Cześć po długim tygodniu. Zgodnie z przewidywaniami początek roku okazał się w moim przypadku bardzo pracowity. Pełen pensjonat w sylwestra, a potem powrót do spraw remontowo-organizacyjnych. A że nie mam od miesiąca pokojówki, musiałam przejąć jej wszystkie obowiązki, w międzyczasie zajmjując się jeszcze swoją czterolatką. Przez to na bloga najzwyczajniej w świecie zabrakło czasu i nie wiem, jak długo ten stan rzeczy się utrzyma. Po dniu harówki na czytanie w formie relaksu mam jeszcze energię, ale na pisanie, w które przecież trzeba włożyć więcej wysiłku, już jej brak. Piszę to wszystko, żebyście wiedzieli, że nie przechodzę żadnego blogowego kryzysu, tylko mój cały czas zabiera życie w realu (od którego blog jest odskocznią).
Co do zużyć; zacznijmy od spraw okołokolorówkowych i zapachowych.
Wykończyłam swoje ukochane perfumy - Ange Ou Demon od Givenchy (klik). Ten konkretny flakon dostałam od bliskiej mi osoby (:*) i sięgąłam po niego we wszystkie stresujące i męczące dni pod koniec zeszłego roku, bo dobrze kojarzący mi się zapach zawsze daje mi kopa energii i pomaga jakoś się trzymać. Zadziałało! Jajeczko do makijażu z Real Techniques dobrze wywiązywało się ze swojej funkcji, ale bardzo szybko, bo dosłownie po jakiś dwóch miesiącach, zaczęło mi się kruszyć. Wszystko to przy dużej ostrożności z mojej strony podczas mycia. Beauty Blendera traktuję identycznie, a potrafi zachować formę szęść razy dłużej... Eyebrow set z Catrice (klik) służył mi przez ponad trzy lata. Zabójcza wydajność! Stosowałam głównie jaśniejszą część, bo jestem średnią blondynką. Brawa za funkcjonalne opakowanie z lusterkiem i aplikatorem, trwałość, wspomnianą wydajność i chłodną tonację. Już tęsknię za korektorem Radiant Creamy Concealer z Narsa (klik). Pokochałam go za kremową, niewysuszającą formułę, przyzwoite krycie, piękne odbijanie światła i zauważalne odświeżanie spojrzenia. Jeden z najlepszych tego typu mazideł, jakie miałam okazję poznać. Czego niestety nie mogę powiedzieć o Excessive Lash Arresting Volume Mascara od Make Up Forever (klik). Jedyne, co ten drogi produkt robi z moimi rzęsami, to je lekko przyczernia i skleja. Żadnej objętości nie było. Skończyła mi się też pomadka ochronna do marki Skin & Tonic (klik). Był to produkt trzyskładnikowy, bezzapachowy i rzeczywiście nawilżał naskórek ust na długi czas.
Czas na pielęgnację.
Z odżywki do włosów Isany byłam zadwolona. Ta rzadka emulsja ładnie pachniała i sprawiała, że włosy były nawilżone, gładkie oraz przyjemne w dotyku bez obciążania. Skarpetki złuszczające Exclusive Cosmetics przebiły u mnie podobny produkt SheFoot. Są dostępne w Rossmannie i działają szybko i skutecznie. U mnie naskórek zaczyna łuszczyć się po 3-4 dniach od zabiegu, a sam proces zajmuje zaledwie 4-5 dni. A miewałam kwasowe skarpetki, po których cały proces zabierał 3 tygodnie... Więc już wiecie, czemu EC wyparło u mnie konkurencję. Nawilżający płyn micelarny Vianka (klik) był świetny pod każdym względem - ładnego składu, zapachu, skutecznego acz delikatnego działania. Nie mam nic do zarzucenia temu polskiemu produktowi. O bubelku Lirene napiszę osobnego posta, gdzie dokładniej wyłuszczę, czym mi podpadł. Stay tuned. Antyperspiranty Dove czy Garnier lądują u mnie regularnie, a stosuję je naprzemiennie. Wprawdzie zauważyłam ogólny spadek skuteczności drogeryjnych antyperspirantów, ale lepszej alternatywy niestety na razie nie znalazłam. Olejek z awokado okazał się wielofunkcyjnym, skutecznym cudem (klik). Za nim też już tęsknię! A maseczka Glamglow też na pewno doczeka się wpisu. Tutaj tylko napiszę, że choć zajeżdża perfumowaną spiruliną (czyli rybą), to naprawdę dobrze oczyszcza, ALE... ciąg dalszy nastąpi ;)
Bardzo ciekawe denko, perfumy mają piękny zapach. Ciekawi mnie bardzo maska Glamglow :)
OdpowiedzUsuńta konkretna wersja Glamglow jest bardzo inwazyjne - moim zdaniem nie dla wrażliwych cer :)
UsuńO, mówisz, że te skarpetki są całkiem spoko? Ja próbowałam już chyba z 3 różnych firm, z czego tylko jedne zdziałały. Siegnę po nie, bo właśnie zamówiłam sobie hydromasażer do stóp, więc akurat taki zabieg złuszczający wpisze się w moje małe spa <3
OdpowiedzUsuńu mnie naprawdę świetnie się sprawdzają, więc warto spróbować ;)
UsuńW swoim czasie intensywnie używałam tej właśnie odżywki do włosów. Przeszłam przez kilka opakowań i powiem Ci, że co jakiś czas mam ochotę do niej wrócić. Wybitna może nie jest, ale daje radę :)
OdpowiedzUsuńlegendarnej babassu nie przebiła, ale zgadzam się - jest spoko :)
UsuńJa teraz właśnie miałam takie 3-tygodniowe skarpetki i jest możliwe, że chodzi o te same :P
OdpowiedzUsuńa próbowałaś Exclusive Cosmetics?
