Jak wiele spośród moich kosmetyków, krem i serum, które dziś opiszę, dostałam w prezencie od Hexxany. Asia wie, że oprócz problemów z rumieniem i teleangiektazjami, borykam się z przetłuszczającą się cerą i rozszerzonymi porami. Kosmetyki Living Source miały w tej kwestii pomóc. I pomogły.
Zanim przystąpię do dokładniejszych opisów, muszę pozwolić sobie na jedną krytyczną uwagę. Oba kosmetyki są mocno perfumowane. Zapach nie jest brzydki, ale jak dla mnie zbyt intensywny. Poza tym zawsze boję się, że tak mocno perfumowane mazidła do twarzy wywołają u mnie rumień. Tu w przypadku około 95% aplikacji tego nie było, ale czasem coś tam popiekło i poszczypało.
Serum zamknięto w gustownej buteleczce z matowego szkła. Zaopatrzono je w pepitkę, która działała w kratkę - raz zasysała produkt, a raz trzeba było z nią trochę powalczyć. Kosmetyk ma postać mlecznego w odcieniu żelu. Łatwo się rozprowadza i dość szybko wchłania do matu. Po wchłonięciu czułam lekkie ściągnięcie skóry, więc sięgałam po krem z tej serii.
Serum stosowałam codziennie wieczorem przez około 5 tygodni. Produkt widocznie obkurczył mi pory, dzięki czemu skóra jest gładsza i ma ładniejszą fakturę. Nie zauważyłam natomiast wpływu na niespodzianki. Jeśli coś mi tam wyskoczyło, serum nie pomagało w przyspieszaniu wysuszania pryszcza, a zawiera przecież kwas salicylowy.
Żel-krem zamknięto w słoiczku z matowego szkła. Pod zakrętką ma dodatkową przykrywkę zabezpieczającą zawartość. Konsystencja to właśnie mocno żelowy krem (wow, co za błyskotliwe spostrzeżenie). Szybko się wchłania dając ładne, satynowe wykończenie. Produkt ślicznie wygładza skórę, sprawiając, że makijaż wygląda o wiele lepiej i doskonale się trzyma. Stosowałam go i na dzień, i na noc przez pięć tygodni. Okazał się naprawdę dobrym nawilżaczem; przez ten czas nie miałam problemów w wysuszeniem skóry i odstąjącymi skórkami, choć pamiętajmy, że regularnie sięgam po peelingi enzymatyczne i oczyszczające maseczki.
Podsumowując, choć produkty mają swoje małe wady (zbyt intenswyny zapach, szwankująca pipetka w serum), ich działanie jest widoczne i namacalne. Moje rozszerzone pory nie zniknęły całkowicie, bo to przecież niemożliwe, ale zostały w dużym stopniu obkurczone. Poza tym skóra twarzy jest po tej pięciotygodniowej kuracji dobrze nawilżona i przyjemnie gładka. Przetłuszczanie cery się ograniczyło, ale nie wiem, ile w tym kremu i serum, a ile obecnej pory roku, bo zawsze kiedy robi się chłodno, moja cera mniej się tłuści, ale za to dużo szybciej odwadnia.
Mogę tylko polecić - zwłaszcza posiadaczkom cer tłustych i mieszanych.
Bardzo nie lubię szwankujących pipetek do aplikacji serum
OdpowiedzUsuńw obliczu działania to moim zdaniem mało znaząca wada :)
Usuńnie mam takiego problemu, więc bym się nie skusiła. Ale ciekawy produkt i dla mnei wady akceptowalne ;D
OdpowiedzUsuńpozazdrościć :) pole rozszerzonych porów to nie jest szczególnie miły widok ;)
UsuńKrem brzmi jak coś dla mnie ;) musze sobie obejrzeć ofertę tej marki
OdpowiedzUsuńa mogę tylko polecać. skóra twarzy byla po nim niezwykle gładka i świetnie sprawdzał się jako baza pod makijaż :)
UsuńWow mnie widoczne obkurczenie porów akurat bardzo przekonuje :)!
OdpowiedzUsuńto jeden z najskutjszych pod tym względem poduktów, jakie używałam :)
UsuńNie ma produktów bez wad, wiadomo, ale jeśli w ogólnym rozrachunku serum spełniło Twoje wymagania, to świetnie :)
OdpowiedzUsuńwady, które wymieniłam są mało znaczące. krem i serum są świetne i warte uwagi :)
Usuńnigdy nie słyszałam o tych kosmetykach. Jednak nie dla mnie one, bo ja jestem typowy sucharek i poszukuję w kosmetykach czego innego.
OdpowiedzUsuńrzeczywiście Twoja skóra ma zupełnie inne potrzeby :)
UsuńChętnie wypróbuję ten duet, ponieważ rozszerzone pory są moją zmorą.
OdpowiedzUsuńpolecam :)
UsuńBardzo podobają mi się eleganckie opakowania, ale sama również nie lubię mocno perfumowanych kosmetyków.
OdpowiedzUsuńprzy skutecznym działaniu można jednak przymknąć na to oko...
Usuń