Kwiecień plecień, bo przeplata... W Blackpool wczoraj było słońce i bezkurtkowa pogoda, a dziś leje, wieje i bez okrycia ani rusz. Grrr. A kwiecień przecież się skończył. A skoro się skończył, zajrzyjmy do torby, w której pieczołowicie przechowuję opakowania zużytych kosmetyków.
Kolorówka:
Puder bambusowy z Biochemii Urody podesłała mi Gosia. Zużycie kosmetyku zajęło mi półtora roku. Jest to bardzo wydajny produkt. Bardzo lubię bambuska. Daje efekt zdrowego matu, który utrzymuje sie u mnie przez około 4 godziny (mam bardzo tłustą cerę i mało co matuje mnie na dłużej), nie zapycha, w żaden sposób nie szkodzi skórze i jest trasparentny. Czego chcieć więcej? Ok, opakowanie ma kiepskie, bo pokrywka pęka...
Szminkę z Avonu pokazywałam tutaj. Dobry dzienniak. Nie wiem, czy jest jeszcze dostępna, bo był to dinozaur w mojej kosmetyczce.
Jego bublowatość błyszczyk Lovely kiss kiss, którego obsmarowałam tutaj, jest bardzo kiepskim zawodnikiem. Szczerze nie polecam. Zużywałam go, kiedy domownicy szli spać i nikt mnie nie widział, a nie poleciał do kosza, bo miał jakieś tam właściwości nawilżające.
Pielęgnacja twarzy:
Spotkanie z marką Decleor zawdzięczam Hexxanie. Z tego ciekawego doświadczenia wyniosłam przede wszystkim miłość do ich pięknie pachnących olejkowych emulsji, jak np. ylang ylang ze zdjęcia obok (klik). Nocny balsam do twarzy był megaodżywczy, ale bardzo, bardzo, bardzo tłusty (tłustszy niż olejkowe emulsje), co jednak mi przeszkadzało. Krem do mycia twarzy tej marki był poprawny. Stosowałam go do porannego mycia twarzy, bo miałam wrażenie, że resztek makijażu i całodniowych zabrudzeń nie usuwał dokładnie. Plus za niewysuszanie skóry (klik). Pomadka ochronna Tisane w sztyfcie okazała się, jak czytałam u Was, dużo gorsza niż wersja w słoiczku. Sztyfty Alterry zostawiają ją daleko daleko w tyle. Powrotu nie przewiduję. Żel hialuronowy z e-naturalne był niezwykle wydajny - służył mi przez około rok. Stosowałam go niemal codziennie do mieszania z olejkami w celu stworzenia lekkiego serum do twarzy. Bardzo lubię i na pewno ponownie kupię taki kwas, choć nie wiem jeszcze czy z tego, czy z innego źródła. Serum z witaminą C Bielendy opisałam w poprzednim poście (klik). Jego działanie było bardzo delikatne, ale zauważalne. Moja cera zrobiła się dzięki niemu gładsza i była rozświetlona, ale niestety nie pomógł rozjaśnić mi blizn po wypryskach.
Pielęgnacja ciała:
Krem do rąk Evree sprawdził się u mnie na czwórkę (klik). Znam lepsze, ale i dużo gorsze produkty od niego. Po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji olejku Slim Evree miałam bardzo duże oczekiwania, które niestety nie znalazły odzwierciedlenia w rzeczywistości. Olejek ładnie pachnie i delikatnie natłuszcza skórę, ale nie zdziałał cudów w kwestii jej ujędrnienia, a do tego nieco zapychał mi skórę na dekolcie, bo w czasie jego stosowania miałam w tym miejscu wypryski, a niczym innym w tym czasie biustu i dekoltu nie smarowałam.... Chciałabym w przyszłości kupić i porównać działanie wszystkich olejków do ciała Evree. Może uda mi się trafić na jakąś promocję. Obecność Lactacydu chyba nikogo zaglądającego tu regularnie nie dziwi. Nie wiem, które to już zużyte opakowanie. Do szamponu Isany z mocznikiem na pewno wrócę (klik). Nie uderza po kieszeni, dobrze myje włosy bez plątania i przesuszania, a do tego pomógł mi uporać się z przesuszeniem skalpu. Perełka. Zmywacz do paznocki Isany również nie trafił do mnie po raz ostatni. Jeden z moich ulubionych.
Próbki:
Zużyłam pakiet próbek, które trafiły do mnie od Magdaleny, Hexxany i Justyny. Zdecydowanie bardzo miło będę wspominać esencje Decleor, zwłaszcza olejek mandarynkowy, który przepięknie mandarynkowo pachnie i genialnie wygładza skórę. Na temat kremów do twarzy po jednym-dwóch użyciach wiele powiedzieć się nie da. Te z Clarins wydały mi się obiecujące. Krem BB z Kiehl's był dla mnie trochę za ciemny i miał dziwaczny zapach, co na pewno nie zachęciło mnie do rozważenia wspólnej przygody....
I jeszcze...
