niedziela, 30 listopada 2014

Zużycia listopada (11. 2014)

Aż nie chce się wierzyć, że już prawie cały rok za nami!

Co do zużyć. Twarz:


Białą glinkę Organique dostałam od Hexxany. Słowem kluczem przy opisie tego kosmetyku jest "delikatność". Glinka delikatnie oczyszczała twarz, delikatnie i na krótko ściągała pory, delikatnie wyrównywała koloryt skóry. Polecam wrażliwcom. Dla mojej tłustej cery była nawet nieco za delikatna, ale za to nie podrażniała naczynek. Balsam oczyszczający Balance Me był dodatkiem do magazynu. Dobrze oczyszczał pory, ale jest to kosmetyk bez którego mogę żyć. O peelingu enzymatycznym Lirene pisałam w poprzednim poście (klik). Nie dorasta do pięt mojemu ulubieńcowi z e-naturalnie. Lekki krem nagietkowy Sylveco również mnie nie zachwycił (klik).


Ciało i włosy:


Olejek Dabur Vatika kaktus niesamowicie mnie zaskoczył (klik). Całkowicie odmienił moje włosy, zmniejszając ich porowatość. Są teraz gładkie, jak nigdy. Oliwka Hipp jest dobrym nawilżaczem do ciała, ale nie dorównuje oliwce Baby Dream, która lepiej nawilża i uelastycznia moją skórę. Irysowe mydło Nesti Dante dobrze wywiązywało się ze swoich nieskomplikowanych zadań (klik). Kostki myjące Dove shea butter bardzo lubię. Pięknie pachną i delikatnie myją - czego chcieć więcej? Antyperspirant w kulce Dove gości tutaj już po raz koleny. Nie wiem, ile ich zużyłam; mi służą. Krem do rąk Lirene regeneracja nie sprawdził się na moich wyjątkowo problematycznych dłoniach (klik).


Sprawy okołopaznokciowe:


Cutex z drogerii Superdrug - zmywacz jak zmywacz. Działał poprawnie. Zdenkowałam też dwa maluchy Essence: 40 absolutely stylish (klik) oraz 41 very berry (klik), oraz rozcieńczalnik lakierów z Inglota. Doskonale reanimuje gluciejące lakiery. Z kolei wysuszacz New Kid (kupiony w Tk Maxx) to bubel, który z hukiem zalicza kosz. Nie dość, że nie spełnia swojej funkcji, to jeszcze kiedy po godzinie od malowania paznokci szłam spać, rano budziłam się z odciskami po pościeli, bo sam top coat nie wysychał w tak długim czasie...

sobota, 29 listopada 2014

Lirene Dermoprogram, peeling enzymatyczny

Peeling kupiła mi na moją prośbę Słomka. Akurat przyjechała mnie odwiedzić, a ja potrzebowałam czegoś do delikatnego złuszczania, i padło na łatwo dostępną propozycję polskiej marki.


Kosmetyk zamknięto w różowej, odkręcanej tubie. Nakrętka za każdym razem leci mi z dłoni przy próbie zamykania, czego szczerze nienawidzę i co za każdym razem doprowadza mnie do szału. Klapkę proszę, klapkę! Mazidło ma postać różowawej emulsji i bardzo ładnie, kwiatowo i świeżo pachnie. Zwykle nakładam produkt raz w tygodniu cienką warstwą na 5 minut, a potem pod prysznicem zmywam. Trochę się maże przy zmywaniu, ale też nie powiem, że jakoś wyjątkowo trudno pozbyć się go z twarzy.

Działanie? Jakieś jest, ale nie spektakularne. Powiedziałabym, że peeling jest co najmniej trzy razy mniej skuteczny od mojego ulubieńca z e-naturalne. Trochę wygładza skórę i ściąga pory. Skóra twarzy jest po nim przyjemna w dotyku. To wszystko; nie zostałam powalona na kolana.

czwartek, 27 listopada 2014

Barry M, Nail Paint, 262 Bright Red

Dziś pokażę cudną czerwień, idealną na obecną porę roku.


