środa, 31 lipca 2019

Żegnam bez szczególnego żalu: Evree, Black Rose, detoksykująca czarna maska do twarzy

Internety donoszą, że spółka zajmująca się produkcją kosmetyków Evree, Mincer Pharma i kilku innych marek zbankrutowała, stąd mazidła te zniknęły ze sklepowych półek, choć jeszcze jakieś resztki kupić można w sieci. Jeśli chodzi o Evree, specjalnie mnie to nie boli, bo żaden ich kosmetyk mnie szczególnie nie zachwycił, detoksykującej maski nie wyłączając.

Jak ostatnio coraz częściej mi się zdarza, zapomniałam swoją sztukę obfocić, a byłam przekonana, że sesję jej zrobiłam. Niestety musiało mi się to przyśnić, bo w pamięci aparatu ani śladu sesji-widmo. Wybaczcie więc, że pożyczam zdjęcie, żeby było wiadomo, o jakim mazidle właśnie się produkuję (oczywiście podając źródło), a po alternatywną opinię i świetne zdęcia, w tym składu, zapraszam na bloga Agnieszki - o tu :) U Niej kosmetyk ten sprawdził się o wiele lepiej niż u mnie.




Zacznę od pozytywów. Producent umieścił maskę w wygodnej w użyciu tubce o przyjemnej szacie graficznej. Kosmetyk miał kremową konsystencję i nie wysychał na twarzy, nie trzeba więc było pilnować zwilżania. Różany zapach odbierałam jako przyjemny. Doceniałam też fakt, że ta maska to gotowiec, więc nie musiałam sama niczego mieszać, przygotowywać. Skład był całkiem niezły, choć znalazło się w nim kilka substancji unikanych przez bardziej ortodyksyjnych użytkowników kosmetyków.

Maska miała też spory minus - zawsze przez kilka minut po nałożeniu piekły mnie policzki i czasem wyskakiwał mi na twarzy delikatny rumień. Ze względu na czarny kolor mazidła (odpowiedź producenta na wielką popularność węgla w kosmetykach) najlepiej zmywało mi się produkt po prostu pod prysznicem, co by zminimalizować konieczność sprzątania.

A efekty stosowania tego kosmetyku raz-dwa razy w tygodniu u mnie były zauważalne, ale nic spektakularnego.
Maska coś tam oczyszczała cerę i wchłaniała sebum, jak każda pierwsza lepsza glinka. Na dłuższą metę jednak moja cera nie wyglądała po niej dużo lepiej, nie była jakoś lepiej oczyszczona, nie świeciła się mniej, pory nawet nie spróbowały się obkurczyć choć na pięć minut po zabiegu.... Jak mówiłam, nic specjalnego.

poniedziałek, 29 lipca 2019

Orly, 40794 Beautiful Disaster

Lakier dostałam od Asi :*


Pojemność: 18 ml
Kolor: ciepły fiolet
Wykończenie: perłowe
Konsystencja: w sam raz
Pędzelek:klasyczny, wygodny
Krycie: dwuwarstwowiec
Wysychanie: nie testowałam, użyłam wysuszacza (Orly)
Zmywanie: bez problemów
Trwałość: na moich miękkich paznokciach zaczyna odpryskiwać drugiego dnia





This nail varnish was a gift from a friend.


Volume: 18 ml
Colour:warm purple
Finish: pearl
Consistency: just right
Brush: classic, comfortable to work with
Opacity: a two-coater
Drying time: not tested (I used Orly quick dry top coat)
Removing: no problems
Durability: 2 days on my soft, weak nails

piątek, 26 lipca 2019

my coconut island, hand & nail balm

Kremy do rąk dostępne w brytyjskich drogeriach zupełnie na moje sucholce nie działają. Dlatego od lat zaopatruję się w te podstawowe kosmetyki w Polsce. Kosmetyk my coconut island otrzymałam w prezencie, i on też nie okazał się wyjątkiem od reguły.

Pamiętajcie, że mam nieprzeciętnie suche dłonie i kremy do rąk oceniam niezwykle surowo, a moje wrażenia są bardzo subiektywne.

Co do kremu my coconut island, osobiście widzę w nim jedynie dwa plusy - naprawdę przyjemny, kokosowy zapach oraz fakt, że bardzo szybko się wchłania.


