czwartek, 31 stycznia 2013

Zakupy i nabytki stycznia...

... w poprzednim poście, który nie chce zaktualizować się w pulpicie nawigacyjnym :)

Zakupy i nabytki stycznia

Po sporym denku trzeba było uzupełnić pewne braki. A że styczeń to był czas przecen i promocji, to i zakupy wyszły niemałe...

Nie wiem, czy pamiętacie, że w grudniu spadłam ze schodów, podziurawiłam spodnie i dorobiłam się pięknych obtarć? Wspominałam :) W każdym razie postanowiłam coś na te obtarcia kupić i padło na Scar Serum od Palmer's (Ł7,95). Na razie odczucia mam mocno mieszane w kierunku negatywnych, ale stosuję dalej... Poza tym potrzebowałam antyperspirantu, a bardzo lubiane przeze mnie kulki Nivei były w promocji half price, więc od razu wzięłam dwie (Ł1,03 każda). Poza tym w promocji Ł2 off była względna nowość Garniera - olejek do ciała. Już jakiś czas temu olejek wzbudził moją ciekawość, więc skorzystałam z obniżki płacąc Ł5,49. Kupiłam też pilniczek, który już zdążył mi się rozkleić. Coś nie mogę w UK trafić na trwały pilnik do paznokci :(







Perfumy Beyonce Midnight Heat w promocji kosztowały Ł11,99. Skusiła mnie w nich cudna, słodka, śliwkowa nuta. Niestety okazało się, że z promocji skorzystała chyba co druga kobieta w UK, więc na razie perfum nie noszę... Poczekam, aż konkurencja zużyje swoje buteleczki ;)













Innego dnia wypatrzyłam w promocji (Ł12,99) tenże zestaw. Wzięłam.



















Jakiś czas temu Hexxana podarowała mi Joy Card o wartości Ł3 do The Body Shop. Hexx sama nie mogła karty wykorzystać. No i podreptałam do salonu TBS, pokręciłam się w kółko i w końcu wybrałam dwa cienie. Każdy z nich kosztował w wyprzedaży Ł2,50, więc z kartą za te dwie sztuki zapłaciłam jedyne Ł2.








Niedługo skończy mi się serum antycellulitowe, więc potrzebowałam czegoś w jego miejsce. Postanowiłam wypróbować m-shop, polską internetową drogerię w UK, o której przeczytałam u Kosmetycznego-przekładańca. Ogólnie ceny nie są najniższe, ale drogeria ma naprawdę bogaty asortyment a przesyłka przyszła bardzo szybko.

O ile dobrze pamiętam, za to zamówienie zapłaciłam niecałe Ł17. Wzięłam przy okazji trzy próbki perfum z Avonu, bo kosztowały tylko po 20 pensów. Heh, bardzo odtwórcze zapachy, Avon się nie popisał...









Skorzystałam również z blogowej wyprzedaży u Bogusi, od której odkupiłam bazę pod cienie Lumene (od dawna chciałam ją wypróbować, ale na razie grzecznie czeka, aż zużyję bazę Hean) i próbki podkładów Annabelle Minerals. Niestety są dla mnie za ciemne :( Może sprawdzą się do konturowania?

Za te kosmetyki zapłaciłam ok. 35 zł.

Bogusia dorzuciła od siebie 40% kwas migdałowy na jeden zabieg. Dziękuję :)











Brakowało mi w kosmetyczce łatwych do roztarcia kredek-grubasków do smokey. Pod wpływem pozytywnej opinii Hexx kupiłam dwie sztuki od Maybelline :)

Zapłaciłam Ł5,99 za sztukę.

Jestem po wstępnych testach i chyba kupię jeszcze brązową...



W styczniu doszedł do mnie też prezent od kochanej Beauty In English, która odstąpiła mi tubkę uwielbianego przeze mnie, lecz niestety wycofanego z Rossmanna, kremu do mycia twarzy Alterry. Beauty dorzuciła też pielęgnacyjne rybki. Bardzo Ci dziękuję :*
















Na sam koniec pochwalę się dwiema pozycjami z wish-listy - pędzlami Real Techniques, za które nie zapłaciłam ani funta! "Kupiłam je" za punkty na karcie Boots. Hell yeah! Jaram się niesamowicie :D




























Podjęłam również drugą w dziejach bloga "współpracę", polegającą na zrecenzowaniu otrzymanych od firmy kosmetyków po dogłębnych testach. Zwykle nie przyjmuję tego typu propozycji, ale tę polską markę bardzo lubię, a nie postawiono mi żadnych dziwnych warunków czy terminów. Szczegóły jutro :)

Zużyciowe podsumowanie stycznia 2013

Próbki:


  • Krem do stóp Bielendy z duetu do stóp Granat - ładnie pachnie, szybko się wchłania, zadowalająco nawilża.
  • Krem Iwostin Rosacin (krem na dzień łagodzący skórę z trądzikiem różowatym) - bardzo fajny krem na dzień, ale dość treściwy, przez co lepszy na jesień/zimę. Dobrze współpracował z makijażem. Działania na rumień nie mogę ocenić po kilku użyciach.
  • La Roche-Posay, Hydraphase Intense Legere - stosowałam na noc. Świetny nawilżacz, budziłam się z ukojoną, nawilżoną, przyjemną w dotyku skórą.
  • Baza pod makijaż P2 - pierwsza baza, która nie była mocno silikonowa w dotyku. Przyjemnie się ją stosowało, ale nie przedłużała trwałości makijażu. Świeciłam się po niej jak zwykle.
  • Krem tonujący Flos-Lek @nti @cne - nie kryje, a jedynie leciutko wyrównuje koloryt cery. Zaczynam się błyszczeć po 3-4 godzinach. Najjaśniejszy kolor niestety dość ciemny.
  • REN active 7 radiant eye gel - lekki, szybko wchłaniający się żel. Coś tam nawilża, ale bez szału. Pod koniec próbki zaczął wywoływać u mnie łzawienie.
  • Odlewka Guerlain Shalimar Initial EDP od Hexxany - niebanalny, zmysłowy, dość ciężki zapach, po który sięgałam tylko na szczególne okazje.
  • Schwarzkopf, BC hair therapy, oil miracle, light finishing treatment - przyjemne, bezalkoholowe, silikonowe serum do włosów. Kilka dni temu napisałam szerszą recenzję.