UsuńKorektor Narsa bardzo mnie kusi, ale muszę najpierw zapolować na miniaturę, do testów.
OdpowiedzUsuńmyślę, że w Sephorze nie powinno być problemu ze zdobyciem miniatury :)
UsuńŁadne denko, lubię tego micela Vianka :)
OdpowiedzUsuńja też!
Usuńdzięki :)
mnie gąbki zupełnie się nie kruszą i nie dziurawią. Mam oryginalnego BB, Diora i kilka innych, po ponad roku wyglądają prawie jak nowe z lekkimi przebarwieniami. ale zero dziurek.
OdpowiedzUsuńmi oryginalny BB też się nie dziurawi, ale blend it i real techniques już tak
UsuńŁadnie Ci poszło :)
OdpowiedzUsuńdzięki :)
Usuńsuper denka :D Ja muszę w końcu zacząć wykańczać to co mam pootwierane :)
OdpowiedzUsuńdo dzieła!
UsuńTa gąbka jest świetna
OdpowiedzUsuńja wolę Beauty Blendera :)
UsuńMoje jajo RT sprawdza się rewelacyjnie, aż jestem zaskoczona jego wytrzymałością!
OdpowiedzUsuńa u mnie wersja mini trzyma się super, ale normalne jajko baaaardzo szybko się niszczy :/
Usuńjajo RT u mnie sie nie sprawdza. Mam jakies chińskie jajo podróbke BB i jest swietne :)
OdpowiedzUsuńchcialabym kiedys wypróbować maski Glam Glow ale a razie cena mnie skutecznie zniecheca do zakupu..
ja na szczęście glam glow dostałam... i jestem fifty-fifty w odniesieniu do nich. nie wiem, czy zasługują aż na taki szum...
UsuńCiekawi mnie ten płyn z Vianka :) Garnier Neo również mam, tylko inną wersję zapachową i całkiem nieźle się sprawuje.
OdpowiedzUsuńja odkąd jestem bardzo aktywna fizycznie (jakieś 2,5 roku) zrobiłam się bardzo potliwa i niestety taki Garnier ledwo daje radę :)
UsuńMam nadzieję, że szybko uzupełnisz braki kadry i odetchniesz! Skarpety złuszczające na razie kupiłam z Shefoot (za Twoim poleceniem), bo akurat byłam w drogerii Jasmin i tylko to mieli z potencjalnie działających. Tym razem liczę na dobry efekt, bo te cholerne Puredermy tylko mnie zirytowały. Czarny Glamglow pachnie Ci rybą? Mi ani trochę, hmmm, nosie...? Bardzo mi się podoba skóra po niej, ale pieczenie ryjka na początku jest konkret. Podobne mam przy błotnej-niebłotnej masce Sephory. A jednak obie działają super, więc może warto się przemęczyć :)
OdpowiedzUsuńno zobaczymy. na razie nie ma nikogo rzetelnego :/
Usuńmam nadzieję, że i u Ciebie Shefoot się sprawdzą!
pieczenie ryjka niestety u mnie nie przejdzie, bo od razu rumień daje się we znaki. jaśnie pani naczynkowa nie znosi takich efektów niestety