Dostępność: Boots, Superdrug
Cena: 2,99 funtów
Pojemność: 10 ml
Kolor: jak sama nazwa wskazuje - żywa czerwień
Wykończenie: żelkowe
Konsystencja: rzadka
Pędzelek: klasyczny
Krycie: nawet trzy warstwy nie są w 100% kryjące, ale manicure wygląda dobrze
Wysychanie: nie testowałam, użyłam wysuszacza (Revlon)
Zmywanie: lakier barwi podczas zmywania skórę i skórki
Trwałość: na moich paznokciach 3 dni



Availability: Boots, Superdrug
Price: 2.99 pounds
Volume: 10 ml
Colour: bright red
Finish: gel-like
Consistency: thin
Brush: classic
Coverage: a 3-coater
Drying time: not tested (I used Revlon quick dry top coat)
Removing: it dyes skin and cuticles red
Durability: 3 days

wtorek, 25 listopada 2014

Sylveco, lekki krem nagietkowy

Krem przywędrował do mnie od Hexxany. 50 ml wystarczyło mi na około 3 miesiące stosowania raz dziennie (na noc, choć jest to krem na dzień. Na dzień noszę na twarzy krem z filtrem).

Produkt zapakowano w plastikową butelkę z pompką o oszczędnej, ale przyjemnej dla oka grafice. Pompka działała sprawnie i nie zacinała się. Samo mazidło miało biały kolor i lekką konsystencję. Nie jest perfumowane, ale ma bliżej nieokreślony zapach. Zgaduję zatem, że pachnie sumą swoich składników.  Dużym atutem kremu jest szybkie wchłanianie się i brak tłustego filmu. Pod makijaż zastosowałam kosmetyk dwa razy i nie zauważyłam niczego niepokojącego.


Jeśli chodzi o działanie kremu przyznam, że nie wiem, co o nim napisać. Do samego końca nie wyrobiłam sobie zdania na temat tego kosmetyku. Stosowałam go na noc, zwykle łącząc z jakimś serum lub olejem, i większych problemów z cerą nie miałam - nie odnotowałam wysypu niedoskonałości, skóra nie była też przesuszona, mimo iż zaczął się sezon grzewczy. Mazidło nawilża więc przyzwoicie. Problem polega na tym, że fajerwerków także nie było. Nie zauważyłam żadnej zmiany w jakości skóry na lepsze ani obiecanej regeneracji, jeśli pojawiło się akurat coś do zregenerowania (np. ślady paznokci mojej córeczki). Ogólnie kosmetyk przewinął się przez moją łazienkę bez echa.

sobota, 22 listopada 2014

Sleek, Blush by 3, Pink Lemonade

Paletkę trzech różów Sleeka (9,99 funtów) dostałam w czerwcu w prezencie urodzinowym, który sama sobie wybrałam. Niesamowicie urzekło mnie to połączenie kolorystyczne. Poza tym taka paletka to świetna opcja na wyjazdy, gdyż zajmując relatywnie mało miejsca daje nam wybór między różnymi kolorami i wykończeniami, dzięki czemu możemy łatwo dopasować róż do reszty makijażu.


Jak na markę przystało, produkty zapakowano w solidną, czarną, plastikową kasetkę z porządnym lusterkiem.

W kasetce mamy dwa róże pudrowe i jeden kremowy:



Pink Mint to jasny, chłodny róż z drobinkami. Nie zauważyłam, by drobinki wędrowały po twarzy. Róż nie jest niestety najtrwalszy. Nałożony na przypudrowaną twarz trzyma się na mojej tłustej cerze przez około 6-8 godzin, w międzyczasie widocznie blednąc.



Kremowy Macaroon to odcień płatków róży. Nałożony na podkład po przypudrowaniu jest widoczny na mojej twarzy przez 9-10 godzin. Kosmetyk jest bardzo dobrze napigmentowany i tutaj trzeba kurczowo trzymać się zasady 'mniej znaczy więcej', bo inaczej łatwo można skończyć z efektem matrioszki.



Wreszcie Icing Sugar to ciepła brzoskwinia o satynowym wykończeniu. W moim przypadku ma tę samą średnią trwałość co Pink Mint.


Wszystkie trzy róże są dobrze napigmentowane, nie robią plam przy nakładaniu, łatwo się rozcierają, a nasycenie koloru można budować.

Minusy? Oprócz relatywnej nietrwałości różów pudrowych na mojej tłustej cerze nie podoba mi się, że właśnie te pudrowe produkty troszkę pylą (zwłaszcza Pink Mint), a pyłek ten ląduje w różu kremowym. Naprawdę tego nie lubię... 

Z odcieni jestem zadowolona. Podobam się sobie w każdym z nich.

piątek, 21 listopada 2014

Lirene Dermoprogram, krem kuracja do rąk regeneracja

Krem dostałam od Hexxany. Asia wie, że jako posiadaczka suchych, bardzo problematycznych dłoni, wciąż poszukuję świetnie nawilżających i regenerujących kremów. Z ciekawością sięgnęłam zatem po propozycję Lirene.


