałam trzech warstw

Wysychanie: nie sprawdzałam, użyłam wysuszacza (Revlon)

Zmywanie: bez problemów

Trwałość: 3 dni





My first white nail polish ever :)
Availability: Superdrug, Boots

Price: Ł6.69

Volume: 8 ml

Colour: white

Finish: there is some silver shimmer in the bottle but on the nails the varnish has a cream finish

Consistency: on the thick side

Brush: flat, broad

Coverage: because the polish is quite smudgy, I had to apply 3 coats to get an even coverage

Drying time: not tested (I used Revlon fast drying top coat)

Removing: no problems

Durability: 3 days

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Revlon, Colorburst Matte Balm, 205 Elusive & 210 Unapologetic

Jakiś czas temu Revlon wypuścił dwie nowe linie pomadek w kredce: matową Colorburst Matte Balm oraz błyszczącą (z drobinkami) Lacquer Balm. Przeoczyłam jakoś tę nowość, ale kiedy Słomka podczas swojej wizyty zwróciła moją uwagę na matowe pomadki, wiedziałam, że MUSZĘ wypróbować. Dobrze zrobiłam!

Do wyboru mamy dziesięć matowych odcieni  (klik). Ja skusiłam się na 205 Elusive i 210 Unapologetic. Podoba mi się jeszcze winna czerwień Standout, ale to raczej kolor na jesień. Za sztukę zapłaciłam 7,99 funtów w Bootsie.


Anyways, szminki mają super wygodną formę kredki. Oczywiście są wykręcane. Pachną delikatnie miętowo i przez chwilę po aplikacji troszkę chłodzą usta. Są świetnie napigmentowane - już jedno pociągnięcie po ustach daje pełnię koloru. I nie polecam nakładać zbyt dużo produktu - nadmiar potrafi zebrać się w załamaniach na wargach. Pomadki nie migrują poza ich kontur ani nie zbierają się na zębach.

Nie aplikowałam szminek na gołe usta. Pod matowe pomadki obowiązkowo stosuję pomadkę ochronną, bo boję się działania wysuszającego matowych mazideł. Te dwie pomadki nosi mi się w takim wydaniu niezmiernie komfortowo. Nie odczuwam żadnego ściągnięcia ani suchości warg (a tak się dzieje np. przy matowej pomadce w kremie z Manhattanu). Jeśli chodzi o samo wykończenie, nie jest to mat mat. Raczej satyna. Mi się podoba!

Oczywiście nie polecam nakładania produktów na suche, spierzchnięte wargi- chyba wiecie, co się stanie?


205 Elusive:


Elusive to przybrudzony róż z brzoskwiniowym podbiciem. Idealny do dziennych makijaży. Świetnie się w nim czuję! Picie jest tej pomadce niestraszne, nie brudzi też szklanek/kubków. Polega w starciu z jedzeniem. Bez jedzenia jej trwałość na moich ustach wynosi około 5 godzin. Znika równomiernie. Szczerze ją uwielbiam.


210 Unapologetic:


Unapologetic to bardzo wyrazisty koral zmierzający w stronę czerwieni. Bardzo zwraca uwagę. Tutaj trzeba jednak kontrolować stan makijażu ust. Ta pomadka brudzi kubki, ale nie znika przy piciu. Jedzenia nie przetrwa. Bez jedzenia wygląda dobrze przez około 4 godziny. Niestety znika nierównomiernie. Cóż, spodziewam się tego przy takich kolorach i co jakiś czas zerkam w lusterko.

Żadna z pomadek nie wżera się w usta; nie są to stainy.

Moim zdaniem szminkom nie brakuje wiele do ideału. Bardzo je lubię.

Tutaj jeszcze porównanie z soft mat lipcream 56k z Manhattanu (Elusive i 56k mają zbliżone odcienie; oczywiście mazidło Manhattan pierwsze z lewej):


sobota, 7 czerwca 2014

Olay, active hydrating, nawilająca emulsja na dzień

Emulsję Olay dostałam dawno, dawno temu od Kleopatre. Ponieważ miała długą datę ważności, czekała cierpliwie na swoją premierę...


Produkt zamknięto w butelce z dość twardego plastiku. Ponieważ samo mazidło ma lekką konsystencję, nie ma problemu z wydobyciem kosmetyku niemal do samego końca. Krem jest różowawy i ma kwiatowo-pudrowy, "kosmetyczny" zapach. Bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia po sobie wyczuwalnego filmu. Ponieważ opakowanie ma 100 ml, a lekkość formuły emulsji sprawia, że nie potrzeba jej wiele na pokrycie całej twarzy i szyi, kosmetyk uważam za diabelnie wydany. Używam go od ponad pół roku głównie na dzień (choć czasem zdarzyło się i na noc go zaaplikować).


