Od dobrych kilku lat nie wystawiam specjalnie skóry na słońce. Jako nastolatka chętnie opalałam się w ogrodzie czy na plaży (i to, o zgrozo, bez żadnej ochrony przeciwsłonecznej, czego do dziś bardzo żałuję), ale teraz już nie sprawia mi to przyjemności, o braku czasu nie wspominając. Dlatego w okresie letnim, co by nie straszyć ludzi swoją bladością, chętnie sięgam po balsamy brązujące. W tym roku padło na Ziaję.
Zdecydowanie bardziej wolę balsamy brązujące od typowych samoopalaczy. Korzystanie z tych drugich zwykle kończy się u mnie smugami, mimo że przygotowuję skórę i staram się nakładać je równomiernie...
Ziaja zamknęła swój balsam brązujący w nieprzezroczystej, pomarańczowej butelce. Pod światło można jednak kontrolować stopień zużycia produktu. Buteleczka ma korek na zatrzask. Jest płaski, więc kiedy zbliżamy się do końca opakowania, można postawić ją "do góry nogami", co ułatwia wydobycie produktu.
Mazidło ma żółtawy kolor i konsystencję mleczka do ciała. Łatwo zaaplikować je równomierną warstwą; szybko się też wchłania. Zapach nie jest specjalnie przyjemny, czuć charakterystyczną samoopalaczową woń podbitą anyżem.
Moim zdaniem pod względem działania jest to przyzwoity produkt. Już po 4 godzinach po pierwszej aplikacji na skórze pojawia się kolor. U mnie już po 2 dniach opalenizna była optymalna - nie za ciemna, o ładnym, ciepłym kolorycie. Żeby efekt ten utrzymać stosowałam balsam co drugi-trzeci dzień, w zależności od potrzeb. Stosując go codziennie szybko nabawiłabym się efektu pomarańczowej skóry. Odpowiednia częstotliwość stosowania produktu tego typu to podstawa, żeby wyglądać ładnie, a nie karykaturalnie.
Bardzo ważną rzeczą przy stosowaniu tego produktu jest regularny peeling. Kiedy nakładamy mazidło na niewypeelingowaną skórę, kolor może wyjść nierównomierny. Przy regularnym złuszczaniu martwego naskórka nie miałam problemów z zaciekami i smugami. Nie zauważyłam również, aby produkt brudził mi ubrania, ale zawsze pozwalałam mu się dobrze wchłonąć i nie nakładałam nie wiadomo jakich ilości. Właściwie, jak i w przypadku makijażu, przy stosowaniu kosmetyku sprawdzała się zasada "mniej znaczy więcej".
Na temat wydajności się nie wypowiem. Mi butelka o pojemności 300 ml wystarczyła na całe tegoroczne lato, ale produkt stosowałam tylko na nogi, ręce i dekolt, dwa-trzy razy w tygodniu.
Podrażnień nie odnotowałam. Mazidło nie wysuszało mi skóry.
Ale o co chodzi z tym, że balsam jest "relaksujący"? Nie mam pojęcia...
Znacie? Lubicie?
Też nie znoszę się opalać...i też mam przykre doświadczenia z zaciekami a la stare rury po jakiś nieudanych eksperymentach. Tej Ziajki nie znam, przedstawia się całkiem ciekawie :)
OdpowiedzUsuńa kiedyś lubiłam wylegiwać się na słońcu. jak to upodobania się zmieniają ;)
UsuńWiesz, że ja niekoniecznie - zawsze tyle tyle, by się wysuszyć i tylko na brzuchu, żeby można było czytać :)
Usuńczytanie na świeżym powietrzu jest fajne ;)
UsuńZgadzam się, podstawa to znalezienie dobrej czestotliwości
OdpowiedzUsuńno właśnie :)
UsuńNie miałam go, ale nie używam tego typu kosmetyków
OdpowiedzUsuńrozumiem :)
UsuńMam i używam, jest bardzo fajny :)
OdpowiedzUsuńna pewno sie skusze :)
OdpowiedzUsuńwarto spróbować. tym bardziej, że Ziaja nie jest droga ;)
UsuńWitaj Kingo :) Dawno temu używałam tego balsamu i służył mi,tylko ten wydzielający zapach mnie drażnił i brudził mi pościel z tego co pamietam.A jak się czujesz :)?Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńja też nie jestem fanką zapachu, ale potrafię go znieść :)
Usuńczuję się dobrze, dziękuję :*
Nie stosuję tego typu kosmetyków.
OdpowiedzUsuńChoć przyznaję, że balsam z Lirene trochę mnie kusi.
Lirene jest dobry, ale w wersji do ciemnej karnacji, ten do jasnej karnacji nie daje ładnego efektu :/
UsuńJa bardzo lubię, to jeden z najlepiej sprawdzających się u mnie balsamów brązujących. Na mojej skórze daje naprawdę bardzo naturalny efekt jak na kosmetyk:)
OdpowiedzUsuńna mojej również. podoba mi się taki odcień "opalenizny" :)
UsuńJa używam balsamu brązującego z Lirene i jestem bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńznam i lubię :)
UsuńPrzypomniałaś mi o powrocie do balsamu brązującego (:
OdpowiedzUsuńale tak po lecie? ;)
UsuńSeria Sopot zdobywa wiele pozytywnych opinii, ja nie miałam jeszcze z nim przyjemności :)
OdpowiedzUsuńz serii znam jeszcze micela, który moim zdaniem jest okropny....
