Kilka postów wstecz pisałam o rozczarowującym zetknięciu z maseczką z zieloną glinką z tej serii (klik). Wyraziłam wtedy swoją obawę, że biała glinka również się u mnie nie sprawdzi. Obawa znalazła pokrycie w rzeczywistości...
A ponieważ właściwie mogłabym tu wkleić tekst z recenzji maseczki z glinką zieloną, działanie maseczki z glinką białą podsumuję tylko krótko w punktach.
Na plus:
- każda połówka saszetki (5 ml) zawiera idealnie odmierzoną ilość produktu na jedno użycie na twarz. Jeśli jednak ktoś chce nałożyć maseczkę również na szyję i dekolt, trzeba wykorzystać obie saszetki.
- kremowa, gęsta konsystencja
- maseczkę dość łatwo się zmywa (zwłaszcza pod prysznicem)
- produkt nie zasycha na twarzy na skorupkę
- mazidło ma właściwości oczyszczające; wchłania zanieczyszczenia i sebum, matuje cerę, lekko ściąga pory
Na minus:
- zbyt intensywny, słodki zapach
- podobnie jak w przypadku koleżanki z glinką zieloną przez całą sesję z maseczką odczuwałam uporczywe, nieprzyjemne pieczenie skóry twarzy. Na szczęście nie skończyło się ono rumieniem, ale drugą połówkę maski zużyłam na dekolt, żeby nie męczyć twarzy.
- maseczka bioorganiczna? Tylko rzućcie okiem na skład...
Nie polecam. Zużyłam, bo miałam, ale przez to pieczenie do maseczki na pewno nigdy nie wrócę. Zresztą mam zapasik naturalnych glinek, a lubię sobie kręcić swoje mieszanki :)
lepiej omijać z daleka
OdpowiedzUsuńno właśnie :/
UsuńDokładnie:/
UsuńRzeczywiście "eco" itd. ;) Na szczęście i tak nigdy mi się te maseczki nie rzuciły w oczy
OdpowiedzUsuńmi się niestety rzuciły :/ ale wiem, czego teraz unikać ;)
UsuńBielenda nie przekonuje mnie do siebie. Mam wrażenie, że ich kosmetyki są nie do końca dopracowane :/
OdpowiedzUsuńmnie poza kosmetykami do dłoni z serii Kuracja Parafinowa również marka nie przekonuje...
Usuń... I TAK NIE JEST DO MOJEGO TYPU CERY WIĘC NAWET LEPIEJ :D
OdpowiedzUsuńNie używałam i raczej nie użyję
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
jeszcze nigdy nie miałąm żadnej glinki
OdpowiedzUsuńja inicjację mam dawno za sobą :)
UsuńNie ma to jednak jak czysta glinka, nic glinkopodobnego jej nie zastapi:)
OdpowiedzUsuńwiadomo. ale w podróży takie saszetki są fajne ;) oczywiście nie ta konkretna maska...
UsuńBio - parabeny hmmm ;))
OdpowiedzUsuńJak piecze to do widzenia, swoją drogą zawsze podziwiam jak potrafią zachęcać na tych opakowaniach - poezja ;)
oj tak, producenci mają bujną wyobraźnię i zatrudniają bajkopisarzy :)
Usuńoj nie fajny skład, to rzeczywiście lepiej ukręcić własną:]
OdpowiedzUsuńPodaruję sobie, chociaż lubię glinki (naturalne :P ).
OdpowiedzUsuńja nie jestem składowym freakiem ani nawet składowym entuzjastą, ale naprawdę niech te bioorganiczne ściemy sobie wsadzą producenci. to jest naprawdę męczące.
OdpowiedzUsuńnawet bardzo męczące. też jestem za darowaniem sobie takich ściem...
UsuńJa tez wolę glinki do rozrobienia :)
OdpowiedzUsuńjakoś mnie aseczki glinkowe nie pociągają, odkąd odkryłam sypkie glini ;)
sypkich glinek nic nie przebije, ale saszetki są wygodne w podróży ;)
UsuńNie kusi ani trochę. Wolę samodzielnie zmieszać.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńZ Bielendy tylko dwie dwufazy lubię.
OdpowiedzUsuńŻaden inny kosmetyk mnie nie kusi.
rozumiem :)
UsuńPieczenie nie zachęca do regularności... Ale zawsze pozostają algi :)
OdpowiedzUsuńi inne glinki ;)
UsuńJa jakoś ogólnie nie przepadam za maseczkami do twarzy. Za leniwa chyba jestem ;)
OdpowiedzUsuńa ja bardzo lubię :)
Usuńnie miałam :(
OdpowiedzUsuńnie ma czego żałować...
Usuń