Producent nie obiecuje wiele: nawilżenie w ciągu dnia, szybkie wchłanianie, brak tłustej warstwy, dobra baza pod makijaż. Jeśli o mnie chodzi, wszystkie obietnice zostały spełnione. Rzeczywiście nie odczuwałam w ciągu dnia dyskomfortu spowodowanego brakiem nawilżenia skóry (mam cerę tłustą), a makijaż trzymał się na kremie dobrze. Emulsja nie działała na mnie komedogennie. Uczulam jednak, że w składzie znajduje się kilka potencjalnych zapychaczy, w tym olej mineralny i wazelina.

Mogę podsumować ten kosmetyk tak: to taki podstawowy krem na dzień. Jeśli szukacie zwykłego nawilżacza, który nadaje się pod makijaż, mogę polecić. Faktycznie, młoda skóra (do około 25 r.ż.) ma szansę być usatysfakcjonowana. Sama jednak odchodzę od tego typu kosmetyków. Nieuchronnie zbliżam się do trzydziestki (dwudzieste ósme urodziny już wkrótce), więc wolę postawić na konkretniejszą pielęgnację anty-age. Poza tym krem nie ma filtra, więc musiałam na niego aplikować jeszcze emulsję przeciwsłoneczną.

Miałam kilka kremów marki w swoim kosmetycznym życiu. Wszystkie były mniej lub bardziej poprawne, ale nie zachwyciły mojej skóry. W moim odczuciu brakuje im "tego czegoś".

PS. w przyszłym tygodniu przylatuję na 2 tygodnie do Polski, więc może mnie być tu mniej ;)

piątek, 6 czerwca 2014

Bourjois, 123 Perfect foundation

Podkład kupiłam w Bootsie za 11 funtów/30 ml. Mimo iż kosmetyk ma kilka dobrych stron, nie była to udana inwestycja...


Na pewno zaletą mazidła jest opakowanie z pompką, która działa sprawnie i nie zacina się. Buteleczka umożliwia śledzenie stopnia zużycia produktu. Sam podkład ma niestety dość nieprzyjemny zapach kojarzący się z farbą olejną.


Skład jest jaki jest, ale podkład mnie nie podrażnił ani nie doprowadził do wysypu niedoskonałości.


Mój kolor, 51 light vanilla, wpada w żółte tony, dzięki czemu ładnie eliminuje zaczerwienienia. Zgodnie z obietnicą producenta twarz nie wygląda na poszarzałą. Pod oczy produktu nie stosowałam (wolę dużo lżejsze formuły), więc nie wiem, jak radzi sobie z cieniami.



Co mi jednak po ładnym kolorze, jeśli pokład ciemnieje? Na zdjęciu wyżej wyraźnie widać różnicę między podkładem tuż po wyciśnięciu z opakowania i tym, jak prezentuje się po kilku minutach. O ile początkowy kolor do mnie pasuje, to po zoksydowaniu kosmetyku wyglądam tak:


Twarz wyraźnie ciemniejsza od szyi - koszmar.

Co do formuły - podkład niby ma dość rzadką konsystencję, ale zawiera sporo pigmentu, więc formuła lekką nie jest. Kosmetyk zapewnia średnie krycie w kierunku dobrego (dużych niedoskonałości nie ukryje), ale przy tym nie stapia się ze skórą. Innymi słowy - jest widoczny na twarzy i robi maskę:


Aplikacja produktu jest bardzo problematyczna. Pędzle odpadają, bo robią się ohydne smugi. Przy aplikacji palcami podkład brzydko zbiera się w porach skóry. Najlepsze efekty uzyskuję nakładając go na mokro gąbeczką-jajkiem z Real Techniques. Najlepsze nie znaczy jednak dobre... Podkład i tak podkreśla meszek na twarzy:


... oraz wszelkie suche skórki:


Wykończenie produktu jest matowe. Mat utrzymuje się na mojej tłustej skórze przez około 5 godzin, co jest naprawdę dobrym wynikiem. Z drugiej strony kosmetyk mocno się ściera (zostawia ślady na telefonie i ubraniach) i po kilku godzinach zbiera się w załamaniach skóry (zwłaszcza w linii uśmiechu). Dzieje się tak pomimo utrwalenia pudrem. Nie utrzymuje też za dobrze bronzera i różu.

Na pewno jest to produkt raczej do cer tłustych niż mieszanych. Nie sądzę aby był dobry dla sucharków.


