środa, 31 grudnia 2014

Zużycia grudnia (2014).

Ledwo wróciłam do UK, a już tęsknię. Za Rodziną, Przyjaciółmi, za krajem. A powinnam czuć się jak w domu. Nic z tych rzeczy.

No, ale nie chcę smęcić. Zanim przejdę do mini-recenzji pragnę podziękować Wam za Waszą obecność na tym blogu, za rozmowy, wymienianie się doświadczeniami, wsparcie i konstruktywną krytykę. Wszystkim Wam życzę wszelkiej pomyślności w Nowym Roku!


***

Jakoś tak się złożyło, że w grudniu skończyło mi się całkiem sporo kosmetyków, w tym dużo kolorowych, co mnie niezmiernie cieszy, bo to takie symboliczne przed Nowym Rokiem ;)

Przechodząc do rzeczy, w Polsce wykończyłam taką oto gromadę.

Twarz:

Żel micelarny Be Beauty był swojego czasu tak szeroko zachwalany na blogach, że z ciekawości musiałam się na niego skusić. Ja powodów do zachwytów nie widzę. Do demakijażu kosmetyk zupełnie się nie nadaje, więc ostatecznie oddelegowałam go do porannego mycia twarzy. Tu sprawował się przyzwoicie, ale i tak mojego kosmetycznego serca nie podbił. Miałam wrażenie, że nieco oblepiał mi skórę.

Sprawa ma się zupełnie inaczej z hydrofilowym olejkiem migdał i krokosz z e-naturalne. Olejek jest fantastyczny. Szybko i skutecznie rozpuszcza makijaż, a do tego zupełnie nie daje u mnie efektu mgły na oczach. Przebił nawet olejki myjące z BU. Uwielbiam.

Przeciwzmarszczkowo-nawilżający krem po oczy AA (klik) okazał się przeciętny do bólu, a wręcz słaby, natomiast filtr sun expert od ambio spf 50+ (bardziej rozbudowaną opinię opublikuję w styczniu) może i skutecznie chronił skórę przed promieniowaniem, ale jako tłuścioch okazał się problematyczny pod makijaż. Miałam filtry, z których byłam dużo bardziej zadowolona (matujący Vichy, La Roche-Posay).


Do glinek Ziai chętnie wracam. Są tanie, a skuteczne. O wersji nawilżającej pisałam tutaj, a oczyszczającej - tutaj. Maskę algową kolagenową Bielendy dostałam od Eska (:*). Saszetka wystarczyła na jeden zabieg. Maska, jak to dobre algi mają w zwyczaju, przyjemnie chłodziła skórę, a po zdjęciu okładu twarz była rozświetlona i dotleniona, a jej koloryt ładnie wyrównany. Zużyłam też dwustopniowy zabieg Mineral Therapy marki Flos-Lek, również od Eska. Skóra była po nim delikatnie oczyszczona i rozświetlona.


Włosy:

Do szamponu Joanna Naturia z miodem i cytryną nie mam zastrzeżeń. Był tani, a przy tym dobrze lecz bez wysuszania oczyszczał skalp i włosy, które długo zachowywały świeżość. Również odżywka L'Oreal Elseve Fibralogy spisała się u mnie bez zarzutu. Po jej użyciu włosy ładnie odbijały światło, były przyjemne w dotyku, a co najlepsze, miałam wrażenie, że dzięki temu produktowi były odbite od nasady. Zdecydowanie jestem na tak. Masce anti-age z Organique poświęciłam osobny post (klik). U mnie spisywała się fantastycznie. Moje zdrowe włosy były po kilkuminutowej sesji z produktem gładkie, lśniące i sypkie.


Ciało:
Żel pod prysznic Dove purely pampering spełnił wszystkie moje oczekiwania od tego typu kosmetyków, to jest pięknie pachniał i nie wysuszał skóry. Więcej do szczęścia mi nie trzeba. Antyperspirant Sure, w Polsce Rexona, również nie zawiódł. Dawał mi poczucie komfortu przez cały dzień. Serum drenujące reduktor cellulitu Ziai także okazało się dobrym zawodnikiem (klik). Może zapach anyżu nie podbił mojego serca, ale za to widocznie działanie ujędrniające już tak. Tego od kosmetyku oczekiwałam. Krem do rąk Isana z 5% Urea to mój ulubieniec od lat (klik). Moim niezwykle problematycznym dłoniom pomagał szybko i skutecznie, a to wszystko za zdecydowanie nie uderzającą po kieszeni cenę. Mam nadzieję, że reformulacja go nie zepsuła... Natomiast do bezacetonowych zmywaczy Sensique nie zamierzam już wracać. Wprawdzie nie wysuszają mi paznokci ani skórek, ale lakiery rozpuszczają baaaardzo wolno. Wypróbowałam kilka wersji i zawsze było to samo. Nie mam aż takich pokładów cierpliwości.