Odlewki od Hexxany:

  •  Bioderma, Sebium, purifying correcting care, skin with blemishes - stosowałam ten krem na dzień, ale nie nawilżał dostatecznie. Nie zachwycił.
  • Pat&Rub, Home SPA, Bogaty balsam do dłoni - miał zaskakująco lekką jak na "bogaty balsam" konsystencję, zostawiał na dłoniach tłustawy film, bardziej natłuszczał niż nawilżał (po jakiejś godzince od aplikacji moja skóra dłoni wołała o nawilżenie), miał przyjemny, cytrynowy zapach, nie dbał o skórki. Ogólnie byłam daleka od zachwytu. Co więcej, po dwóch dniach od rozpoczęcia stosowania balsamu wystąpiła u mnie na skórze dłoni swędząca wysypka. Balsam odstawiłam, kiedy do niego wróciłam powtórki z tej wątpliwej rozrywki nie było. Niemniej i tak to właśnie ten produkt winię za podrażnienie, bo nie stosowałam równolegle żadnego niesprawdzonego kosmetyku.
  • Pat&Rub, Balsam do rąk relaksujący - miał słodki, jakby brzoskwiniowy zapach. Również nie zachwycił swoimi właściwościami nawilżającymi.
  • Pharmatheiss, Granatapfel, krem do rąk  - dość słodki, intensywny zapach; krem wchłaniał się błyskawicznie zostawiając jakby woskową (nie nieprzyjemną) warstwę na skórze. Nawilżał tak sobie, taki zwyklak.
  • Yves Rocher, Anti-Age Global, krem na noc - bogaty, wchłaniał się do matu, pachniał jakby miodowo, zostawiał jakby woskowy (nie nieprzyjemny) film na skórze, świetnie odżywiał skórę. Dość ciężki, ale nie zapycha.
  • Lush, Aqua Marina - genialny czyścik do twarzy. Oczyszcza buzię jak glinka, do tego nawilża i wygładza. Cudo!


Pielęgnacyjne kosmetyki pełnowymiarowe:

  • Wybielająca pasta Colgate sensitive - lubię i często wracam :)
  • Yves Rocher, krem do rąk cytryna i wanilia - dostałam krem od Lady In Purplee :* Ładnie pachniał wanilią z kapką cytryny, dość szybko się wchłaniał, nawilżał na krótko. 30 ml tubkę zużyłam w dwa tygodnie.
  • Biochemia Urody, maseczka morska z perłami - maska do samodzielnego mieszania na bazie spiruliny. Trochę wygładza skórę, odżywia, łagodzi, zostawia skórę rozświetloną. Śmierdzi rybami. Na moje pory nie działała. Ogólnie nie zakochałam się w spirulinie, bo na moją skórę glinki lepiej działają.
  • Antyperspirant Dove - zapewniał mi wystarczającą ochronę, a do tego bardzo przyjemnie pachniał.
  • Queen Helene, oatmeal'n'honey natural facial scrub - mechaniczny, drobnoziarnisty peeling, którego sporą odlewkę dostałam od Hexxany. Przyzwoity, ale niestety zaogniał moje naczynka.
  • Sławny micel Biodermy Sensibio - prezent od Słomki :* Dobry micel, ale w moim odczuciu działa tak samo, jak dużo tańszy micel Bourjois.
  • Lawendowa Farma, mydło Plaster Miodu - świetne naturalne mydło. Je również podesłała mi Lady In Purplee.


Kolorówka i sprawy okołokolorówkowe:

  • Bibułki matujące Wibo - przyzwoite, dość mocne, ale wolę bibułki Sensique, bo są większe i chłonniejsze od tych. Mam bardzo tłustą cerę, do jednorazowego zmatowienia twarzy potrzebuję trzech bibułek Wibo lub dwóch Sensique.
  • Biochemia Urody, puder bambusowy + perłowy - odsypka od Basi :* Bardzo polubiłam ten naturalny puder.
  • Maybelline, Lash Expansion mascara - od Hexx. Tusz raczej wydłużający niż pogrubiający. Dobry na co dzień.
  • Rival de Loop Young, Eyeshadow Base - naprawdę świetna baza pod cienie (miałam samplik od Hexx). Jedna z lepszych baz, z jakimi się zetknęłam.
  • Miss Selene 225 - od Maggie :*
  • Pomadka ochronna Palmer's - nie polecam. Sztyft jest twardy, pomadka nic nie robi, mimo iż na ustach zostaje gruba warstwa. Pachnie jakby czekoladowo. Dla mnie mały bubelek.


Wyrzutki:

  • Miniaturkę błyszczyka Givenchy przysłała mi kiedyś Urbi :* Produkt leżał u mnie prawie nieużywany aż w końcu się rozwarstwił. Czemu na to pozwoliłam? Błyszczyk był megaklejuchem, brzydko wyglądał na ustach (babciny, perłowy połysk), wysuszał usta... Naprawdę rozczarowujące zetknięcie z marką Givenchy.
  • Cienie L'Oreal 153 Metal Plum i Maybelline 720 Iced Fudged niestety zaczęły zbijać się na powiece w skorupkę. Produkty były bardzo wydajne. Przez ostatni rok naprawdę często po nie sięgałam, ale wcale ich nie ubywało. Bardzo lubiłam ten cień Maybelline.
  • Dlaczego kredki The Body Shop i podkład MUA uznałam za totalne buble wyłuszczyłam tutaj.
  • Paletka Maybelline 11 Purple Drama to również bubelek. Dwa cienie, których brakuje, były kompletnie niezdatne do użytku i w końcu zmieszałam je z lakierem do paznokci Essence, żeby zmienić jego kolor. Fiolet, który się ostał jest słabo napigmentowany i ciężki we współpracy, jasny cień za chłodny dla mnie. Pozbywam się paletki bez żalu.


