Dziś krótko opowiem o tych dwóch glinkach, bo na mojej skórze dawały podobne rezultaty. Wskażę też tą, którą ze względu na walory użytkowe polubiłam bardziej.
Na początek jednak charakterystyka mojej skóry: mam 28 lat i pierwsze zmarszczki mimiczne. Moja cera jest tłusta ze skłonnością do wyprysków oraz płytko unaczyniona z nieutrwalonym, ale często występującym rumieniem i teleangiektazjami ("pajączkami") na nosie i policzkach.
INCI: Illite (green clay)
Skład mineralny: około
20 różnych soli mineralnych: krzem, magnez, wapń, potas, fosfor, sód i
inne oraz cały szereg mikroelementów i pierwiastków śladowych: selen,
molibden, cynk krzem, mangan, miedź, selen i tlenki żelaza. (klik)Skład mineralny: kaolinit, dużo żelaza dzięki któremu zawdzięcza swój kolor, glin, miedź, kwarc, krzem, glin, magnez, sód, potas i inne mikroelementy i sole mineralne. (klik)
Z obu glinek robiłam maseczki na bazie wody mineralnej z dodatkiem żelu hialuronowego, żelu aloesowego oraz oleju arganowego. Z tej mieszanki w przypadku glinki zielonej robiła się łatwa w aplikacji pasta, glinka czerwona była zaś bardziej zawiesinowata i ciężej ją było zaaplikować na skórę, bo nie chciała się do niej przykleić.
Jako posiadaczka cery tłustej staram się dbać o jej regularne oczyszczanie i złuszczanie. Ze względu na naczynka muszę robić to delikatnie. Zwykle raz w tygodniu robię peeling enzymatyczny, raz w tygodniu nakładam na twarz glinkę i raz maskę algową lub maskę na naczynka. Zatem "maseczkuję się" co drugi dzień, dwa razy w tygodniu się złuszczam i oczyszczam, a raz zajmuję się typowo rumieniem.
Od glinek oczekuję oczyszczania i ściągania porów, podsuszania wyprysków, wchłaniania sebum i innych zanieczyszczeń oraz detoksykacji. I w obu przypadkach to otrzymałam. Po użyciu glinek twarz była oczyszczona, zmatowiona, przyjemna w dotyku, rozświetlona. Nie widziałam różnicy w mocy działania obu kosmetyków. Dodatkowo glinka czerwona miała łagodzić rumień, ale u siebie tego niestety nie zauważyłam. Widziałam jednak na stronie ZSK, że niektóry "naczynkowcy" odnotowali takie działanie.
Zawsze zmywam glinki pod prysznicem. Tak jest zdecydowanie wygodniej. Glinkę zieloną zmywa się łatwiej i szybciej. Glinka czerwona przy zmywaniu potrafi zabarwić dłonie (na szczęście nie jest to permanentne) i bardzo brudzi brodzik.
Ponieważ zatem w moim przypadku glinki działaniem się nie różnią, a łatwiej stosuje mi się (i usuwa) glinkę zieloną, raczej do czerwonej wracać nie będę. Z wygody, a nie dlatego, że nie działa.