UsuńJa go bardzo lubię:)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńmiałam kiedyś,ale mnie coś dziwnie "barwił"..
OdpowiedzUsuńteraz mam z flosleku i jestem mega zadowolona!
rozumiem :)
UsuńRelaksujący? Hehe, to dobre :D Ja nie używam, moja skóra jest wystarczająco ciemna (oprócz twarzy która jest blada jak ściana i nikt nie jest w stanie wytłumaczyć dlaczego..)
OdpowiedzUsuńfajnie jest mieć z natury ładny kolor skóry :)
UsuńMam go - nie daje jakis super efektów ale nie narobił mi tez smug wiec mu wybaczam
OdpowiedzUsuńznam- ale go nie stosowałam, z tej serii miałam tylko krem do twarzy i również był przyjemny :)
OdpowiedzUsuńja akurat nie używam tego typu kosmetyków do twarzy :)
Usuńchętnie wypróbuję bo nie znam:]
OdpowiedzUsuńmyślę, że warto :)
Usuńkiedyś stosowałam, stosowałam też kolastynę która wróciła obecnie do sprzedaży (jednak z parafinką w składzie) teraz mam z yves rocher balsam delikatnie opalający i też stosuję 2 dni pod rząd i jest optymalna opalenizna;) nawet nie muszę robić peelingu, skróra nie łuszczy się nieestetycznie, nie powstają też smugi - raz maznęłam sobie stopę za mocno ale peeling wyrównał sprawę rano:)
OdpowiedzUsuńna szczęście zawsze w razie czego można sięgnąć po peeling ;)
UsuńJa wolę samoopalacze od balsamów. Mam ulubiony z Dax Sun, nie wyciera się w okolicach bielizny i równomiernie się zmywa, w przypadku balsamów często zostawały mi miejscami place, które musiałam wycierać peelingiem ;)
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś lubiłam się opalać bez żadnych filtrów, zawsze marzyła mi się śniado brązowa skóra, ale w tym roku pokochałam swoją rażącą bladość i w końcu mam jasny podkład (mineralny), póki co od rodziny słyszałam pytania czy źle się czuje bo blado wyglądam ;P
OdpowiedzUsuńA takich produktów nie używam, bo bym pewnie przesadziła z ilością, rozsmarowała nie równo i ubrudziła wszystko do okoła ;P Mimo że piszesz że równomiernie się rozciera, ale ja i tak bym to spaprała ;P
wiesz, praktyka czyni mistrza ;)
UsuńSama uzywam Ziajkę i uważam ze jest ok !
OdpowiedzUsuńJuż nie używam tego typu kosmetyków, chociaż na balsam brązujący Lirene chyba się skuszę. Zachęcona jestem efektami i opiniami :)
OdpowiedzUsuńtylko wybierz ten do ciemnej karnacji. ten do jasnej karnacji nie daje fajnych efektów :)
UsuńDawno temu miałam coś brązującego z serii Ziaja Sopot i to było okropne. Dałam sobie spokój.
OdpowiedzUsuńNajlepszy produkt brązujący udało mi się używać z firmy Herba Studio, czy jakoś tak. Niestety od dawna tego nie widziałam na rynku a szkoda.
Lubiłam też piankę z Dax'a i samoopalacz do nóg z Yves Rocher. Do twarzy przez jakiś czas używałam Clarinsa, podobał mi się.
Peeling jest podstawą przy specyfikach brązujących czy samoopalających. Bez tego ani rusz.
Teraz od paru lat nie sięgam po takie produkty. Jeżeli mam wybierać, to stawiam na bezpieczne opalanie. Z głową :)
ja nigdy nie używałam samoopalacza do twarzy. nie czułam potrzeby i raczej się to nie zmieni :)
Usuńwiadomo, że jeśli się opalać, to z głową. to dobre podejście :)
Znamy się tylko z widzenia ;)
OdpowiedzUsuńjak ja z wieloma produktami ;)
UsuńO, to szybko nadał kolor :)
OdpowiedzUsuńnie znam tego specyfiku do ciała, ale miałam kiedyś krem z tej serii do twarzy i używałam w nadmiarze :P możesz sobie tylko wyobrazić jak wyglądałam po kilku dniach :P
OdpowiedzUsuńano mogę. raz mi się zdarzyło przesadzić z tym balsamem, po czym musiałam naprawdę intensywnie się pozłuszczać ;)
UsuńPodejrzewam, że ta specyficzna woń miała Cię zrelaksować;) Cieszę się, że znalazłaś sposób na skórę muśniętą słońcem, bo nie każdy wie, że tego typu kosmetyki należy nakładać co 2-3 dni, w przeciwnym razie można doczekać się dorodnej pomarańczy...
OdpowiedzUsuńhm, cóż, w takim razie nie zadziałało ;)
Usuńoj tak, czasem widząc te pomarańczowe babki zastanawiam się, gdzie one mają oczy ;)