Kosmetyk zapakowano w czerwoną tubkę z klapką. Krem jest białego koloru i ma słodki zapach. Jego konsystencja może zostać opisana jako bardzo lekka. W moje suche dłonie wchłania się błyskawicznie i nie zostawia żadnego filmu.


Niestety mimo ogromnie zachęcającego opisu, krem w moim przypadku nie spełnił obietnic producenta. Nie zauważyłam żadnej regeneracji skóry dłoni. Wręcz przeciwnie, na noc musiałam wspomagać się Isaną z 5% mocznika, inaczej dłonie cierpiały. Krem nie pomógł też skórkom; podczas jego stosowania były suche, twarde i skłonne do zadzierania się. Mazidło nawilżało tylko doraźnie, na kilkanaście minut po aplikacji. Potem dłonie znowu były suche i wołały o nawilżenie.

Posiadaczkom bardzo suchych, problematycznych dłoni nie polecam. Natomiast jeśli od kremu oczekujesz doraźnego nawilżenia i bardzo szybkiego wchłaniania się, jak najbardziej można spróbować.

czwartek, 20 listopada 2014

Wibo, 1 Coat Manicure, 14

Dostępność: Rossmann
Cena: 6-7 zł
Pojemność: 8,5 ml
Kolor: czerwień z brązowymi podtonami, dość oryginalny odcień
Wykończenie: kremowe
Konsystencja: w sam raz
Pędzelek: klasyczny
Krycie: wbrew nazwie, jest to dwuwarstwowiec - jedna warstwa nie zapewnia pełnego krycia
Wysychanie: nie testowałam, użyłam wysuszacza (Revlon)
Zmywanie: bezproblemowe
Trwałość: pomalowałam nim paznokcie dwa razy z rzędu na różnych bazach i za każdym razem niestety już drugiego dnia pojawiały się u mnie odpryski
Bardzo mi się ten kolor podoba i strasznie ubolewam, że mimo odtłuszczenia paznokci i zastosowania bazy i topu lakier nie chce trzymać się moich paznokci :(



środa, 19 listopada 2014

Balm Jovi make-up #7 | Classic Brown

Dzienny makijaż w klasycznych brązach:



W makijażu użyłam:


Jak widzicie - jedna paleta, a tyle możliwości! Mam nadzieję, że udało mi się to udowodnić :)

wtorek, 18 listopada 2014

Nesti Dante, IRIS soap

Mydło dostałam w prezencie od Hexxany.


Na zdjęciu widzicie dużą, dwustu gramową kostkę, która wystarczyła mi na ponad dwa miesiące cowieczornych kąpieli. Mydło zapakowane było w ładny, fioletowo-biały papierek, ale oczywiście przełożyłam je sobie do mydelniczki. Nie mogłam jej zamknąć do końca przez jakieś 3 tygodnie - tak duża jest ta kostka...

Kostka pachnie irysowo z mydlaną nutą, przyjemnie. Pieni się obficie, a pianka jest zbita i kremowa.

Jedynym minusem produktu jest fakt, że musiałam po jego użyciu natychmiast nawilżyć skórę, bo, jak wiele mydeł, trochę wysusza. Innych zastrzeżeń nie mam.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Balm Jovi make-up #6 | Bold

Prosty jak budowa cepa makijaż w wersji odważnej (aparat wyostrzył niedociągnięcia, których na żywo nie widziałam):



Na sobie wole jednak granat w formie kreski, nie przytłacza mi aż tak tęczówki....

W makijażu użyłam:


niedziela, 16 listopada 2014

TAG: Perfekcyjna Pani Domu

OTAGowała mnie Justyna vel Maroccanmint. Znamy się osobiście; Justyna to naprawdę świetna babka jest :) 

A wracając do TAGu; kiedyś byłam straszną pedantką, ale przyjście na świat dziecka zrewolucjonizowało tę dziedzinę. Odpuściłam, perfekcyjną panią domu nie jestem... i dobrze mi z tym (albo tak sobie wmawiam).

OK, to może przejdę do pytań.