Uff, nie ma to jak pisać posta przez 2 godziny ;)

środa, 30 stycznia 2013

Lawendowa Farma, Plaster Miodu - Mydło robione ręcznie metodą na zimno

Mydło przyszło do mnie w wymiankowej paczce od Lady In Purplee :* Za 110 g zapłacimy 10 zł (klik).


Niestety nie zrobiłam zdjęcia kostki :( Mydło jest koloru kremowego, a do jednego z dłuższych boków został wtopiony plater wosku pszczelego. Wygląda to super. Wosk po części zniknął (rozpuścił się?), a po części odpadł mniej więcej, kiedy mydło było w połowie zużyte.


Skład produktu wygląda następująco:


Jak widać skład jest naturalny. Mydło nie zawiera potencjalnych alergenów, w tym olejków eterycznych. Określiłabym je jako bezzapachowe. Albo powiem tak, mój nos tu nic nie czuje, ale na skórze po kąpieli zostaje zapach kojarzący mi się z woskiem od świecy. Co zaskakujące, zapach utrzymuje się na skórze dość długo, przez kilka godzin.

Mydło zmydla się w raczej standardowym tempie. Kostka wystarczyła mi na mniej więcej miesiąc codziennych kąpieli. Produkt dobrze się pieni, a pianka ta jest przyjemnie miękka i kremowa.


Producentka obiecuje:


Rzeczywiście mydło jest bardzo delikatne, a w składzie widnieje miód. Zapach wosku pszczelego zostaje na skórze, choć w mydle go nie czuję. Ja natłuszczenia skóry nie zaobserwowałam, ale mydło jej absolutnie nie wysuszało i nie zostawiało na niej charakterystycznej dla wielu tego typu produktów "mydlanej powłoki".  Jeśli miałam lenia, mogłam sobie darować po kąpieli aplikację balsamu/olejku bez większych szkód dla skóry.

Produktu używałam głównie na ciało, ale kilka razy umyłam nim twarz - sprawdziło się bardzo dobrze. Z powodzeniem stosowałam go również czasem do higieny intymnej. 

Podsumowując, jest to delikatne ale skuteczne mydło, które nie wysusza skóry. Zapach wosku pszczelego pozostający na skórze odbierałam jako neutralny - ani mi się nie podobał, ani mi nie przeszkadzał. Mydło oceniam jako bardzo dobre i bardzo polecam je wrażliwcom.

wtorek, 29 stycznia 2013

Maybelline, Lash Expansion mascara

Maskarę jakiś czas temu podesłała mi Hexxana :*

Ogólnie lubię tusze Maybelline. Ten też mi służył, ale nie jest całkowicie bez wad.

Maskara ma klasyczną szczoteczkę o średniej wielkości. Szczoteczka jest dość wygodna w użyciu, choć jak zwykle miałam problem z dolnymi rzęsami. Produkt może również poszczycić się ładnym odcieniem czerni. Tusz nie robi grudek i nie skleja rzęs, ale ma tendencję do lekkiego osypywania się w ciągu dnia. Nie jest to jednak coś, nad czym nie da się zapanować.


Producent obiecuje wydłużenie i pogrubienie rzęs. W moim przypadku maskara rzeczywiście wydłuża rzęsy, ale pogrubienia nie ma. Tusz dobrze sobie również radzi z podkręceniem naszych firanek, co dla mnie ma duże znaczenie, bo nie lubię i nie używam zalotki.

Ogólnie jest to przyzwoity tusz. Znam lepsze, ale gorsze też znam :]

Aha, ponieważ nie wiem, kiedy tusz został otwarty, nie potrafię ocenić jego żywotności.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Essence, the twilight saga breaking dawn part 2, 02 Alice had a vision - again + Golden Rose, Jolly Jewels 103

Dzisiejszy post sponsorują Diggerowa i Słomka :)

Jakiś czas temu na półkach w Naturze i Hebe królowała essencowa limitka twilight breaking dawn. Byłam nawet w czasie tego królowania w Polsce i miałam już lakier o numerku 02 w koszyczku, ale w ostatniej chwili postanowiłam poćwiczyć swoją silną wolę i go nie kupiłam... Niedługo potem przyszedł do mnie w paczce od Amandy. Jak dobrze! Jest to jeden z najładniejszych fioletów w mojej kolekcji :)
  • Dostępność: zdaje się, że LE już nie jest dostępna, chyba że gdzieś pałętają się jeszcze niedobitki
  • Cena: ok. 7 zł
  • Pojemność: 10 ml
  • Kolor: przepiękny śliwkowy fiolet z różowymi, zielonymi i srebrnymi drobinkami
  • Konsystencja: w sam raz
  • Pędzelek: szeroki i płaski, dość sztywny - w moim odczuciu wygodny, ale potrafi ściągać lakier, jeśli przejedziemy nim w tym samym miejscu
  • Krycie: do pełnego krycia bez prześwitów potrzebowałam 3 warstw
  • Wysychanie: w normie
  • Zmywanie: o dziwo (drobinki) bez problemów
  • Trwałość: trzy dni