Podsumowując:
+ funkcjonalne opakowanie
+ ładny początkowy kolor, który neutralizuje zaczerwienienia i sprawia, że cera nie wygląda na poszarzałą
+ średnie/dobre krycie
+ długo trzyma mat - około 5 godzin
+ nie spowodował mi na twarzy pryszczolandii

- śmierdzi farbą olejną
- mocno oksyduje
- ściera się - brudzi telefon i ubrania
- mimo utrwalenia pudrem spływa i zbiera się w załamaniach skóry, a co za tym idzie, nie utrzymuje dobrze różu ani bronzera
- problematyczna aplikacja
- widać go na skórze, daje efekt maski, podkreśla suche skórki oraz meszek na twarzy


Nie mogę polecić tego podkładu. Jak dla mnie jego minusy są zbyt poważne. Sama zużywam go "po domu", bo nie mam sumienia wyrzucić do kosza 11 funtów...

Mam zagwozdkę. Chciałam kupić 123 Perfect CC cream, ale nie wiem, czy on też nie będzie na mnie oksydować... Ma go któraś z Was? Warto się zdecydować?

środa, 4 czerwca 2014

Niespodzianka po blogersku.

Przyszła do mnie paczka. A raczej duża paka po brzegi wypełniona kosmetykami. Nie, nie nawiązałam żadnej współpracy... To Hexxana postanowiła sprawić mi niespodziankę. Bez powodu, bez okazji. Bezinteresownie... 





Asia pomyślała też o kąpielowej kaczuszce dla mojej córci :)

Dziękuję! Naprawdę nie wiem, czym sobie zasłużyłam na TAKIE rozpieszczanie. No brak mi słów, no.

:*

wtorek, 3 czerwca 2014

Lumene, baza pod cienie do powiek

Z mojego kosmetycznego doświadczenia wynika, że bazy pod cienie mogą mieć różne konsystencje - niektóre są wyraźnie silikonowe (np. baza Lumene, baza Essence I love..., baza Inglot), inne - lepkie (np. Artdeco, Rival de Loop young), jeszcze inne - płynne (np. duraline Inglota). Osobiście najbardziej lubię drugi wspomniany typ, gdyż takie primery zdają się najlepiej współpracować z moimi tłustymi i do tego opadającymi powiekami.

Baza Lumene jest silikonowa. Nie jest zła, ale...


Produkt zamknięto w odkręcanej tubce. Na pewno jest to higieniczniejsze rozwiązanie niż słoiczek. Baza nie jest ani gęsta, ani rzadka i ma cielisty kolor. Delikatnie wyrównuje koloryt powieki, ale żyłek nie przykrywa. Rozprowadza się bardzo łatwo, bez naciągania delikatnej skóry tych okolic. Bazę trzeba, zgodnie z zaleceniem producenta, zagruntować pudrem lub cielistym cieniem, inaczej prawie od razu zaczyna zbierać się w liniach na powiece.


Jeśli chodzi o działanie, w moim przypadku makijaż oka na tej bazie wygląda dobrze przez 7-8godzin. Po tym czasie cienie zaczynają się u mnie rolować. Nie jest to zły wynik, ale znam lepsze bazy (Hean stay on, Rival de Loop), dlatego po zużyciu do tej propozycji raczej nie wrócę. Produkt wyraźnie podbija kolory cieni, co zawsze jest plusem.

Dodam, że baza jest diabelnie wydajna, gdyż na jedno oko wystarczy ilość główki od szpilki.

Czytałam wiele zachwytów na temat kosmetyku. U mnie zachwytów nie ma. Jest umiarkowane zadowolenie. Spróbowałam i wiem :)

niedziela, 1 czerwca 2014

Golden Rose, Holiday Nail Color, 87

Prezentowany dziś lakier dostałam od Kasi :*


Dostępność: prawdopodobnie sklepy i wyspy marki; sklep internetowy

Cena: 12,90 zł

Pojemność: 11 ml

Kolor: przybrudzony, fioletowawy róż

Wykończenie: teksturowe; według producenta matowe z efektem cukrowej posypki; w tym konkretnym kolorze nie ma drobinek brokatu

Konsystencja: gęstawa

Pędzelek: szeroki; mi się z nim dobrze pracuje, ale mam szeroką płytkę paznokcia

Krycie: dwuwarstwowiec

Wysychanie: bardzo szybkie, jak na matowe lakiery przystało

Zmywanie: całkowicie bezproblemowe

Trwałość: niestety już drugiego dnia widać u mnie mocno starte końcówki

Inne: powierzchnia paznokcia jest chropowata w dotyku




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...