Przejdźmy do minusów. Pierwszy to opakowanie. Wykonane z grubego plastiku, z zaokrąglonym korkiem uniemożliwiającym postawienie go do góry nogami i w kształcie nie pozawalającym na wydobycie mazidła do końca. No i drugi - najważniejszy - mazidło nic nie robi, przynajmniej u mnie. Wchłaniało się momentalnie po aplkacji a po kilku sekundach czułam już znajome uczucie ściągnięcia i wysuszenia skóry, jakbym zupełnie nic na nią nie nakładała. I tak do końca opakowania... :/

wtorek, 16 lipca 2019

Norel Dr Wilsz, slimming, krem wyszczuplający z kompleksem antycellulite na kruche naczynka

Dlaczego sięgam po kosmetyki antycellulitowe/wyszczuplające/ujędrniające? NIE dlatego, że wierzę, iż mnie magicznie odchudzą i usuną cellulit. Oczekuję od nich ujędrnienia skóry - i tyle. Nie jestem naiwna i wiem, że bez zdrowego odżywiania i ćwiczeń nie schudnę od samego wcierania kosmetyków. O ile z regularnym ćwiczeniem 3-4 razy w tygodniu nie mam kłopotu, to jedzeniowe grzeszki są u mnie na porządku dziennym i wiem, że jeśli tego nie zmienię, nie zgubię cellu i nie schudnę.


Producent zapakował swoją lekką emulsję w kolorze złamanej bieli do biało-zielonej tubki.  Nie ma problemu z wydobyciem i dozowaniem kosmetyku, który ma przyjemny, delikatny, świeży zapach. Wchłania się względnie szybko.


Stosowałam krem raz dziennie, wieczorem, przez okres około dwóch miesięcy, z tego względu, iż z rana ogarniając siebie i córę przed szkołą nie mam czasu na jakiekolwiek nadprogramowe czynności, a nie będę sobie skracać i tak krótkiego już snu, żeby wysmarować się antycellulitowym serum, nawet jeśli takie są zalecenia producenta.
Nawet przy takim używaniu widziałam pożądane przeze mnie efekty:  skóra ud, pupy i brzucha była jędrna, elastyczna, ładnie nawilżona i ogromnie przyjemna w dotyku. Wplywu na naczynka nie zaobserwowałam (mam ich na nogach sporo); cellu nie ruszył się z miejsca, ale za to ponosi odpowiedzialność moje uzależnienie od energetyków. I tak - polecam.

niedziela, 14 lipca 2019

Orly, 40077 Lunar Eclipse

Lakier dostałam od Asi :*


Pojemność: 18 ml
Kolor: atramentowy niebieski
Wykończenie: glass-flecked (drobiny różowo-niebieskie)
Konsystencja: w sam raz
Pędzelek:klasyczny, wygodny
Krycie: dwuwarstwowiec
Wysychanie: nie testowałam, użyłam wysuszacza (Orly)
Zmywanie: bez problemów
Trwałość: na moich miękkich paznokciach zaczyna odpryskiwać drugiego dnia





This nail varnish was a gift from a friend.


Volume: 18 ml
Colour: ink blue
Finish: glass-flecked with blue and pink particles
Consistency: just right
Brush: classic, comfortable to work with
Opacity: a two-coater
Drying time: not tested (I used Orly quick dry top coat)
Removing: no problems
Durability: 2 days on my soft, weak nails

piątek, 12 lipca 2019

Zdobycze czerwca.

W tytule piszę o zdobyczach, a nie zakupach z czerwca, bo zakupów z mojej strony było tyle:


ALE. W czerwcu miałam urodziny i zostałam z tej okazji rozpieszczona. 

Oto, co podesłała mi moja kosmetyczna bliźniaczka Justyna:



A tym uraczyła mnie kochana Hexxana:



Będę o siebie dbać od głowy po stopy! Bardzo Wam dziękuję za te wszystkie cudeńka :*

Duszę mą też dokarmiono, mianowicie książkami z mojej wish-listy (nadal z ponad tysiącem pozycji, ha ha), a brat z bratową sprezentowali mi cudną torebkę-koszyk, idealną na lato do moich letnich sukienek (które kocham i mam ich sporo). Obłowiłam się w czerwcu ;)

wtorek, 9 lipca 2019

Podsumowanie zużyć czerwca.