Ten cudny fiolet sparowałam z równie cudnym glitterkiem z nowej serii wypuszczonej przez Golden Rose. Lakier podarowała mi Słomcia :*
  • Dostępność: sklepy Golden Rose, sklep online
  • Cena: w sklepie online lakiery kosztują 12,90 zł
  • Pojemność: 10,8 ml
  • Kolor: baza składa się z drobnego, złotego brokatu, w którym zatopiono większe różowe kawałki folii
  • Konsystencja: w sam raz
  • Pędzelek: klasyczny, dość cienki
  • Krycie: trzywarstwowiec
  • Wysychanie: w normie
  • Zmywanie: nałożyłam go na bazę peel-off z Essence i zdjęłam w jednym kawałku ;)
  • Trwałość: trzy dni

Dzięki Dziewczyny!

niedziela, 27 stycznia 2013

Mobile Mix #8

Mój tydzień był raczej nudnawy, spokojny, nic się nie działo - stąd znowu mnóstwo zdjęć jedzenia. Przepraszam :P

Wypróbowałam. Żeby nie było za słono, użyłam 1,2 kg skrzydełek (przyprawa jest na 1 kg). Wyszło smacznie (zapomniałam zrobić zdjęcie), ale miodu to ja tam nie wyczułam :]











W Tesco były przecenione zestawy do zrobienia fajitas. Jak tu nie skorzystać, skoro wykonanie bardzo proste... Dodatkowo zrobiłam jeszcze udka w marynacie barbecue, bo mój mężczyzna lubi więcej mięsa niż weszło do fajitas ;)






Kolejne moje kulinarne dzieło to steki z łopatki wieprzowej (shoulder chops, kupuję w Iceland). Użyłam gotowej mieszanki przypraw do schabu ze śliwką (mieszanka mnie nie zachwyciła, nie daje wyrazistego smaku), mięsko pokryłam suszonymi morelami. Morele w tym przypadku uratowały potrawę :] I nie przerażajcie się wielkością tego steku - połowa to była kość...






No i dzieło mojego faceta. Kurczak na słodko-ostro, sałatka ziemniaczana i pieczony ziemniak. Tym razem J. strasznie mnie zaskoczył, bo wie, że staram się jeść więcej warzyw i owoców, i przygotował dla mnie mieszankę marchewki, brokuł i kalafiora. Takie małe gesty wiele znaczą ;)








Ok, koniec jedzenia. Przez ostatnie dwa tygodnie czytałam najnowszą powieść Rowling. Książka udowodniła, że pisarka jest wszechstronna. Pozycja nie należy bowiem do gatunku fantasy, a jest to powieść obyczajowa (czyli autorka wychodzi poza "swój" gatunek). Co więcej, jest to znakomita powieść. Akcja toczy się wolno i leniwie (stąd chyba moje równie leniwe tempo), by pod koniec przeistoczyć się z wolnego spaceru w sprint. Książka przedstawia pewną społeczność angielskiego małego miasteczka. Jak to w każdej społeczności, mamy tu rodziny patologiczne, dysfunkcyjne, różnego rodzaju problemy małżeńskie, trudne relacje na linii nastoletnie potomstwo-rodzice, plotkarstwo, itp. Wszystkie te problemy oddane są niezwykle realistycznie i pokrywają się z moimi obserwacjami na temat brytyjskiego społeczeństwa... Lektura pokazuje, jak ogromna tragedia potrafi zmienić postrzeganie rzeczywistości.

Moim zdaniem zdecydowanie warto sięgnąć po tę pozycję :) Nurtuje mnie w niej jeden fakt: z całej wielkiej rzeszy bohaterów dało się lubić dwóch, może trzech... Reszta postaci była wybitnie antypatyczna lub denerwująca. Hm.

Świetny serial z gatunku fantasy. Postacie z bajek przedstawione w zupełnie innym świetle. Polecam Wam zwłaszcza pierwszy sezon. Był fenomenalny. Drugi się troszkę popsuł, ale i tak oglądam z ogromną przyjemnością.









I na koniec serial, który potrafi mnie rozweselić nawet kiedy jestem w najpodlejszym humorze. Uwielbiam :)














Miłej niedzieli!

sobota, 26 stycznia 2013

Schwarzkopf Professional, BC hair therapy, oil miracle, light finishing treatment

Dziś słów kilka o pewnym jedwabiu do włosów, którego buteleczkę o pojemności 5 ml przysłała mi kiedyś Piękność Dnia. Uważam, że produkt zasługuje na uwagę.


Od dawna na łamach bloga piszę, że stosuję bezsilikonową pielęgnację włosów, która bardzo im służy. Ale kiedy przychodzi zima, a wraz z nią konieczność noszenia swetrów, szalików i czapek, to właśnie po silikony sięgam, żeby chronić kłaki przed mechanicznymi uszkodzeniami spowodowanymi ocieraniem się o wspomniane części garderoby. Mówiąc, że sięgam po silikony, nie mam na myśli szamponów czy odżywek ich zawierających, a silikonowe sera.

Jest jednak jeden warunek - jedwab nie może zawierać alkoholu, bo alkohol wysusza moje włosy. Sprawia też, że końcówki szybciej się rozdwajają, a czasem nawet wykruszają. Stąd taki na przykład Bio Silk odpada w przebiegach.

Skład Oil Miracle jest bardzo pozytywny. Mamy tu oczywiście trzy silikony, a do tego olej słonecznikowy, olej z nasion maruli oraz kompozycję zapachową. Marula to afrykańskie drzewo rodzące owoce podobne do mango. Zawartość witaminy C w owych owocach jest osiem razy wyższa niż w pomarańczach. Dodatkowo nasiona znajdujące się w pestkach składają się w aż 28% z protein.

Serum ma postać silikonowego olejku i pachnie bardzo przyjemnie - ni to cytrusowo, ni to kwiatowo. I świeżo, i słodko. Zapach utrzymuje się przez jakiś czas na kłakach. Zwykle ilością wielkości ziarna grochu traktuję całą powierzchnię włosów, która ociera się o swetry. Serum chroni końcówki przed mechanicznymi uszkodzeniami, wygładza włosy, dodaje im blasku i ułatwia rozczesywanie. W ilości, którą stosuję, nie obciąża włosów.