Pozostała pielęgnacja (zużyte w UK):

Płyn do higieny intymnej Lactacyd w wersji łagodzącej okazał się bardzo skutecznym sprzymierzeńcem w walce z podrażnieniami i nieprzyjemnym swędzeniem okolic intymnych (klik). Micel Bourjois znam, lubię i regularnie do niego powracam. Nie wiem, która to już butelka. Tani, skuteczny, nie podrażnia (klik). Szampon Alberto Balsam w wersji kokos i liczi kupiłam w funciaku. Produkt jest biały i ma ładny, delikatnie kokosowy zapach. Mimo iż zawiera SLS, nie wysusza skalpu ani włosów. Wręcz przeciwnie, jest całkiem bogaty i jeśli się go dobrze nie wypłucze, może powodować oklap. O dobrej, taniej odżywce Argan Oil z funciaka już szerzej pisałam (klik). Byłam zaskoczona jej dobrą jakością w odniesieniu do ceny. Pasta do zębów Aloe Dent triple action to moja ulubiona pasta bez fluoru. Kupuję ją w Holland&Barret. Dobrze oczyszcza zęby, ale mocno mrozi, na co uczulam, bo wiem, że nie wszyscy lubią taką ostrą miętę. Balsam do ust Tisane stosowałam tylko na noc. Sprawdzał się świetnie. Usta rano były zregenerowane, miękkie i gotowe na pomadki.

Kolorówka:
Zdenkowałam trzy podkłady/kremy BB: kompakty Bourjois i Rimmel, które całkiem niedawno opisywałam tutaj, oraz kiepski krem BB Maybelline (klik). W sumie do każdego z tych produktów miałam mniejsze lub większe zastrzeżenia. Róż w kremie Inglot w odcieniu 91 (klik) służył mi ponad dwa lata. Lubiłam go. Używałam bardzo często, prawie codziennie, a i tak nie zdołałam zużyć w całości. Końcówka wyschła, zmieniła konsystencję oraz zapach, co po takim czasie niespecjalnie mnie dziwi. Wyrzucam stary puder Happy Booster marki Physicians Formula. Mam go kilka lat i w sumie nie znalazłam dla niego dobrego zastosowania. Do wykończenia makijażu się nie nadaje, bo zawiera mnóstwo rozświetlających drobinek i sprawia, że brzydko się świecę. Stosowałam go zatem jako rozświetlacz, ale tu wspomniane drobinki nie dawały efektu, jaki bym sobie życzyła. Ładny wygląd kosmetyku to nie wszystko, więc bez żalu się rozstajemy. Wykończyłam kilka produktów do ust: bardzo nawilżającą pomadkę Celia nude w kolorze 604 (klik), cielisty błyszczyk Missguided (klik), który nie załapał się do wspólnej fotki, matową pomadkę w kremie Manhattan w pięknym odcieniu 56k (klik) oraz dawno już wycofaną szminkę Miss Sporty w odcieniu 034 (klik). Żegnam się z niezadowalającą mnie maskarą Volume Glamour utlra care spod szyldu Bourjois (klik) oraz z przyzwoitą, ale niestety nie do końca pasującą mi kolorystycznie kredką do brwi Essence (klik).

27 komentarzy:

  1. Zaszalałaś z kolorówką, ja jeszcze nigdy nie zużyłam tylu kolorowych kosmetyków w jednym miesiącu ;) Super!
    Miałaś rację z tym pudrem, też bym się go pozbyła ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo kolorowki poszlo. Ja żelu micelarnego be beauty jeszcze nie miałam ale wiele czytałam opinii ze jest słaby.
    Takie życie. Doskonale cię rozumiem. Tęsknota to juz chyba nasza narodowa cecha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znam wielu Polaków, którzy za Polską nie tęsknią. a ja odwrotnie - z roku na rok coraz bardziej. ale za dużo spraw mnie tu trzyma

