Osoby, które są ze mną od dawna wiedzą, że nie dogaduję się z kosmetykami Lirene. Jednakowoż W KOŃCU natknęłam się na coś od nich, co zrobiło na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Nie kupiłam zestawu sama - dostałam go od Hexxany. Sięgnęłam po mazidła bez większych oczekiwań, a zostałam zaskoczona widocznymi efektami. Po raz pierwszy szczere oklaski ode mnie dla marki.
Terapia antycellulitowa zainspirowana została dwoma zabiegami: kriolipolizą oraz liftingiem termicznym. Składa się z dwóch kroków: pierwszy, żel chłodzący, powinniśmy stosować na dzień, a drugi, żel rozgrzewający - na noc. Od razu powiem, że ja rankami mam takie urwanie głowy, że oba kroki stosowałam wyłączenie raz dziennie po wieczornej kąpieli. Najpierw zużyłam żel rozgrzewający, a po nim chłodzący. Każda tubka o pojemności 100 ml wystarczyła mi na około 12-14 dni stosowania.
Żel chłodzący ma postać niebieskawej emulsji i oczywiście pachnie mentolem. Chłodzi mocno i intensywnie, co w ciepłe wieczory było całkiem przyjemne. Żel rozgrzewający to biała emulsja o kwiatowym zapachu. Rozgrzewa naprawdę mocno; powiedziałabym, że pali aż miło, na granicy bólu. Oba kosmetyki dość szybko się wchłaniają po krótkim masażu, nie zostawiając nieprzyjemnego filmu.
Oczywiście po, w założeniu, dwutygodniowej (a praktycznie w moim przypadku miesięcznej) kuracji nie zauwyżymy nie wiadomo jak widocznej redukcji cellulitu. Zresztą ja od produktów z nazwy antycellulitowych żadnych cudów nie oczekuję; chcę tylko i aż ujędrnienia skóry - zwłaszcza, że próbuję (słowo-klucz, bo jeszcze się nie udało) wrócić do rozmiaru sprzed roku, czyli de facto zgubić 6-8 kg, a redukcja wagi może (choć nie musi) wiązać się z utratą elastyczności skóry. Opisywany dziś duet ujędrnia naprawdę świetnie - już po kilku zastosowaniach skóra zrobiła się zauważalnie napięta i gładsza w dotyku. Teraz, kilka dni po wtarciu w cielsko ostatniej porcji, owo napięcie zaczyna znikać, więc czym prędzej zamierzam sięgnąć po inne serum Lirene, bo dzięki Asi mam zapasik.
Składowym purystom lista ingrediencji raczej się nie spodoba. Może i jest na co kręcić nosem, ale duet działa. Być może stosowany zgodnie z zaleceniem działałby jeszcze widoczniej.
Szczerze polecam, jeśli oczekujecie widocznego ujędrnienia i napięcia skóry, a nie jesteście składowymi purystami. Odradzam osobom wrażliwym na efekty termiczne, bo są one naprawdę intensywne (rozgrzewający wręcz na granicy bólu).
mnie to bardzo parzy i chłodzi ;p
OdpowiedzUsuń:)
UsuńCieszę się, że zostałaś mile zaskoczona :)
OdpowiedzUsuńja też :D
UsuńSeria mi w ogóle nieznana. Ale jak już wiesz, bo pod każdym Twoim wpisem na temat tego typu kosmetyków piszę, nie używam tego typu produktów. Wien ze powinnam ale jakoś tak :) ten etap pielęgnacji zupełnie pomijam.
OdpowiedzUsuńAle fajnie, ze seria Cię zaskoczyła i jesteś zadowolona :)
stosowanie tego typu kosmetyków to żaden mus :) ja jednak lepiej się czuję psychicznie kiedy po nie sięgam ;)
UsuńOgólnie to nie przepadam za Lirene, ale ostatnio bardzo polubiłam balsam w sprayu o zapachu lotosu i mi się skończył dziś :( Ujędrniającego nic nie miałam ;)
OdpowiedzUsuńrozumiem :)
UsuńBardzo ciekawa jest ta seria, przy okazji wypróbuję :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMówisz, że działa? Hmmm... Z Lirene mam jak Ty, to znaczy nie widzę zazwyczaj żadnych efektów po zastosowaniu kosmetyków od nich, ale może akurat i tutaj będziemy miały podobnie :) A moje nogi z pewnością byłyby mi wdzięczne ;)
OdpowiedzUsuńjeśli nie masz nic przeciwko intensywnym atrakcjom termicznym, wypróbować warto :)
UsuńWarto wiedzieć, że trafiłaś na perełkę w ofercie Lirene :)
OdpowiedzUsuńJeżeli mam wybierać, wolę produkty chłodzące niż rozgrzewające aczkolwiek z racji problemów ze skórą unikam obu wariantów w takim wydaniu.
ja z kolei nie wzbraniam się przed efektami termicznymi, bo mam wrażenie (być może efekt placebo ;)), że takie kosmetyki trochę lepiej działają niż te bez takich atrakcji....
Usuń