Oczywiście jeśli ktoś liczy na jakieś właściwości regenerujące tego produktu, zawiedzie się. Nie o to tu chodzi ;)

Do ochrony końcówek przed mechanicznymi uszkodzeniami bardzo polecam!

piątek, 25 stycznia 2013

Info dla dziewczyn z UK odnośnie brytyjskiej poczty

Dziewczyny, byłam dziś na poczcie wysłać paczkę i okazało się, że od 14 grudnia zeszłego roku Royal Mail wprowadziła listę substancji niebezpiecznych, których nie można wysyłać w paczkach/przesyłkach listowych. Na liście znajdują się lakiery do paznokci :(((( Nie mogę już wysyłać lakierów do Polski... Ech, szczerze mówiąc jest to dla mnie dziwne i niezrozumiałe, ale co zrobić :((((

Może nie wszystkie dziewczyny z UK wiedzą, stąd ta notka.

EDIT: niestety nie dopytałam się, czy to samo dotyczy się przesyłek krajowych. Bo ta lista była odnośnie przesyłek międzypaństwowych.

EDIT #2: Jajego83 podesłała mi linka do listy zabronionych produktów:


Restricted Goods – Consumers

The table below covers all our UK mail services including First Class, Second Class and Special Delivery®.
International customers should note that other postal administrations may have different restrictions. We cannot accept responsibility for loss or damage to items if the articles inside are restricted in the country you’re posting them to. If you need to know more go to our A-Z guide of country specific information. For more information, download our guide to international prohibitions and restrictions leaflet for consumers.
Restricted item*
Detailed information
Aerosols
Inhalers with a volume of 50ml or less are allowed.
Alcoholic beverages and liquids
Including beer, lager, wine and champagne, with an alcohol content no greater than 24% ABV.
Wrap in polythene and seal with tape. Surround with absorbent material such as newspaper and sufficient cushioning material to protect each item from breakage. Volume should not exceed 1 litre per item. Mark as ‘FRAGILE’ when sending glass bottles. The sender’s name and return address must be clearly visible on the outer packaging.
Any alcoholic beverage with alcohol content greater than 24% ABV is prohibited. Please see www.royalmail.com/prohibitedgoods.
Balloons
Balloons filled with non-flammable gases are permitted but these must be clearly marked on the outer packaging with the words ’BALLOONS FILLED WITH NON-FLAMMABLE GAS’.
Batteries - new alkaline, nickel metal hydride (NiMH) or nickel cadmium (NiCd)
Including household AA and AAA batteries. Must be new and sent unopened in their original retail packaging. Surround with cushioning material e.g. bubble wrap. The sender’s name and return address must be clearly visible on the outer packaging.
Biological Substances (Category B)
Human or animal material including, but not limited to, excreta, secreta, blood and its components, tissue and tissue fluids. These items may be carried within the UK provided the following conditions are met.
May only be sent by, or at the specific request of, a qualified medical practitioner, registered dental practitioner, veterinary surgeon, registered nurse or a recognised laboratory or institution. The total sample volume/mass in any parcel must not exceed 50ml/50g. All biological substances must be posted in packaging that complies with Packaging Instruction 650, such as our Safebox product. The sender’s name and return address must be clearly visible on the outer packaging.
Christmas crackers
Crackers can only be sent in their complete made-up form and in their original retail packaging.
Counterfeit currency and stamps
Restricted to copies of old denominations or pre decimalisation postage stamps which are now obsolete and worthless except for collectable value and cannot be passed as tender.
Any false instrument or copy of a false instrument (within the meaning of section 5 of the Forgery and Counterfeiting Act 1981) is prohibited. Please see www.royalmail.com/prohibitedgoods
Electronic items sent with new alkaline, nickel metal hydride (NiMH) or nickel
cadmium (NiCd) batteries
Must be new and sent unopened in their original retail packaging. Surround with sufficient cushioning material to protect each item from damage. Wrap each item, including plugs, individually. Place item in a rigid container and cushion to avoid movement. Any equipment sent with batteries or cells must be secured against movement within the outer packaging and must be packed to prevent accidental activation. The sender’s name and return address must be clearly visible on the outer packaging.
Guns for sporting use
Guns intended for sporting purposes - including Section 1 and Section 2 firearms, low-powered air guns and their component parts - may be sent in compliance with UK law and subject to domestic controls on the possession of firearms.
Use 1st Class as the minimum service. The sender’s name and address must be clearly visible on the outer packaging.
Lighters
New and unused empty lighters may be sent unopened in their original retail packaging.
Lighters and refills containing flammable liquid or gas (including used butane and petrol cigar and cigarette lighters) are prohibited. Please see www.royalmail.com /prohibitedgoods
Living creatures, insects and invertebrates
Including bees, caterpillars, cockroaches, crickets, destroyers of noxious pests, earthworms, fish fry and eggs, leeches and other parasites, lugworms, maggots, mealworms, pupae and chrysalides, rag worms, silkworms, spiders and stick insects.
Must be boxed and packaged to protect the creatures, our staff and our customers from harm. Use 1st Class as the minimum service. Items must be clearly marked ‘URGENT – LIVING CREATURES - HANDLE WITH CARE’. The sender’s name and address must be clearly visible on the outer packaging.
Live animals and reptiles are prohibited, as are any creatures or insects classified as dangerous within the Dangerous Wild Animals Act
1976 (including certain venomous spiders). Please see www.royalmail.com/prohibitedgoods
Magnetised materials
Should be wrapped in soft packaging at least 2cm thick around each item. The sender’s name and address must be clearly visible on the outer packaging.
Magnetised material with a magnetic field strength of 0.159A/m or more at a distance of 2.1m from the outside of the package are prohibited, Please see www.royalmail.com/prohibitedgoods
Perishable items
Including flowers, fresh fruit, vegetables and frozen or chilled foodstuffs.
Should be able to withstand a journey of up to 48 hours. Use 1st Class as the minimum service. Must be suitably sealed to prevent leakage or tainting of other items such as in sealed vacuum packs. Must be packed in a strong corrugated board box or purpose designed polystyrene pack. The sender’s name and return address must be clearly visible on the outer packaging.
Prescription medicines and drugs sent for scientific purposes
May only be sent by, or at the specific request of, a qualified medical practitioner, registered dental practitioner, veterinary surgeon, registered nurse or a recognised laboratory or institution.
Medicines classified as non-flammable or non-toxic must be securely closed and placed in a leak-proof container such as a sealed polythene bag (for liquids) or a siftproof container (for solids). Must be tightly packed in strong outer packaging and must be secured or cushioned to prevent any damage. The sender’s name and return address must be clearly visible on the outer packaging.
Medicines classified as flammable, toxic or flammable and toxic are prohibited. Please see www.royalmail.com/prohibitedgoods
Sharp objects
Sharp objects like knives, kitchen utensils and gardening tools may only be posted if they are packaged appropriately so that they are no risk to employees, other postal items or recipients.
Vaccines
May only be sent by, or at the specific request of, a qualified medical practitioner, registered dental practitioner, veterinary surgeon, registered nurse or a recognised laboratory or institution.
The vaccines must be securely closed and placed in a leak-proof liner such as a sealed polythene bag (for liquids) or a sift-proof container (for solids). Must be tightly packed in strong outer packaging and must be secured or cushioned to prevent any damage. The sender’s name and return address must be clearly visible on the outer packaging.
Water-based paints, wood varnishes and enamels
Water-based paints, wood varnishes and enamels with a volume less than 150ml, must be sent in sealed tins or bottles, placed in polythene and sealed again. The items must be surrounded with sufficient absorbent material to soak up any leakage and must be packed in strong fibreboard or polystyrene.