Dwa obowiązki domowe, które lubisz robić w domu.
Lubię robić pranie (i lubię zapach czystej bielizny), bo nie zajmuje to za dużo czasu. Po prostu wrzucam wszystko do pralki, a w rękach spieram tylko duże plamy zanim ubrania tam trafią. Lubię też prasować. Nie wiem czemu; z jakiegoś powodu zawsze tę czynność lubiłam. Uspokaja mnie, a przy okazji mogę robić coś jeszcze, np. oglądać wiadomości, youtube, itp.


Dwa obowiązki domowe, których nie lubisz robić w domu.
Nienawidzę sprzątać łazienki. Nie znoszę tego. Nie jestem też wielką fanką zmywania garów, ale nie unikam tego. Nie pozwalam im piętrzyć się w zlewie całymi dniami.

Czy lubisz gotować? Jeśli tak to jaka jest twoja popisowa potrawa?
Bardzo lubię gotować! A moją popisową potrawą będą chyba nadziewane papryki. Nadzienie zmieniam - czasem to kuskus z warzywami, czasem ryż z warzywami, czasem kasza z fasolą; zwykle przyrządzam je na pikantnie. W ogóle lubię pikantną kuchnię. Papryk nie nadziewam mielonym mięsem, bo mój facet lubi konkretne mięsko, więc zawsze jest coś na boku, np. pieczona pierś kurza.


Podziel się dwoma trickami a'la Perfekcyjna Pani Domu.
Nie jestem perfekcyjną panią domu i nie mam takich tricków...

Wymień dwóch ulubieńców pani domu.
Eeee, pralka i odkurzacz?

Mieszkanie czy dom?
Osobiście wolałabym dom. Mieszkania są dobre, ale sąsiadów sobie nie wybieramy, a oni czasem potrafią bardzo utrudniać życie i wzywać policję, kiedy w ich mniemaniu telewizor jest za głośno po 22.00 (pisane z doświadczenia)...


Kto prowadzi budżet domowy?
Obecnie ja, ale decyzję o większych wydatkach podejmujemy wspólnie.

Pedantka czy bałaganiarz?
Kiedyś byłam pedantką, ale teraz odpuściłam i nie biegam ze szmatą za córeczką. Chce nabrudzić, porozrzucać przedmioty - pozwalam. Dziecko w ten sposób poznaje świat.

Jak wyglądałby Twój wymarzony dom?
Miałby przestrzenne, dobrze oświetlone pomieszczenia i nowoczesne meble. Nie jestem fanką ciężkich, topornych mebli, nie znoszę bibelotów, bo tylko zbierają kurz. Dywanów też nie darzę wielką miłością - wolę drewniane podłogi, które mogę przemyć mopem i pozbyć się szybko kurzu i brudu.

Tradycja wyniesiona z domu, którą praktykujesz do dziś?
Wigilia i Wielkanoc przypominają te świętowane w moim rodzinnym domu :)


Nie taguję nikogo imiennie, ale jeśli masz ochotę odpowiedzieć na TAG - czuj się zaproszona :)

sobota, 15 listopada 2014

Balm Jovi make-up #5 | Smokey Eye

W tym klasycznym smokey eye wystąpiłam na weselu kuzyna. Na zdjęciach niestety przed wskoczeniem w kieckę, bo po wskoczeniu nie było czasu na robienie zdjęć:



W makijażu użyłam:


środa, 12 listopada 2014

Maybelline, Fit me! concealer (15)

Korektor kupiłam za 5,99 funtów/6,8 ml błąkając się pewnego dnia po Bootsie w poszukiwaniu czegoś do zakrycia cieni od niewyspania. Wystarczył mi na około 6 miesięcy niemal codziennego stosowania na same rejony podoczne.


Producent wpakował mazidło do opakowania kojarzącego się z błyszczykami, czyli przezroczystej tubki z gąbkowym aplikatorem. Mi bardzo wygodnie dozowało się produkt - kilka kropek pod oczami, które potem rozcierałam i wklepywałam palcami lub gąbką (ten ostatni to mój ulubiony sposób aplikacji korektorów).

Kosmetyk ma przyjemną, płynno-żelową konsystencję. Rozciera się bez problemu i nie roluje się.

Wybrałam drugi z kolei odcień w gamie. O ile dobrze pamiętam (a mogę się mylić) 10 był żółtawy, a ja lepiej wyglądam w korektorach lekko łososiowych - jak ten tutaj.


Krycie korektor ma lekkie w stronę średniego. Widocznych cieni nie zakryje. Nie nadaje się też do maskowania pryszczy. Niemniej na pewno lekko wyrównuje koloryt skóry pod oczami i ładnie odbija światło - a właśnie tego w korektorach szukam. Dodatkowym atutem tego produktu jest fakt, że nie przesuszał i nie obciążał skóry pod oczami, a  utrwalony odrobiną pudru nie zbierał się w zmarszczkach.