Miałam te glinki i ... za nic nie umiałam dostrzec ich działania. Nic pozytywnego, no, może minimalne oczyszczenie skóry twarzy. Ale w porównaniu do glinki Bealoun z mydlarni u Franciszka albo do Ghassoul z Nacomi, to one nie robiły u mnie kompletnie nic :-(
OdpowiedzUsuńwymienionych przez Ciebie glinek nie znam. mam jeszcze marokańską glinkę synesis i ona mocniej oczyszcza od tych dwóch glinek, ale u mnie one też dają dobre rezultaty :)
Usuńnigdy tych glinek nie mialam :)
OdpowiedzUsuńja to w ogole jestem leniwa, i jak mam sobie zrobic maseczke z proszku... ehhh :)
wole gotowe :)
ale mam jedna teraz z Bielendy, mam mieszane uczucia do niej.. ale jeszcze jej nie skreslilam :)
nigdy nie mialam pokazanych przec Ciebie maseczek :)
choc efekty o ktorych pisalas, mnie do nich przekonuja :)
gotowe są wygodne, to fakt :)
Usuńja jeśli nie używam glinek, mam kłopoty z cerą. potrzebuje ona regularnego oczyszczania i odblokowywania porów :)
Moje ulubione glinki! Wolę zieloną od czerwonej co nie zmienia faktu, że obie spisują się na mojej skórze wzorowo :)
OdpowiedzUsuńdokładnie :)
UsuńJa jeszcze żadnej z nich nie miałam, wolę jednak gotowe maseczki, chyba z czystego lenistwa ;D
OdpowiedzUsuńgotowe maseczki są wygodne, a to czasem nie do przecenienia :)
UsuńNo tak, wygoda również ma istotne znaczenie. Kosmetyki powinny być przyjemne w stosowaniu ;)
OdpowiedzUsuńdokładnie :)
Usuńja czekam na glinki,które ostatnio sobie zamówiłam:))
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMusze je wypróbowac:)
OdpowiedzUsuńZieloną kocham, czerwonej nie miałam. Jedynie różową, więc tylko po częsci udało mi się poznać czerwoną : )
OdpowiedzUsuńja z kolei nie miałam różowej, ale mieszałam czasem czerwoną z białą... nie było różnicy w kolorze :]
UsuńObydwie miałam i powiem szczerze, że też z wygody zostałam przy zielonej. Po czerwonej było za dużo sprzątania ;((
OdpowiedzUsuńczyli mamy podobne odczucia :)
UsuńNie miałam jeszcze glinki czerwonej, a zielonej się obawiam ze względu na silne działanie oczyszczające, zupełnie niepotrzebne mojej suchej skórze. Za to lubię glinkę różową, a ostatnio stosowałam glinkę niebieską, która całkiem nieźle się u mnie sprawdziła.
OdpowiedzUsuńglinki występują chyba we wszystkich kolorach tęczy :)
UsuńJa z czystego lenistwa stawiam na gotowe glinki, jest mi tak zdecydowanie wygodniej ;)
OdpowiedzUsuńrozumiem :)
UsuńTego duetu nie miałam okazji używać. Ostatnio jestem bardziej algowa :)
OdpowiedzUsuńja w wakacje jestem bardziej glinowa, bo bardziej twarz mi się przetłuszcza :)
Usuńmi czerwona strasznie szybko wysychała nie wiem może coś robiłam nie tak za to zielona była idealna. skłaniam się jeszcze do wypróbowania ghassoul bo słyszałam że też jest dobra
OdpowiedzUsuńja zawsze dodaję do glinek trochę oleju, dzięki czemu nie wysychają tak szybko :)
UsuńZielona jest dla mnie za silna, ale czerwoną miałam tylko w wariancie jako glinka Beloun i bardzo mile ją wspominam, a jeszcze bardziej mydło Aleppo z glinką Beloun.
OdpowiedzUsuńLubiłam glinkę różową z Cattier i białą z Organique, ale wolę algi :)
Fajne maseczkowe foty :) takie pogodne :D uśmiecham się do monitora :D
białej z organique jeszcze nie testowałam. czeka na swoją kolej, najpierw chciałam zużyć te dwie panny :)
Usuńdziękuję :*
Masz rację! Uzywanie kosmetyków powinno być przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńCzy nie na miejscu będzie jak powiem, że podobasz mi się i w zielonej i w czerwonej wersji hehee:) śliczna buźka taka pogodna więc się uśmiech od ucha do ucha :)
OdpowiedzUsuńMam gdzieś czerwoną w czeluściach ale coś mi do niej nieśpieszno :D
ha ha, dzięki Gosiu. dobrze wiedzieć, że mogę się podobać nawet w błocie na twarzy ;)
Usuń