      Usuń
  3. Sporo tego ;) Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, Kochana! :* Ściskam mocno i pozdrawiam serdecznie! :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i Tobie wszelkiej pomyślności życzę Kasiu :******

      Usuń
  4. Szkoda, że nie czujesz się tam jak w domu :( Takie sytuacje są niestety trudne bo wrócić tu niełatwo, a i zostać tam trudno... :(

    Dużo kolorówki zużyłaś :)

    Micel Bourjois bardzo lubiłam, ale chyba Garnier go przebił - też skuteczny, a znacznie tańszy. Tisane też lubię, ale właśnie wersję w słoiczku, sztyft zmęczyłam bardzo na siłę. Krem do rąk Isana to mój koszmarek, ale już tam kiedyś wspominałam u Ciebie dlaczego :) Żel micelarny z Biedronki lubię, ale tylko i wyłącznie do mycia, do demakijażu rzeczywiście się nie nadaje. Maski Ziaja bardzo lubię, a olejek z e-naturalne jest na mojej chciejliście dzięki Twojemu zachwalaniu :) Pomadkę Manhattan mam nawet w tym samym kolorze, ale chyba źle w niej wyglądam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zostać trudno, ale na razie muszę. zbyt wiele spraw osobisto-zawodowych mnie tu na razie trzyma.

      sama nie wiem, jak to z tą kolorówką tak mi się udało :)

      micel Garniera niedługo będę testować. olejku z e-naturalnie koniecznie musisz spróbować. uwierzysz, że mogę podczas demakijażu nawet otworzyć oczy i mgły nie będzie?

      Usuń
  5. Gratuluję zużyć! U mnie biednie z denkiem :<

    OdpowiedzUsuń
  6. ten róż Physicians Formula jest do oglądania, nie do używania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. e tam, tylko zajmował mi miejsce w kosmetycznym pudełku :)

      Usuń
  7. Pokaźne zużycia! U mnie róż w kremie z Inglota mimo pięknego koloru i moich dobrych chęci, zmienił zapach tak szybko, że nie zdążyłam się nim nacieszyć...
    Za to szampon Joanny bardzo lubię, podobnie jak wszystkie żele Dove:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej. no ale oleje bywają temperamentne, a bazą tych różów jest olej jojoba....

      Usuń
  8. niezłe zużycia:) żelu be beauty nie lubię - jedyne zastosowanie przy którym u mnie się sprawdzał, to wykończenie demakijażu - po zmyciu płynem micelarnym, myłam twarz tym żelem, ale potem i tak musiałam umyć ją innym... do porannego oczyszczania twarzy też się u mnie sprawdził. Za to moja mama jest z niego bardzo zadowolona

    OdpowiedzUsuń
  9. Dużo kolorówki!
    Ja zaczęłam denkować pomadki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. takich trochę starszych pomadek i błyszczyków jeszcze trochę do zdenkowania mam :/

      a z koloówką to chyba mój rekord :)

      Usuń
  10. o wow :)

    ile zuzyc :) u mnie kiepsko bylo ze zuzyciami w tym miesiacu. A z kolorowki to zupelnie nic, nic, nic :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nigdy tyle kolorówki mi nie zeszło w jednym miesiącu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to chyba mój rekord, ale wszystko zużywałam miesiącami albo latami, po prostu teraz zeszło :)

      Usuń
  12. Woooow ile kolorówki!!! szczerze winszuję ;)
    Wiesz, że przez/dzięki Tobie i Hexx skusiłam się algi z enaturalnie tą z kakao i ujędrnaijącą ;) jeszce nie używałam ale mam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki, sama się cieszę, że tyle kolorówki wykończyłam :)

      Usuń
    2. mam nadzieję, że z alg będziesz zadowolona :) są niezłe, jednak algi organique jeszcze lepsze :)

      Usuń
  13. Przypomniałaś mi o serii Fibralogy Loreal. Używałam maski i byłam bardzo zadowolona z efektów. Muszę do niej wrócić ponownie.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli podzielisz się swoją opinią :)

Bardzo proszę o niepozostawiane komentarzy typu: "Fajny blog. Obserwuję i liczę na to samo". Nie reaguję na agresywną autopromocję, więc nie spamuj, a ja nie będę musiała cenzurować :)

UWAGA: komentarze w postach starszych niż 7 dni są moderowane. Zmusił mnie do tego zalew automatycznie generowanych komentarzy, mających na celu reklamowanie różnych stron internetowych.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...