Minusy? Im mniej było go w opakowaniu, tym zaczął nabierać tendencji do ciemnienia (utleniania się) na skórze. Na szczęście, kiedy nałożyłam go cienką warstwą i dobrze roztarłam, nie było tego widać.

Ogólnie byłam całkiem z tego korektora zadowolona, ale ja nie mam dużych wymagań od korektora pod oczy. Byle lekko krył, nie wysuszał i nie wchodził w zmarszczki, i nie narzekam.

wtorek, 11 listopada 2014

Balm Jovi make-up #4 | Daily

Delikatny dzienniak, w którym główną rolę gra kreska wykonana przepięknym granatowym cieniem The Stroke:



 W makijażu użyłam:


poniedziałek, 10 listopada 2014

Wibo, Glamour Satin, 4

Dostępność: Rossmann
Cena: 6-7 zł
Pojemność: 8,5 ml
Kolor: ciemny, bakłażanowy fiolet mieniący się delikatnie na zieleń (duochrom)
Wykończenie: zmatowiony duochrom
Konsystencja: w sam raz
Pędzelek: klasyczny
Krycie: dwuwarstwowiec
Wysychanie: całość, czyli baza i dwie warstwy lakieru wyschły całkowicie po kilku minutach
Zmywanie: bezproblemowe
Trwałość: na moich paznokciach 3 dni

Udawajcie, że nie widzicie moich zadziorów. Sam lakier wygląda ciekawie, nieprawdaż?



niedziela, 9 listopada 2014

sobota, 8 listopada 2014

Dabur Vatika, olej "dziki kaktus"

Olej ten dostałam dawno, dawno temu od Lady In Purplee. 200 ml wystarczyło mi na długie miesiące (może nawet rok?) stosowania średnio dwa razy w tygodniu.

Skład INCI: Paraffinum Liquidum, Canola Oil, Palm Oil, Olea Eurpoaea (Olive) Oil, Phenyltrimethicone, Parfum, Aloe Barbadensis (Cactus) Extract, Avobenzone, Eruca Sativa (Garger) Extract, Vitamin E, Acetate, Rosemarinus Officinalis (Rosemary) Ropa, Hydro Benzochinon, Allium sativum (Garlic) Extract, CI12740, CI61565

Olej wygląda i pachnie jak... płyn do mycia naczyń. Takie mam skojarzenia. Konsystencję oczywiście ma oleistą, a do tego bardzo tłustą, gdyż jego bazą jest parafina (a może nafta kosmetyczna?). Mimo tej tłustości nigdy nie miałam problemów ze zmyciem go z włosów i skóry głowy.

Produkt zapakowano w plastikową butelkę z wielkim otworem. Notorycznie wylewałam sobie na dłoń za dużo kosmetyku, więc ostatecznie przelałam go do butelki z pompką, co okazało się dla mnie idealnym rozwiązaniem.


Działanie.... Musze powiedzieć, że olej bardzo mnie zaskoczył. Wprawdzie na wypadanie włosów nie miał wpływu (ciągle wypada mi ich mniej lub więcej, ale wypadają), ale za to jego regularne stosowanie przyniosło inne, niesamowite dodam, efekty. Moje włosy były średnio- lub nawet wysokoporowate. A po kilku miesiącach kilkugodzinnych sesji z olejkiem dwa razy w tygodniu ich porowatość znacznie zmalała. Zauważyła to nawet moja fryzjerka, kiedy poszłam podciąć końcówki. Kłaki są zdecydowanie gładsze, lejące, miękkie i błyszczące. Są też bardziej nawilżone niż kiedyś. Jedynie objętości im brak, ale tutaj musiałabym sięgać po kosmetyki do stylizacji i suszarkę, których nie lubię i unikam. Dodam też, że mimo iż włosy mi lecą, widzę u siebie mnóstwo baby hair, które aktualnie sterczą mi na czubku głowy na wszystkie strony i trudno nad nimi zapanować.