*We reserve the right to refuse any other item banned by law or that in our opinion may be harmful or dangerous to our customers or employees. If you send dangerous goods and do not comply with the applicable terms and conditions and legal requirements then we may deal with the goods as we see fit including destroying or disposing of the relevant goods.

Więcej TUTAJ.

Buble: The Body Shop, eye definer & MUA, Matte Foundation

Dziś będzie o bublach. Brace Yourselves. Chcę Was przestrzec przed wydaniem cennej mamony na kiepskie kosmetyki...

Zacznijmy od kredek marki The Body Shop - Eye Definer. Miałam wątpliwą przyjemność zapoznania się z nimi dzięki temu, że były dodatkami do jakiegoś brytyjskiego magazynu. Produkt nietani (Ł8) a bardzo, bardzo, bardzo kiepski...

Czy kredki są trwałe? Nie wiem. Czy się rozmazują, kserują, znikają w ciągu dnia? Nie wiem. Dlaczego nie wiem? Bo rysik tych kredek jest tak niemiłosiernie twardy, że prędzej da się tym produktem wydłubać sobie oko niż zrobić kreskę. I nie zależy to od koloru, bo i ta mizerna, blada czerń, i granat mają identyczne właściwości. Nawet do zrobienia słoczy musiałam tak kredki docisnąć do dłoni, że przez jakiś czas bolała mnie kość... A na brytyjskiej stronie TBS kredki oznaczone są jako best seller. Jakiś ponury żart...



To teraz przejdźmy do kolejnego bubelka, jakim jest taniutki (Ł2/30 ml) podkład brytyjskiej marki MUA, który jako ciekawostkę podesłała mi Hexxana :*


Porównałam posiadany odcień (shade 1) z podkładami Bourjois HM Serum (odcień 51), Avon Extra Lasting (odcień Shell) i Max Factor Smooth Effect (odcień Natural 50). Jedną z nielicznych zalet podkładu MUA jest ładny, jasny odcień wpadający w żółć. Produkt nie ma różowych podtonów. Do tego zapewnia średnie krycie. Dalej jest już tylko gorzej...

Po pierwsze i najważniejsze, skład podkładu jest tragiczny. Na samym początku mamy kilka bardzo komedogennych substancji. Po dwóch próbach na szczęście mnie nie wysypało, ale podświadomie cały czas się tego bałam. Poza tym może i jestem laikiem w kontekście składów, ale nie chcę wcierać w twarz oleju mineralnego, wazeliny, czy DMDM Hydantoiny. 

Podkład ma postać prawie-musu. Typowym musem nie jest, ale płynnym też nie można go nazwać. Ze względu na te wszystkie tłuste substancje z początku składu produkt w dotyku jest nieprzyjemnie tłusty (nakładałam go palcami). Dość dobrze stapia się z cerą, nie robi odcinającej się od skóry maski, ale po nałożeniu czuć na twarzy tłustą, ciężką warstewkę, pod którą skóra zaczyna się dusić. Początkowe satynowe wykończenie szybko (po ok. 1,5 godzinie) i pomimo przypudrowania przechodzi w obleśny, tłusty błysk. Tak jakbyśmy wysmarowały twarz masłem. Czego można się zresztą spodziewać. Zerknijcie na krótkie obietnice producenta - żadna z nich nie ma pokrycia w rzeczywistości. Żadna. Bajkopisarz poleciał w kulki...

Nikomu nie polecam tego produktu. Nawet cerom suchym zimą. Za dużo chemii w dużym natężeniu niewspartej żadnymi, dobrymi dla skóry substancjami.

środa, 23 stycznia 2013

Biochemia Urody, maseczka morska z perłami

Maseczkę kupiłam na stronie Biochemii za 12,80 zł/50 ml (klik). Ilość ta wystarczyła mi na około 10 zastosowań.