R.I.P. rozświtlaczo-różu z Lily Lolo (klik). Tak to jest, kiedy mieszka się pod jednym dachem z niezdarą... Na szczęście mam tyle różów i rozświetlaczy, które używam z dużą większą przyjemnością, że za tym gagatkiem w ogóle tęsknić nie będę. Kiedy widowiskowo wymsknął mi się z dłoni, wywinął kozła, uderzył o stół i zleciał na podłogę, nawet nie uroniłam łezki, a jedynie skwitowałam zdarzenie wzruszeniem ramion i uczuciem rozdrażnienia, że muszę ponownie posprzątać... Z jakiegoś nieokreślonego powodu nie polubiliśmy się.
Sporo udało Ci się zużyć, a Decleora zazdraszczam, pięknie pachnie :)
OdpowiedzUsuńDecleor umiejętnie łączy olejki eteryczne w pięknie pachnące mieszanki :)
UsuńMuszę się zabrać za moje zużycia i napisać post ;) Sporo zużyłaś.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPuder bambusowy jest świetny dla tłustych cer, niestety zawsze występuje w wersji sypkiej. Kiedy jakiś sypki puder rozsypie mi się w znacznych ilościach, 'ubolewam' jak Ty nad rozświetlaczem :P
OdpowiedzUsuńach te megawydajne kosmetyki ;)
UsuńSzkoda różu :( Z drugiej strony pewnie da się go zastąpić jakąś ekscytującą nowością ;)
OdpowiedzUsuńchyba od roku po niego nie sięgnęłam, a jak już chciałam - bum. mnie nie jest szkoda :P
UsuńKwiecień był bardzo zimny, maj puki co również, z tym, że czasami pojawia się słońce. Ja jestem większą niezdarą niż jesteś sobie w stanie wyobrazić. kiedyś notorycznie wylatywały mi z ręki słoiki z majonezem. przestałam je kupować i jet ok.
OdpowiedzUsuńto też jest sposób, tyle że ja musiałabym wszystko przestawać kupować :D
Usuń:) mnie n szczęście tylko wybrane produkty z rąk wypadają.
Usuńciekawe czemu akurat majonez :P
UsuńCałkiem spore zużycia!Zainteresowała mnie ta marka Decleor,choć nigdy o niej nie słyszałam:)
OdpowiedzUsuńmarka jest godna uwagi :)
UsuńCałkiem spore zużycia!Zainteresowała mnie ta marka Decleor,choć nigdy o niej nie słyszałam:)
OdpowiedzUsuńbye bye różu :)
OdpowiedzUsuńbye bye, you won't be missed ;)
UsuńBardo lubię kosmetyki Isana :)
OdpowiedzUsuńja również :)
UsuńZgadzam się, że sztyft Tisane jest gorszy od słoiczka :)
OdpowiedzUsuńmiędzy innymi u Ciebie o tym czytałam :)
UsuńBardzo mi się podoba wizualna strona Twojego denka – przejrzyście tak z tekstem po bokach :).
OdpowiedzUsuńJa chodzę ciągle koło Decleoru i jeszcze nie dane nam było się spotkać – podobnie mam z Biotherm, ciekawa jestem bardzo, ale ceny sprawiają, że zawsze znajduję coś ważniejszego do wypróbowania.
A i mam tego bambusa, już po dacie ważności (ale chyba nie może się zepsuć, nie? przecież takie naturalne pudry są wieczne! :D), nie używam go właśnie z powodu upierdliwego opakowania. Nawet już pal sześć pokrywkę, samo wydobywanie tego ultramiałkiego proszku jest prawie niemożliwe – zaraz nade mną unosi się biała mgiełka i mam ufaflonione spodnie. Jak Ty go okiełznałaś??
yay, super, cieszę się :D
Usuńgdyby nie Asia, do tej pory na pewno nie znałabym Deocloru....
ja zużywałam jeszcze grubo po dacie ważności i absolutnie nic się z nim nie działo. co do okiełznania, kładłam ręcznik papierowy na kolana, he he :P
Je nie lubiłam tego pudru bambusowego. Bielił mi skórę i dawał efekt nieładnego matu, zdecydowanie bardziej wolę na skórze miekką satynę. Za to zmywacz z Isany uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńa ja zużyłam już drugie opakowanie tego pudru i kilka odsypek :P
UsuńBardzo ładne zużycia :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńMoja skóra lubi wszelkie pudry bambusowe albo ryżowe ;)
OdpowiedzUsuńmoja również :)
UsuńRIP mnie rozbroiło ;)
OdpowiedzUsuńróż towarzyszył mi przez ponad dwa lata, więc jakoś trzeba było go pożegnać ;)
UsuńZielona Isana jest najlepsza ze wszystkich! Moja siostra jest wierna różowej wersji bez acetonu i zawsze kiedy muszę zmyć lakier w domu rodzinnym cierpię katusze - t a k b a r d z o wysusza skórki.
OdpowiedzUsuńw ogóle zielona Isana to jeden z najlepszych zmywaczy na rynku :)
Usuń