Byłam z tego jadowicie zielonego oleju bardzo zadowolona. Ode mnie kciuk w górę :)

piątek, 7 listopada 2014

Balm Jovi make-up #2 | Coming out of my comfort zone

Ten makijaż stanowi wyjście z mojej strefy komfortu, gdyż pierwsze skrzypce gra w nim zieleń khaki, która nie zawsze dobrze komponuje się z niebieską tęczówką. Połączyłam ją z ciepłym brązem i wyszło coś takiego (w rzeczywistości kolory były dużo intensywniejsze):



W makijażu użyłam:


czwartek, 6 listopada 2014

The Balm, Balm Jovi Rockstar Palette + Balm Jovi make-up #1 | Poprawinowy

Paletę Balm Jovi dostałam w niespodziewanym i bardzo udanym prezencie od Kataliny. Dziękuję, dziękuję, dziękuję :* 


Jak to ujęła Kasia - jedna paleta, wiele zabawek. A te zabawki to dokładnie dwanaście cieni do powiek, pudrowy róż, rozświetlacz oraz dwa pomadko-róże w kremie.

Opakowanie jest kolorowe, tekturowe ale mocne, z dwiema klapkami zamykającymi się na magnes. Bardzo podoba mi się fakt, że klapki oddzielają konsystencje kremowe od pudrowych, gdyż nic mi się nie osypuje do pomadek. Proste, a skuteczne. Dodatkowo całość jest leciutka i kompaktowa - idealna do zabierania w podróż.

Przyjrzyjmy się bliżej odcieniom poszczególnych kosmetyków.


Metal-ica: perłowe srebro

Adagio: kremowy mat

Blink 1982: różowawy brąz z drobnym srebrnym brokatem



Iron Maid-in: chłodne perłowe złoto

Allegro: bardzo ciepły brąz, mat

The Stroke: granat z drobnym lazurowym brokatem



Lead Zeppelin: zieleń khaki z drobnym złotym brokatem

Moderato: bakłażan, mat

rem: lilak, mat



Alice Copper: burgund, satyna

Presto: czekoladowy brąz, mat

Third Eye Blonded: bardzo jasny róż, perła


Cienie mają dość kruchą konsystencję. Należy naprawdę delikatnie przykładać do nich pędzelek, inaczej kruszą się. Jest to jednak ich jedyna wada. Poza tym są obłędnie napigmentowane, dobrze się aplikują i rozcierają. O ile nakładamy je w małych ilościach i stopniowo budujemy krycie, praca z nimi to sama przyjemność. Na bazie trwają na oku w niezmienionym stanie do demakijażu.

Muszę przyznać, że nie miałam w życiu tak świetnych jakościowo cieni. Przebiły wszystko, co mam w kosmetyczce, włącznie z cieniami Urban Decay. Kocham je szaleńczo i gdybym musiała oddać wszystkie swoje cienie i mogła zatrzymać tylko jedną paletkę, wybór byłby bardzo, bardzo, bardzo prosty.



Solid Gold to piękny złoty rozświetlacz. Jest bardzo trwały, tworzy na skórze cudną taflę. Róż Don't You Want Me? to odpowiednik Frat Boya marki. Piękny, niezwykle twarzowy odcień, znakomita trwałość (od nałożenia do demakijażu) oraz matowe wykończenie to przepis na róż idealny. Ma jednak tę samą konsystencję co cienie, więc kruszy się pod większym naciskiem pędzelka. Ze względu na świetną pigmentację trzeba aplikować go lekką ręką.

Milly i Vanilly rzeczywiście spisują się i w roli różu (utrzymując się do demakijażu) i pomadek (tu na moich ustach ich trwałość wynosi około 3 godziny). Ogromnie podoba mi się ich matowe wykończenie. Nałożone na pomadkę ochronną nie wysuszają moich ust. Milly to łososiowy róż a Vanilly - czerwień.



Best palette this century? Tak, zdecydowanie! Dzięki tej palecie jeszcze bardziej chcę Balm Voyage oraz Meet Matt(e) Nude, a na wish-listę wskoczyły również Nude'Tude oraz Balmsai :)


Przygotowałam dla Was siedem makijaży przy użyciu mojej ulubienicy. Dziś pokażę pierwszy z nich - miałam go na sobie na poprawinach wesela kuzyna. Z góry bardzo przepraszam za jakość zdjęć - ja nie umiem fotografować dobrze makijażu (a w opcję wchodzi tylko fota "z rąsi", co stanowi spore utrudnienie), a mój aparat dodatkowo bardzo zjada kolory i na zdjęciach makijaż nie jest nawet w połowie tak intensywny, jak na żywo (chociaż podkręciłam kontrasty w Picassie). Tyczy się to całej siódemki malunków, a wiedzcie, że starałam się jak mogłam :(

 



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...