Jak widać, maseczka ma postać zielonego proszku. Składa się ze spiruliny, masy perłowej i mleka w proszku, więc, jak to spirulina, pachnie (śmierdzi!) rybami. Jak stosować? Odmierzałam na oko proszek na jeden zabieg, mieszałam z hydrolatem, kilkoma kroplami żelu hialuronowego, oleju z kocanki, oleju arganowego i oleju lnianego, i nakładam papkę na twarz na około 15 minut. Dzięki olejkom zielona mieszanka nie wysychała na twarzy. Zmywanie jest dość kłopotliwe, bo czy używamy celulozowej gąbeczki, czy dłoni, wszystko naokoło jest zapaprane na zielono, dlatego najlepiej robić to po prostu pod prysznicem.

Opisując działanie odniosę się do obietnic producenta:

 Maseczka działa:
»
nawilżająco i odżywczo, - skóra jest po zabiegu odżywiona, ale nie nawilżona. Może skóra nie jest po zmyciu maseczki ściągnięta, ale osobiście odczuwałam potrzebę nałożenia kremu.

» wygładzająco, lekko peelingująco,- skóra rzeczywiście była leciutko wygładzona, zwłaszcza na czole (ale maski algowe typu peel-off, np. z Organique, działają u mnie o niebo lepiej w tym aspekcie). Nie odczułam działania peelingującego.

» gojąco i łagodząco,- rzeczywiście rumień i ewentualne ranki po wypryskach były złagodzone. Nie powiedziałabym jednak, że maska przyspiesza ich gojenie.

» mineralizująco,- tego nie jestem w stanie sprawdzić.

» regenerująco i ujędrniająco, - jak napisałam wyżej, skóra była delikatnie wygładzona, ale ujędrniona? Nie wiem...

» lekko napinająco,- jak wyżej. Zresztą dla mnie w tym kontekście "napinanie" i "ujędrnianie" to synonimy.

» regulująco i antyseptycznie w przypadku cery tłustej,- niestety maseczka nie wpłynęła na uregulowanie wydzielania sebum. Mam bardzo tłustą cerę. Tempo jej przetłuszczania nie uległo zmianie.

» poprawia i ożywia koloryt skóry. - moja skóra po zastosowaniu maseczki miała bardziej ujednolicony koloryt i taki zdrowy glow.

Maseczka jest OK. Nie jest zła, ale rewelacyjna też nie jest. Mnie jej rybi smrodek nie odrzucał. Szczerze przyznam, że naczytawszy się cudów o spirulinie, oczekiwałam dużo więcej. Jednak na mojej skórze spirulina nie robi takiego wrażenia jak glinki czy maseczki algowe typu peel-off. Nie wykluczam powrotu do tego naturalnego kosmetyku, ale raczej nie w najbliższej przyszłości. Zresztą mam jeszcze pełne opakowanie spiruliny z ZSK. Efekty maseczki (pamiętajcie, że mieszałam ją z hydrolatem i olejami) są zauważalne, ale nie z gatunku takich, co urywają tyłek ;)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Inglot, Nail Enamel, kolekcja jesień 2012, 369-371

Dziś obiecany drugi rzut słoczy (pierwsza część kolekcji tutaj). Uwaga, skórki znów przeżywają przesusz. Skóra dłoni też jest w gorszej kondycji. Niestety jeden z testowanych kremów do rąk mnie uczulił... Przepraszam za ich nieestetyczny wygląd.
  • Dostępność: wyspy i salony Inglot, sklep internetowy
  • Cena: 20 zł
  • Pojemność: 15 ml
  • Konsystencja: wszystkie trzy sztuki mają bardzo dobrą, ani za rzadką, ani za gęstą konsystencję
  • Pędzelek: klasyczny, cienki
  • Krycie: wszystkie trzy sztuki to dwuwarstwowce
  • Wysychanie: w normie
  • Zmywanie: żaden nie sprawił mi problemów

 369

Bardzo przybrudzony brąz. Na paznokciach shimmer z buteleczki nie jest widoczny. Lakier trzymał się 4 dni.




370

Szarość z subtelnymi brązowymi i fioletowymi podtonami. Kremowe wykończenie. Zaczął odpryskiwać po trzech dniach. Ten jakoś podoba mi się najmniej z całej kolekcji...




371

Bardzo wielowymiarowy kolor! W zależności od oświetlenia na paznokciach mamy brąz, szarość lub wiśnię. Bardzo mi się podoba ten efekt :) Shimmer nie przenosi się z butelki na paznokcie.  Lakier dobrze się prezentował przez trzy dni.



niedziela, 20 stycznia 2013

Mobile Mix #7

Niedzielny grzeszek :]















W Blackpool jest przynajmniej sześć polskich sklepów. Tyle widziałam, choć zapewne jest ich znacznie więcej. W każdym razie, kiedy mam ochotę na prowiant z Polski, mam 10 minut spaceru do dwóch z nich. Wolę Polish Delicatessen :]





Ostatnio poszłam tylko po Inkę 40% błonnika (UWIELBIAM), a wyszłam z tym całym majdanem...



















W Blackpool pełno również "tradycyjnych" brytyjskich pubów. W drodze z polskiego sklepu (przypominam, tylko 10 minut spacerku) naliczyłam siedem. A to tylko tylne ulice. Na Promenadzie co kilka kroków natrafiamy na pub. Konkluzja narzuca się sama: MNÓSTWO ludzi pije i wszystkie te miejsca mają klientów...

W mieścinie pełno również gołębi. Są niestrachobliwe - patrzcie jak blisko pozwoliły mi podejść i właściwie ani w głowie było im uciekać. Ktoś zafundował im niezłą wyżerkę :]











Wypróbowałam w tym tygodniu te dwie przyprawy. P. po staropolsku jest czosnkowo-ziołowa w smaku. Ta po węgiersku jest ostrzejsza. Obie dość smaczne, choć w moim odczuciu odrobinę za słone...








Moja koleżanka Natalia (narzeczona szefa) przyniosła dla mnie takie oto śliczne żonkile. Jak one cudnie rozświetlały pokój! Och wiosno, tęsknię...