Czerwiec to mój ulubiony miesiąc w roku, a śmignął mi tak szybko, że mimo iż mamy za sobą prawie 1/3 lipca, ja tego faktu niemal nie zauważyłam. Szkoda tylko, że w UK pogoda nas w czerwcu nie rozpieszczała jak Was...

A wracając do zużyć.

Twarz

Gąbeczkami konjac zaraziła mnie Agata. Na zdjęciu widzicie wersję z różową glinką; gąbka była w porządku - miękka, przyjemna, skuteczna. Przez ostatnich kilka tygodni makijaż domywałam (po uprzednim rozpuszczeniu emulgujacym olejkiem) rumiankową esencją micelarną marki Polny Warkocz. Był to produkt delikatny, przyzwoity, ale gdybym miała tylko nim zmywać makijaż, nie byłby zbyt wydajny. Pomadkę peelingującą Sylveco uwielbiam. Już mi jej brakuje. Maska do twarzy Black Rose od Evree była OK, ale bez zachwytów. Coś tam oczyszczała, jak to glinki, ale jakiejś wielkiej rewolucji na mojej twarzy nie zdziałała. No i peeling Iwostin Estetic... Dwa lata temu testowałam inną jego wersję, Perfectin Re-Liftin (klik) i ta sprzed dwóch lat miała dużo mocniejsze i widoczniejsze działanie na mojej skórze. Wtedy odnotowałam długotrwałe obkurczenie porów, zwiększenie gęstości naskórka i zmianę faktury skóry. Przy wersji Estetic efekty nie były tak spektakularne. Mogłam rzadziej wykonywać peeling, gdyż produkt wspomagał proces oczyszczania i odnowy naskórka, ale niestety bez wpływu na wielkość porów oraz fakturę skóry twarzy. Z tego tytułu bardziej polecam Perfectin Re-Liftin, bo działa szybciej i lepiej niż wersja Estetic.


Ciało

Do fioletowego Lactacydu, antyperspirantów Rexony oraz mocznikowej Isany do rąk wracam, jak pewnie wiecie, nieustannie. Są to moje skutecznie działające pewniaki. Do zeszłego roku pewniakiem były też skarpetki złuszczające Exclusive Cosmetics, ale coś się zmieniło. Trzy ostatnie zabiegi nic nie zdziałały na moich stopach, dlatego cieszę się, że nie mam ich już w zapasie. Nie wiem, co się stało, że  z ogromnego ulubieńca skarpetki stały się jednym z największych rozczarowań tego roku. Może doszło do reformulacji? Jeśli tak - co za szkoda i strzał w stopę panie producencie! Żel pod prysznic Nivea był w porządku; robił robotę i miał dużą pojemność. Krem do rąk My Coconut Island pięknie pachniał kokosem, ale działaniem nie zachwycił w ogóle. Nie trafiłam jeszcze w UK na krem do rąk, który by się sprawdził na ekstremalnie suchej skórze. Bio olejek do biustu Orientany natomiast doskonale sprawdził się jako przyzwoity nawilżacz lekko uelastyczniający skórę biustu, a nie zapychający przy tym dekoltu (klik).


Zużycia i wyrzutki kolorówkowe 


Zużyłam wersję travel size Hooli Benefitu (zajęło mi to ponad półtora roku) (klik) oraz niezbyt dobrą, bo osypującą się maskarę Volume Reveal od Bourjois (klik). Kredki graphic eyes waterproof eye liner w niecodziennych odcieniach hypnotic i nightwalker Zoevy (klik) służyły mi dzielnie, ale w końcu wyschły i zrobiły się twarde i drapiące. Pomadka Barry M 518 Genie utleniająca się z zieleni na róż (klik) zmieniła zapach, więc  czas się rozstać. Był to ciekawy gadżet, ale poza tym - ot, zwykła pomadka.

Tyle zużyć na dzisiaj. W kolejnym poście pokażę Wam zakupy czerwca, bo po kilku miesiącach bez zakupów kosmetycznych w końcu pojawiło się u mnie trochę nowości :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...