Oprócz żonkili N. miała ze sobą również wino z organicznego sklepu. Mocne było, bo po jednym kieliszku nie potrafiłam iść po linii prostej... Cóż, zdarza się ;)













Jedno z moich ulubionych dań - papryka nadziewana kuskusem. Mmmm, ślinka cieknie na samą myśl. Jak je robię?
1. Przygotowuję kuskus zgodnie z zaleceniami producenta.
2. Mieszam kaszę z warzywami (u mnie mrożona mieszanka marchewki, groszku, kukurydzy i fasolki). Przyprawiam do smaku solą, pieprzem cayenne i curry.
3. Wycinam z papryk cały niepotrzebny środek, myję je.
4. Wypełniam papryki kuskusem, posypuję z wierzchu startym serem.
5. Gotuję papryki zanurzone do połowy w bulionie przez ok. 7 minut (aż zmiękną).
300 g kuskusu wystarczyło do wypełnienia 10 papryk. Danie jest pyszne! Moja wersja jest bezmięsna, ale można oczywiście dodać do kuskusu smażone mielone mięso czy pierś z kurczaka. Warto poeksperymentować ;)

A tu z kolei propozycja szybkiego obiadu - 30 minut i po sprawie. Pulpety w sosie grzybowym. Smażymy cebulkę i pieczarki. Kiedy są usmażone, przerzucamy je do garnka, dodajemy śmietanę (może być 12 lub 18%), przyprawiamy solą i pieprzem (ja dodaję dość dużo pieprzu) i wrzucamy pulpety; gotujemy przez 20-30 minut. Tym razem podałam pulpety z penne w pomidorowym pesto i brokułem. 






Trzy dni temu spadło troszkę śniegu. Pierwszy raz tej zimy.


















Miłej niedzieli :*

sobota, 19 stycznia 2013

Moje róże Essence.

Jeszcze dwa lata temu róż mógł dla mnie nie istnieć. Kurczowo trzymałam się pudrów brązujących wmawiając sobie, że cerom naczynkowym róż nie jest do niczego potrzebny. Ale potem zaczęłam wprowadzać zmiany w pielęgnacji, naczynka się trochę wyciszyły, a ja za sprawą blogowych koleżanek zainteresowałam się tym kosmetykiem. Na dzień dzisiejszy prędzej zrezygnuję z brązera niż różu. Róż potrafi tak pięknie ożywić twarz... No i domyślacie się chyba co stało się po latach odmawiania sobie tego kosmetyku? Tak, tak, kolekcja w dość niekontrolowany (ekhm) sposób się rozrosła.

Dziś pokażę Wam trzy róże marki, do której mam raczej chłodny stosunek - Essence. Wszystkie pochodzą z ich serii limitowanych. I muszę im oddać, że to przyzwoite kosmetyki. Łatwo się aplikują, a po aplikacji, o ile trzymam przez cały dzień ręce z dala od twarzy, siedzą na miejscu do demakijażu. Nie zauważyłam, żeby wchodziły w pory, znikały w ciągu dnia, czy schodziły plamami.

Oto bohaterowie dzisiejszego posta:



Jak widać, zdecydowanie różnią się kolorami. Można sobie spokojnie dobrać odcień pasujący do nastroju, makijażu, outfitu, pogody i pory roku :]


Róż Breaking Dawn podarowała mi Diggerowa. Przyznam, że kiedy go zobaczyłam, byłam przerażona kolorem. Jestem średnią blondynką o chłodnym typie urody. Ta czerwień pasowała mi raczej do ciepłych brunetek oraz do urody typu Królewna Śnieżka. Ale spróbowałam i przepadłam. Nałożony oszczędnie róż wygląda na mnie zaskakująco dobrze. Podzielacie moje zdanie? Anyways, jak mawia moja dobra koleżanka (:*), róż zostaje ze mną, bo fajnie komponuje się z ciemniejszym makijażem ust :] Matowe wykończenie też mnie kupiło.



Róż Miami Roller Girl ogromnie podobał mi się na zdjęciach promocyjnych, ale jakoś nie zrobiłam wiele, żeby go zdobyć. To znaczy, nie poprosiłam nikogo o upolowanie go dla mnie. Jednakowoż kochana Stri-linga pamiętała o mnie robiąc zakupy, i tak trafił w moje ręce. Róż jest prawdziwą ozdobą kosmetyczki. To cieniowanie jest boskie. Poza tym daje nam trzy podstawowe kolory, które można sobie dowolnie mieszać, uzyskując multum kombinacji kolorystycznych. Podoba mi się też satynowe wykończenie produktu. Jedyne co mam temu różowi do zarzucenia to fakt, że jest obłędnie napigmentowany i pylisty, przez co bardzo łatwo z nim przesadzić. Na poniższych zdjęciach też nałożyłam go za ciężką ręką. I źle dobrałam kolor błyszczyka. Taaaa... Stare babsko, 26 lat, a wciąż robię podstawowe błędy w makijażu :/ 

Lubię sięgać po ten róż jesienią. Idealnie pasuje do kolorowych liści. No i podbija kolor mojej tęczówki.



Co do różu Marble Mania, ani mi się nie śniło na niego polować. Ale podczas listopadowego pobytu w Polsce przeszłam się po Naturze i wypatrzyłam go w koszyczku wyprzedażowym. No i już wszyscy wiedzą, jak to się skończyło ;) Ten róż jest najsłabiej napigmentowany z całej trójki, ale uważam, że to zaleta. Ciężko zrobić sobie nim krzywdę, a nasycenie można stopniować. Kolor uważam za twarzowy, ale wykończenie nie do końca mnie przekonało (róż jest rozświetlający, zawiera w sobie malutkie drobinki). Wiece, cera tłusta itepe...


Macie któryś z nich? Jesteście zadowolone?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...